Witajcie.
Mówiąc wprost, nie uważam, aby osoby o słabszych nerwach nie mogły czytać tego scenariusza... Niemniej, tematy tutaj poruszane zaliczają się do tych ciężkich. W związku z czym, raczej wskazane jest by zachować powagę.
Także. Wybaczcie mi proszę, że zdecydowałam się bardziej pójść na łatwiznę, ale wolałabym by ta opowieść po zakończeniu, raczej była miło oraz w miarę lekko przez was wspominana. Ponadto, nie chciałabym by wattpad usunął mi ją za świadomie niestosowanie tagu 'treści dla dorosłych'.
~ ggoliaa
PS Oczywiście, mam nadzieję, iż nie schrzaniłam tutaj za mocno XD
R O N A L D K N O X
Ogólne rzecz ujmując, w relacji tych dwóch osobników wszystko wróciło do normy z dnia na dzień. Zachowywali się jak para, spędzając ze sobą wspólnie dnie i noce, ponadto co jakiś czas łącząc ze sobą usta oraz regularnie razem sypiając... Aczkolwiek jako tako, oficjalnie byli zaledwie bardzo dobrymi przyjaciółmi – ponieważ do tej pory żaden z nich nie odważył się wypowiedzieć tych dwóch, na pozór tak łatwych słów.
Jednak nie o tym. Ta sytuacja miała miejsce o świcie, kiedy to [imię] udała się do kuchni by zrobić im poranną kawę. Natomiast blondyn jeszcze częściowo będąc nieprzytomny, szukał na podłodze części swojej garderoby. A dokładniej prawego buta, jaki najprawdopodobniej znalazł się tam na skutek pospiesznego pozbawiania się ubrań wczorajszego wieczora.
Acz całe zainteresowanie zgubą straciło na wartości, gdy Ronald zupełnym przypadkiem wypchnął spod łóżka zakurzony karton... który naturalnie błyskawicznie się otworzył, ujawniając pewne stare pamiątki. Włączając w to jedno przykuwające wzrok zdjęcie.
Marszcząc nos i poprawiając okulary, wziął je w palce. Chwilę po tym jak się mu przyjrzał, pośród szeregów specyficznych osób rozpoznał główną bohaterkę. Co więcej, naturalnie musiało się to akurat zdarzyć, kiedy wcześniej wymieniona wróciła z tacką do pokoju.
– ...Gotowe! – zawołała dość radośnie, lecz jej mina niemalże błyskawicznie zrzedła. Widząc na co patrzy Knox, westchnęła ciężko i odłożyła napoje na bok. Po czym usiadła na łóżko w milczeniu, już oczekując niewygodnych pytań ze strony zielonookiego.
– ...[Imię], kim są ci ludzie? – Zgodnie z jej założeniem, nie próżnował oraz od razu przeszedł do rzeczy. – Dlaczego to zdjęcie jest przypalone oraz wszyscy wyglądacie jakbyście szli na powstanie? – Ta uwaga była efektem tego, iż w rzeczy samej cała sfotografowana grupa nosiła blade mundury oraz różnokolorowe szarfy, zapewne określające oddział. – Co to za stroje?
– ...Pozwól że zacznę od początku – wypowiedziała zdenerwowana, biorąc w dłonie swój kubek i zaraz upijając z niego łyk. – Otóż, j-ja... urodziłam się w dzielnicy, gdzie funkcjonował bardzo wyraźny kontrast pomiędzy bogatymi oraz biednymi. – Zrobiła pauzę. –Jak zapewne się domyślasz, ja wywodziłam się z klasy niższej... Tej klasy, która stale musiała walczyć o swoje by coś mieć.
– Co masz przez to na myśli? – poprosił o doprecyzowanie, zaniepokojony tym czego zaraz miał mieć szansę się dowiedzieć.
– Ci bogatsi stale wykorzystywali swoją wyższość, czy to w szkołach, pracach czy też ogólnie w życiu codziennym... – wytłumaczyła, zaciskając mocno opuszki na trzymanym szkle. Ten temat nigdy nie przychodził jej łatwo. – W związku z czym, my biedniejsi często ledwo wiązaliśmy koniec z końcem.
– Jak wykorzystywali swoją wyższość? – Zajmując siedzenie obok niej, podniósł jedną brew.
– Posiadali na to różne sposoby... Płacili nam grosze za zadania domowe, ściągi na sprawdziany oraz przygotowanie prac w grupach, za jakie oczywiście tylko oni zdobywali laury. – Jeszcze mocniej wbijając paznokcie w kubek, kontynuowała swoją opowieść. – Byliśmy licznie wykorzystywani, traktowani jak zwykłe pionki, które po zużyciu były wyrzucane jak śmieci. I to właśnie... s-spotkało mojego ojca.
Zaraz wyczuwając w niej rozpacz przypominającą tamto ich pojednanie, zdecydował się położyć swoją dłoń na jej ramieniu w geście wsparcia oraz wyrozumienia: – Jeśli nie jesteś gotowa, nie musisz opowiadać dalej.
– Kiedy ja c-czuję... że powinnam – przyznała szczerze, lekko drżącym tonem. – Mój ojciec był cieślą, bardzo dobrym w swym fachu. Rzadko kiedy się mylił, a gdy nawet mu się to zdarzało, to niemalże natychmiast naprawiał swój błąd. Aczkolwiek... z wiekiem stopniowo tracił siły, poza pracą nieustannie zajmując się moją częściowo sparaliżowaną matką.
– ...Sparaliżowaną? – Nie potrafił ukryć zaskoczenia na to wyznanie.
– W rzeczy samej... – potwierdziła. – Gdy wchodziłam w okres dorastania, stosunki pomiędzy klasa wyższą a klasa niższą stały się jeszcze bardziej napięte. Wówczas miały miejsce masowe zwolnienia, jakiego ofiarą stał się także mój już wtedy straszy ojciec.
– ...Musiało wtedy być wam bardzo ciężko. – Widząc iż jej palce zaczynają się trząść, zabrał jej szkło i odstawił na bok. Było to w celu uniknięcia wypadku.
– Mieliśmy zaledwie skromne oszczędności ojca, niewielkie zarobki z wyszywania matki oraz moje grosze za odrabianie zadań innych, to wszystko... – Tymczasowo się zacięła, wskutek czego Knox objął jej dłonie swoimi. – Sprawiło, iż byłam cholernie wściekła na cały świat oraz przede wszystkim londyńską szlachtę.
– Prawdę mówiąc, ani trochę ci się nie dziwię – rzekł prawdziwie, przejeżdżając kciukami po jej skórze.
– Podczas gdy mój ojciec popadał w depresje dwubiegunowa, a moja matka wypróżniała żyły byśmy nie stracili dachu nad głową... – Choć jej głos brzmiał opanowanie, jej sylwetka mówiła coś zupełnie innego. – Ja zaangażowałam się w nasilające się wtedy rebelię w okolicy.
– Czy ty... – Jakby wystraszony, spojrzał na nią z rozszerzonymi źrenicami. – Pragnęłaś wojny, [imię]?
– Pragnęłam sprawiedliwości – wyjaśniła nieco szorstko. – Tak bardzo, iż z czasem to całkowicie przesłoniło mi oczy... stając się członkinią głównego oddziału strategów, dążyłam wyłącznie do przewrotu. – Z trudem powstrzymała od spadnięcia łzy gromadzę się pod jej powiekami. – Nie obchodziło mnie zupełnie nic... ani moja matka każąca mi przestać, ani mój ojciec umierający od środka i tracący sens życia.
– Po prostu robiłaś to co wtedy uważałaś za słuszne, przestań w końcu sobie dokuczać. – Starał się przywrócić ją do normalnego, codziennego stanu.
– Ronaldzie... – Pokręciła głową, nie odważając się spojrzeń mu w oczy. – Ty nie rozumiesz, gdybym tamtego pamiętnego dnia nie wyparła się swojej matki oraz w nerwach nie kazała ojcu się zabić, wciąż miałabym szansę na spełnienie moich marzeń.
– ...A o czym tak właściwe marzysz, [imię]? – Nie ukrywał troski.
– Z-Zawsze pragnęłam, by ci co mnie kochali stali przy mnie oraz... – Delikatnie przegryzając wargę, przez moment walczyła z sobą by więcej mu nie zdradzić. Kiedy tak właściwe był ostatni raz, gdy z kimś podzieliła się tą tak małą, a zarazem tak ważną rzeczą? – Kibicowali mi na studiach matematycznych.
Nie chciała wyjść na jeszcze słabsza niż już wyszła. Niestety, wszelkie emocje jakie wobec niego czuła... Nie mogły pozwolić jej na dłuższe noszenie tej maski. W głębi duszy, przede wszystkim pragnęła by w końcu ktoś ją w pełni zaakceptował – zarówno z wadami, zaletami, jak i tą nie za łatwą przeszłością.
– Przecież wiesz, że ja mogę to zrobić – zarzekł się, czując rosnący ból w sercu, ponieważ wówczas tak wyraźnie zdawała się dbać o niego mniej niż on o nią. – Mogę cię wpierać oraz motywować–
– Ależ to jest niemożliwe, Ronaldzie – oznajmiła stanowczo, zabierając ręce od niego oraz wstając z łóżka, obróciła się do niego plecami. – Niedługo po tym jak wyłowiono zwłoki mojego ojca z rzeki i znaleziono przy nim częściowo rozmazany list pożegnalny, moje nazwisko na zawsze zostało wpisane do akt.
– Jakie akta masz na myśli? – Patrzył za nią przyjęty.
– ...A-Akta policyjne, oczywiście. – Pragnąc ukryć swój stan i wstyd z głupoty, jaką się wówczas wykazała, skrzyżowała górne kończyny na piersi. – Jestem kryminalistką na wolności, jaka już po drugiej próbie wysadzeniu głównego budynku władz swojej rodzinnej dzielnicy, została przez nie złapana.
– U-Uciekłaś im? – Po raz pierwszy od początku tej rozmowy, Knox się zająknął.
– Zostałam odesłana z powrotem do Anglii przedwcześnie za dobre sprawowanie – wyjaśnia będąc już na skraju wytrzymałości emocjonalnej. – Czy wiedząc teraz to wszystko, nadal upierasz się, że jesteśmy sobie przeznaczeni?
Patrząc na niego przez ramię, z nadzieją w tęczówkach przyglądała mu się.
– ...
Jednakże nie usłyszawszy odpowiedzi, na powrót po chwili odwróciła od niego wzrok. A następnie ruszając z miejsca w przyspieszonym tempie, starała się hamować słone krople... wówczas już swobodnie spływające po jej policzkach: – Tak też myślałam.
CZYTASZ
Między wersami || kuroshitsuji scenarios
FanfictionScenariusze oparte na anime na podstawie mangi stworzonej przez Yanę Toboso o tytule 'Kuroshitsuji': - zawierają osiem historii Reader, - z ośmioma różnymi bohaterami, - każda z nich jest zupełnie inna. Czyli innymi słowy, ggoliaa kopię sobie dziurę...