Rozdział VIII 7 maja 1998

279 35 5
                                    

Nie opowiedziałam niczego Ginny. Nie wiem nawet, czy chcę. Nadal istnieje szansa, że ja i Ron do siebie wrócimy, a takie rewelacje... nie wiem, czy nawet ona potrafiłaby mi to wybaczyć. W końcu to jej brat. I o ten brat, z którym zawsze była najbliżej...

To cholernie głupie, wiem, że w głowie mam takie dyrdymały, podczas gdy cały czarodziejski świat idzie w rozsypkę.

Bo nie jest najlepiej, delikatnie rzecz ujmując i obawiam się, że może się jeszcze bardziej pogorszyć. Śmierciożercy uciekli. Nie wszyscy, ale jednak znaczna ilość pozostaje na wolności. Strach wychodzić po zmroku, w ciągu dnia z reszta też. Wzrosła ilość przestępstw przeciwko mugolom, jest ich obecnie nawet więcej niż za czasów walki z Voldemortem. Wprawdzie nikt ich jeszcze nie morduje, ale właśnie to „jeszcze" przeraża mnie najbardziej. To wszystko dąży w naprawdę złym kierunku. A Harry... Z jednej strony mu się nie dziwię, ale z drugiej chciałabym, żeby jeszcze jeden raz postarał się dla nas wszystkich. Zaczął powtarzać, że to nie jego świat, że on się w nim nie urodził, że ma dość, że chce odejść i zaznać odrobiny spokoju. Zadeklarowaliśmy pomoc, wszyscy: ja, Ron, Ginny. Ale on jest nieugięty. Może jak porozmawia z Ginewrą, to zmieni wreszcie zdanie. Mówiła, że m jakiś argument, któremu się nie oprze. Idziemy do niego dzisiaj.

Oby wszystko było dobrze, jak dawnej...



‒ To nie w chodzi w grę. ‒ Twarz Harry'ego przybrała niezwykłą jak na niego barwę purpury. Ron już na początku rozmowy poczerwieniał aż po czubki uszu, Ginny dołączyła zaraz po nim. Mówił jednak spokojnie, beznamiętnie nawet, jakby cały ten temat wyprał już z niego resztki emocji.

‒ Harry, zrozum, a jeśli to jedyny sposób, jedyna szansa na opanowanie tego... szaleństwa? ‒ próbowała jeszcze Hermiona.

Jednak on obrzucił ja tylko ponurym spojrzeniem.

‒ To już nie moja sprawa ‒ burknął. ‒ Strażnik Insygniów, Tymczasowy Minister Magii i co jeszcze? Może obwołają mnie dyrektorem Hogwartu oraz przywódcą Zakonu Feniksa?

Hermiona patrzyła na niego spod zmarszczonych brwi, kątem oka widząc, że Ginny jest nie mniej zaniepokojona od niej. Harry rzeczywiście był zmęczony tym wszystkim, znacznie bardziej, niż podejrzewali. Przygryzła wargę.

‒ Posłuchaj... ‒ zaczęła pojednawczym tonem.

‒ Nie, to wy mnie posłuchajcie ‒ ostry głos przyjaciela przerwał jej wypowiedź. ‒ Przemyślałem to jeszcze tam, w lesie. Miałem sporo czasu: warty, ciężka atmosfera. Spodziewałem się, że Ministerstwo będzie chciało nas wykorzystać. I obiecałem sobie, że choćby nie wiem co, gdy już pokonam Voldemorta, odejdę. Wiem, że moja postawa może być dla was szokiem, bo z waszej perspektywy, to stało się nagle... Ale nie dla mnie. Prawda jest taka, że trzymałem to w tajemnicy i dusiłem w sobie, żeby nie dolewać oliwy do ognia... Podejrzewałem, że koniec wojny nie będzie oznaczał końca problemów. Myślałem tylko, że będę miał więcej czasu, że zdążę wam to wszystko na spokojnie wyjaśnić.

‒ Czemu nie powiedziałeś tego wcześniej? ‒ wyrwało się Hermionie, ale natychmiast tego pożałowała. Mroczne, nieco drwiące spojrzenie przyjaciela spoczęło na jej twarzy, a jej policzki teraz także olał szkarłatny rumieniec. Nic nie powiedział, bo i nie musiał mówić. On, jako jedyny, wiedział, że ona i Severus współpracowali ze sobą... Reszty... reszty musiał się jakoś domyślić.

Tak, nie tylko ty miałeś swoje tajemnice, Harry...

zanim zorientowała się, co robi, Harry ruszył do drzwi.

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz