Rozdział XIII - 31 grudnia 1979

228 28 3
                                    

WARNING! TEN ROZDZIAŁ RÓWNIEZ NIE BĘDZIE MIŁY. TAK, JAK OSTRZEGAŁAM W JEDNYM Z POPRZEDNICH ROZDZIAŁÓW, TAK OSTRZEGAM I TERAZ: ROZDZIAŁ ZAWIERA OPIS TOKSYCZNEJ SCENY, PRZEMOCY SEKSUALNEJ.




Gdy teraz tak o tym myślę, to było wyjątkowo szare i smutne pół roku: oglądać wszystko, co znało się z książek o historii magii na własne oczy i nie móc zapobiec ani jednej tragedii, ani jednej śmierci... Zauważyłam, że zyskałam nowe hobby: zbieranie wydań Proroka Codziennego z każdym zdarzeniem, które pamiętam, które przewidziałam... mam nawet takie z dnia, w którym się urodziłam... Nie, żeby wzmianka o moich narodzinach pojawiła się w którejkolwiek z rubryk... Ale dla mnie to data magiczna: oto minął dziwny czas, w którym żyłam, chociaż jeszcze nie zdążyłam nawet przyjść na świat.

Udało mi się znaleźć małe mieszkanie w mugolskiej części Londynu. Chyba specjalnie szukałam takiego blisko domu, w którym mieszkałam jako dziecko. Lubię przechodzić pod jego oknami: patrzyć na chwile, których nie mogę pamiętać, na urywki życia stracone na zawsze... Chyba robię się trochę zbyt sentymentalna, czyż nie?

Chciałabym mieć z kim porozmawiać, ale moi przyjaciele albo się jeszcze nie urodzili, albo wcale nie wiedzą, kim jestem. Nawet Hagrid podchodził do mnie z dużą rezerwa i nieufnością, gdy próbowałam go zagadnąć. Twierdził, że „nie lubią tu obcych" „że to takie czasy, cholibka, że nie wiadomo, czy zaprosić kogoś na herbatę, czy posłać Drętwotę zanim się odezwie".

Teraz już chyba przywykłam i dlatego znalazłam siłę, żeby zrobić to podsumowanie. Bo Sylwester to dzień podsumowań prawda? Jaki jest więc bilans tego roku (którego)?

1998:

- zabitych szalonych czarnoksiężników – 1

- straconych związków – 2

- przegranych rebelii – 1

1979:

- zabitych czarnoksiężników – jak to właściwie liczyć? 0? -1?

- nawiązane znajomości... 0

- randki z Severusem Snapem – 0

Chyba nie idzie mi tak dobrze jak myślałam, prawda?

Nie wiem jak udało mi się nie spotkać go nawet na jego własnej ulicy. Może już tu nie mieszka? Jeszcze? To wszystko jest zbyt pogmatwane.




Po kilku godzinach spędzonych przy oknie swojej kawalerki, Hermiona zdecydowała wreszcie, że ma dość oglądania paradujących po ulicach tłumów i czas przyłączyć się do świętowania. Chociaż zupełnie nie była w nastroju, to jednak bezczynne siedzenie w pustym salonie wcale nie poprawiało jej humoru. Chciałaby coś zrobić, cokolwiek, co sprawiłoby, że czułaby się choć trochę mniej bezużyteczna; podczas gdy bliscy jej przyjaciół ginęli z rąk Śmierciożerców, gdy jej rodzina i znajomi przebywali w odległej przyszłości na wygnaniu... Gdyby miała się czym zająć – czymkolwiek ‒ czułaby się o niebo lepiej. A tak... Tak, nie miała co robić. Dostała skromne fundusze od Zakonu, miała jakąś dorywczą pracę, nie do końca legalną i niezbyt dochodową, przybyła tu przecież bez żadnych ważnych dokumentów (jej własny numer ubezpieczenia używało kilkumiesięczne dziecko, a wszystkie daty na paszporcie pochodziły z przyszłości, zaś w kwestii magicznej społeczności i ona i Dumbledore byli zgodni: lepiej, żeby trzymała się jak najdalej, by nie wzbudzać podejrzeń). Ale gdy nie myła klatek schodowych i nie zamiatała ulic, pozostawało jej tylko czekać na nieuniknione. Zbyt mało pieniędzy, by wydać jej na rozrywkę lub naukę. Zbyt wiele wolnego czasu, by łatwo go było zapełnić nic-nierobieniem. Codziennie więc przemierzała wzrokiem tekst najnowszego wydania Proroka, szukając kolejnych zgonów, zaginięć, wzmianek o napaściach i rabunkach...

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz