Rozdział XV - 2 stycznia 1980

239 28 9
                                    

Hermiona Johnson.

Tak się teraz nazywam. Jednak dziwniej niż z nowym nazwiskiem czuję się z myślą, że muszę zabiegać o zainteresowanie Severusa Snape'a. Gdy miesiącami myślałam o chwili, w której go zobaczę, sądziłam, że się ucieszę.

A tu nic. Cisza. Zero emocji. Teraz, gdy tak o tym myślę, odepchnęłam go właśnie dlatego: bo niczego nie czułam. Nie przez zapach alkoholu i papierosów. Nie przez zaniedbane mieszkanie ale właśnie dlatego, że zbyt mało przypominał JEGO. Bo Severus Snape tu i teraz jest i nie jest taki jak Severus, w którym się zakochałam.

Bo chyba właśnie to się stało, prawda?

Zakochałam się?

Wiem, że mi go brakuje. Oczywiście Rona i reszty przyjaciół też, ale jego w inny, bardziej intensywny sposób. Czasem mi się śni.

A czasem nie.

Gdybym nie miała jego zdjęcia w pamiętniku, zdjęcia wyciętego z gazety, bo przecież on nie dałby mi się sfotografować, chyba zapomniałabym, jak wyglądał.

To troch dziwne i przerażające, jak łatwo się zapomina...

Miałam dzisiaj spróbować go odwiedzić, ale chyba nie mam na to siły. I chyba raczej mnie nie wpuści. Musze porozmawiać z Dumbledorem, może powinnam wychować Harry'ego sama.

Nie wiem, czemu się tak strasznie upierałam, żeby to zrobić razem z nim. Czy naiwnie myślałam, że stworzymy rodzinę? Czy bałam się podjąć takiej odpowiedzialności? Fakt, ślub zapewniłby mi jakiś dokument potwierdzający moje istnienie w tym świecie, dałby mi realne nazwisko...

Może chciałam zapobiec jego żalowi do samego siebie, że zrobił dla Harry'ego zbyt mało? Nie wiem. Wydawało mi się, że to wszystko będzie prostsze, inne...

Pewna jestem natomiast jednej rzeczy: gdybym miała więcej czasu, żeby przemyśleć ten plan, w życiu bym się go nie podjęła.

Nie wiem, czy mam ochotę przechodzić przez kolejne przesłuchanie. Severus zadawał mi tyle pytań, jakby podejrzewał, że to, co mówię jest kłamstwem i próbował mnie złapać na nieścisłościach lub plątaniu się w zaznaniach. Teraz wydaje mi się, że może par razy mu się udało. Czy właśnie siedzi i analizuje wszystko, co mu powiedziałam?

Jeśli jest choć trochę podobny do mojego Severusa (Merlinie, czy ja to naprawdę napisałam?!), to odpowiedź brzmi tak.

Dziwnie się czuję, pisząc swoje myśli tu, na papierze, bo gdy je potem czytam, brzmią głupio, dziecinnie i naiwnie. Brzmią trywialnie. A jednak łudzę się, że jeśli kiedyś ktoś to przeczyta, zrozumie dlaczego podjęłam takie a nie inne decyzje. Chyba pisze to wszystko trochę dla tego przyszłego Severusa. Może dla swoich przyjaciół. Może liczę na rozgrzeszenie za swoje błędy?

To jest chyba najdłuższy z moich wpisów. Najdłuższy i najbardziej rozwlekły i pozbawiony treści, a jednak jakoś nie chcę przestać pisać. Potrzebuję z kimś przegadać wczorajsze spotkanie, tę jednostronną rozmowę.

I to, że naprawdę nie wiem, jak ten nadęty, ponury dzieciak bez zasad i manier stał się Mistrzem Eliksirów, którego znam. Nie wiem i wiem. Cholera... To strasznie pokręcone patrzyć na niego, na kogoś kogo się znało, gdy był znacznie starszym. I nie jest to komfortowe uczucie. Próbuje podejść do tego jak do zwykłego zadania, ale tez się nie da. Nie potrafię pozbierać myśli. Nie potrafię, gdy na niego patrze, pozbyć się spod powiek obrazu twarzy Severusa, gdy umierał.

Twarzy, od której się odwróciłam. Więc może teraz przyszedł czas zapłaty na grzechy?

A przynajmniej pokuty i zadośćuczynienia?

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz