VII. Alois, Sebastian || ponowne spotkanie, część 1

1.2K 79 172
                                    

  Jeśli chodzi o odczucia autorki względem tego rozdziału, zwłaszcza części Sebastiana, cóż...? Mogło być lepiej, ale na szczęście, i tak nie jest najgorzej XDDD  ostrzegam także, że rozdział jest tak cholernie długi, iż nawet mnie samej nie chciało się go aż dokładnie poprawiać!

~ggoliaa

       A L O I S    T R A N C Y

         Od nagłego odejścia Jima minął ponad rok

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

         Od nagłego odejścia Jima minął ponad rok. [Nazwisko] zdołała osiągnąć ponad piętnaście wiosen. Jak zapewne można się domyślić, pomimo wszystkich starań poczętych przez rodziców dziewczyny, chłopaka nadal nie dało się odnaleźć. Nikt również o kimś takim nie słyszał, ani nikogo takiego nie widział. Zniknął bez śladu, zupełnie tak jakby... w jakiś sposób wyparował z otoczenia. 
       I zapewne, bohaterka nawet do tej pory nie potrafiła normalnie funkcjonować we świecie, gdyby nie fakt, że jakiś czas temu doszedł do ich domu list. Może nie był w najlepszym stanie, szczerze, to był w nawet gorszym, ale trzeba wziąć pod uwagę pocztę oraz fakt, że mieszkała na odludziu, prawda?
       Tak czy inaczej, bez problemu i od razu poznała, że był od Jima. Bardzo dobrze znała jego pismo, ponadto był również podpisany przez nikogo innego, jak jego. Treść nie była długa, wyglądała też trochę, jakby pisał to w pospiechu.
      Jednakże przekazywała tę najważniejszą informacje, a mianowicie, że wciąż się porusza, oddycha oraz żyję. Nic innego się dla niej nie liczyło tak bardzo, jak ta jedna, jedyna rzecz. Zapewniał też, że warunki w jakich żyję nie są najgorsze oraz, że wszystko jest w porządku. 
      Dziewczyna naturalnie chciała odpisać, aczkolwiek do koperty nie było zamieszczonego adresu. Ponadto, Maeken nie wspomniał nic o tym, by napisała odpowiedź. Zaznaczył tylko, że wkrótce po nią wróci i podaruje jej wszystko, czego zabraknie, dokładnie tak jak jej obiecał... tamtego dnia, gdy odchodził.
     Ciągle zajmował miejsce w jej myślach, aczkolwiek im więcej miesięcy mijało, tym jej uczucia względem niego słaby. Nadal był bardzo ważną personą w jej życiu, ale uważała go już za zamknięty w jej życiu etap.
     Dorastała, a jej rodzina nie miała najlepszej sytuacji. Nie była już tą małą dziewczynką, tak beztroską i mającą czas martwić się tyloma sprawami. Jedyne o czym wówczas myślała była silne chęć pomocy swoim ukochanym rodzicom, co wykonywała jak najlepiej była w stanie.
    Stąd też, tego razu znajdowała się bliżej środka lasu, zbierając grzyby. Z dokładnie tym samym koszykiem,  jaki miała przy sobie i dokładniej w tej samej sytuacji, gdy odnalazła Jima. Z tą różnicą, że pogoda była przyjemna.
     Słońce świeciło na niebie, przebijając się przez nieliczne, białe chmury oświetlając cały krajobrazu wokół niej i ogrzewając jej ramiona odziane wyłącznie w cienką bluzeczkę, jednak dostarczające jej wystarczająco ciepła. Lekki wiatr poruszał otaczającą ją naturą, a ptaki śpiewały również ciesząc się nadchodzącą tak wielkimi krokami wiosną.
   – ...Witaj, [imię].
   Ten głos... Tak dobrze znany jej głos, czy to naprawdę mógł być...? Nie czekając ani sekundy dłużej, od razu odwróciła się w stronę jego źródła.
    Nie mogła uwierzyć... Stał tam. Z pewnym uśmiechem i ubrany jak szlachcic, ale poza tym wyglądający zupełnie tak samo, jak wcześniej. Z ślicznymi, blond włosami i okrągłymi jak księżyc, błękitnymi oczami. Lecz te oczy, te piękne oczy, które niegdyś tak bardzo kochała... wydawały jej się inne, nie tak beztroskie, nie tak błyszczące jak wcześniej... tylko chłodne i... dziwnie mroczne?
      Odczuła wrażenie, że to już mnie był ten sam niewinnym chłopczyk, jakiego odnalazła, jednak nie idzie od razu zakopać wszystkich uczuć, jakie jeszcze nie tak dawno się czuło, prawda? Zwłaszcza, gdy persona za nie odpowiedzialna... Stała tuż przed nią, czyż nie?
      Jednak faktycznie wszystko wydawało się łatwiejsze w jej wyobrażeniu, niżeli gdy stało się z tym twarzą w twarz. Nic więcej nie myśląc, odrzuciła wszystko na bok i pospiesznie się podnosząc, pobiegła w stronę chłopaka, by od razu rzucić mu się na szyję.
   – NA BOGA, JIM! TAK BARDZO ZA TOBĄ TĘSKNIŁAM! – wykrzyknęła szczęśliwa, mocno go przytulając. – Myślałam, że już cię zobaczę!
   – Przecież obiecałem, jak mógłbym tego nie dotrzymać? – odparł, obejmując ją w pasie i z tą samą siłą oddając uścisk. – Ale wolałbym byś już nigdy nie nazywała mnie tym prostackim imieniem. Od teraz jestem Alois, Alois Trancy.
     Słysząc nadzwyczajną wrogość w jego tonie i czując, jak przyjeżdża palcem po jej kręgosłupie, poczuła jak przechodzi ją dreszcz. Są dwa rodzaje dreszczu – dreszcz przyjemny, jakiego nawet lubi się odczuwać oraz dreszcz nieprzyjemny – czyli ten, jakiego nie lubimy. I w tym przypadku to był ewidentnie ten drugi.
     A fakt, że to był pierwszy raz, gdy odczuła go w obecności Jima... a raczej już Aloisa, przeraził ją dwa razy bardziej niż powinien. Nie kontrolując ruchów, puściła go i spróbowała się cofnąć, jednak chłopak posiadał więcej siły. Jak to....? Czy ona naprawdę odczuwała przed nim lęk?
     Niestety lub stety, blondyn to zauważył. I to był pierwszy moment odkąd się spotkali, gdzie [nazwisko] po raz pierwszy zauważyła w nim tego samego Jima, jakiego znała. Tego samego troskliwego chłopaka, jakiego obdarzyła takim uczuciem.
   – [Imię], przepraszam, ja... – zaczął skruszonym, widząc jej reakcje. Cała jego 'pewność siebie' wydawała się go całkowicie opuścić, kiedy jedynie zrównał z nią wzrok. Zabrał dłonie i wypuścił ją z swoich ramion, w ten sposób pomagając dziewczynie wrócić do siebie. – Po prostu, ja...
    Widząc, że rzeczywiście jej zachowanie nim nieco wstrząsnęło, bohaterka wzięła się w garść i zdecydowała się delikatnie położyć dłoń na jego policzku, następnie lekko przejeżdżając palcem po jego miękkiej skórze.
    Czując ten, tak utęskniony przez niego dotyk, o jakim marzył przez ostatnie kilka miesięcy i ten, o którym sama myśl dawała mu siłę w najgorszych chwilach rozpadu, wszelkie jego obawy chwilowo zniknęły, dając upust tymczasowemu szczęściu. Czując ulgę, że [nazwisko] więcej się nie gniewa, zdecydował się przymknąć powieki, oprzeć swoją głowę o rękę i położyć swoją na górze jej.
     – ...Nic się nie stało.
   Wszystko było tak piękne, tak lekkie, tak zwyczajne... Nigdy by nie przypuszczała, że to wszystko... zakończy się w taki sposób.

Między wersami || kuroshitsuji scenariosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz