A L O I S T R A N C Y
Gwiazdy migotały jasno na nocnym niebie, kiedy ekstrawagancka karoca szybko mknęła przez drogę, prowadzącą do samego środka Londynu. Wewnątrz niej znajdowały się trzy osoby – dwójka nastolatków oraz jeden dorosły mężczyzna w okularach.
Claude Faustus w stroju kamerdynera siedział naprzeciw swojego blondwłosego pana, na którego kolanach spoczywała głowa pewnej młodej dziewczyny.
Jego niebieskie oczy w kształcie migdałów uważnie obserwowały śpiącą twarz swojej ukochanej. Tymczasem jego usta zdobił półuśmiech, kiedy jego szczupłe palce przechodziły przez jej [kolor] kosmyki.
Jechali już przeszło dwa dni, co znaczyło że byli na ostatniej prostej. Choć dziewczyna nadal nie do końca uporała się z stratą rodziców, zdawała się być znacznie spokojniejsza.
A jeśli chodziło o jej zdrowie, jakie po biegu w deszczu mogło się osłabić... on już o to zadbał, by było jej ciepło oraz jak najbardziej komfortowo. Była napojona i najedzona, oczywiście na tyle na ile pozwał jej organizm.
Szczerze mówiąc. Alois po raz pierwszy od dawna naprawdę się cieszył... Tak bardzo, że aż musiał przegryzać wargi by nie roześmiać się na cały głos. Jego [imię] w końcu przy nim była, tak blisko... Jak dawno temu nie.
Chciał ją przytulać, całować... robić wszystkie te rzeczy, jakichś wcześniej nie mogli. Bo byli zbyt młodzi, zbyt naiwni, zbyt otoczeni przez innych... Lecz wówczas najważniejsze dla niego było, by [nazwisko] w końcu ujrzała w nim swoją jedyną ostoję.
By stał się dla niej takim skarbem, jakim ona przez cały czas była dla niego... pomimo tej odległości jaką ich dzieliła, pomimo różnicy tych miesięcznych przeżyć. Pragnął by myślała tylko o nim.
Złotooki demon stale trwał w milczeniu, z założonymi rękami na klatce piersiowej. Choć mogło się wydawać, iż obserwuje zachowanie swojego obecnego kontraktora, w rzeczywistości jednak bardziej skupiał się na towarzyszącej im dziewczynie – zapach jej duszy zdawał się tak niewinnie rozkoszny...
Okryta ciepłym kocem, w pewnym momencie zaczęła otwierać powieki i wybudzać się ze snu. Materiał poruszył się na jej ciele, kiedy podniosła dłonie by przetrzeć nadal spuchnięte od łez oczy. Jim Maecken... a raczej Alois Trancy znajdował się w centrum jej wzroku – trauma nadal mocno zacierała jej przejrzyste spojrzenie na świat.
– A-Aloisie, j-ja... – jej głos rozbrzmiał w powietrzu cicho i zmęczenie, co jednocześnie zwróciło uwagę osobnika młodszego, jak i starszego. – Chciałam ci podziękować... Gdyby nie ty... naprawdę nie wiem jakbym skończyła, d-dziękuję z całego serca – wypowiedziała ostatecznie, pozwalając sobie złapać jego rękę i ściskając ją, mocno przyciągnąć do serca.
– Dla ciebie, [imię], zrobię wszystko. Wszystko – powtórzył, od razu automatycznie czując, jak całe jego wnętrze jest zalewane prze ciepło. Ciepło, o którym myślał, że już zapomniał... – Spełnię wszystkie twoje marzenia i dam ci szczęście o jakim nie śniłaś, tak jak obiecałem tamtego razu – zakończył. Choć nie widzieli się tyle miesięcy, tygodni, dni... on pamiętał wszystko. Pamiętał jak go odnalazła, jak mu pomogła, jak po raz pierwszy powiedziała mu, że go kocha.
Bohaterka również miała każdą ich wspólną chwilę w pamięci... pomimo że inaczej się wyrażał, ubierał, kazał zwracać się do siebie innym imieniem... to nadal był ten sam uroczy chłopak, którego wtedy znalazła w lesie. Czyż nie?
– Przysięgam... Przysięgam, że już nigdy nie pozwolę Ci odejść. – Jej słowa były dla niego niczym zaklęcie. Jej głos był niczym balsam na rany... Jej uczucia były szansą lepszą na przyszłość...
Jego oczy zaszkliły się że szczęścia. Teraz... naprawdę należała tylko i wyłącznie do niego. Już nikt, zupełnie nikt, nie mógł jej mu odebrać.
CZYTASZ
Między wersami || kuroshitsuji scenarios
FanfictionScenariusze oparte na anime na podstawie mangi stworzonej przez Yanę Toboso o tytule 'Kuroshitsuji': - zawierają osiem historii Reader, - z ośmioma różnymi bohaterami, - każda z nich jest zupełnie inna. Czyli innymi słowy, ggoliaa kopię sobie dziurę...