W I L L I A M T. S P E A R S
Był to pierwszy dzień wiosny. Wiatr targał wszystko do góry, jakby chcąc przywrócić każdemu przedzimową świeżość. Jednakże, pomimo że był chłodny i dość silny, nie był nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie, był nadzwyczaj miły. A słońce delikatnie wyglądało zza chmur, ocieplając i rozjaśniając panoramę miasta Londyn.
Jak codziennie o tej samej godzinie zbierałam się, by udać się do pobliskiego hospicjum dla dzieci.
Byłam praktykantką medycyny, od kilku miesięcy szkolącą się na lekarza. Odkąd pamiętam, zawsze miałam jeden cel, chciałam pomagać. W szczególności dzieciom.
Nie wiem skąd to się wzięło, ale zawsze je lubiłam. Wywoływanie uśmiechu na twarzach tych małych osobników, sprawiało mi radość, a kontakt z nimi był dla mnie samą przyjemnością.
Dlatego też gdy byłam młodsza, często opiekowałam się maluchami z pobliskiego sąsiedztwa i brałam udział w akcjach charytatywnych.
Kiedyś wydawało mi się, że w przyszłości zostanę opiekunką. Szczerze, nie tylko mi, moja rodzina powtarzała mi tak samo.
Jednakże w ostateczności, pomimo tej całej nauki, która wraz z tym szła, zdecydowałam się na medycynę.
Dwanaście lat temu, mając za zadanie dostarczyć prowiant, udałam się do hospicjum. Moja rodzina odpowiadała za transport nabiału, pieczywa i tego typu rzeczy.
Zazwyczaj zajmował się tym ktoś inny. Na przykład, wujek bądź jakiś inny pracownik. Jednakże tego dnia było tyle pracy, że wypadało na mnie.
Tata nie był z tego zadowolony, ponieważ od dziecka największą uwagę skupiał na moim wykształceniu. Za nic nie chciał, abym kiedykolwiek zmarnowała się, pracując fizycznie.
Lecz wtedy, zważając na trwającą sytuacje, nie mógł podjąć innej decyzji, prócz wyrażenia na to zgody.
Prawdę mówiąc, cieszyłam się. Byłam wtedy w takim wieku, że miałam już dość tych wszystkich książek.
Co prawda, jedyne co miałam zrobić, to dostarczenie tego na recepcje. Ale byłam tak ciekawska, że poprosiłam o wejście tam.
Kobieta, która mnie obsługiwała początkowo stanowczo odmawiała, jednakże z inicjacji głównej lekarki, jaka akurat przechodziła, ostatecznie zgodziła się, choć nadal niechętnie.
Dopiero, gdy weszłam do środka, zrozumiałam o co jej chodziło i dlaczego tak długo się wahała. To miejsce było tak przepełnione smutkiem i rozpaczą, że nawet ja to poczułam.
Mijając po drodze maluchy, często nawet młodsze ode mnie, starałam się w jakiś sposób je pocieszyć.
Uśmiechałam się szeroko, chwaliłam ich pracę, składałam zdania, tak aby podnieś ich na duchu, chcąc sprawić im radość. Tylko rzecz w tym, że jeszcze wtedy nie wiedziałam czym było to miejsce i do czego służyło, jedyne czego wtedy pragnęłam, to by jakoś zażegnać te przykrą atmosferę.
Dowiedziałam się czym bylo to miejsce dopiero rok później, gdy wybił mi czternasty rok. Rozumiejąc powagę sytuacji i nie mogąc znieść myśli, jak te niewinne dzieci tak cierpią i przez swoją chorobę nie potrafią się cieszyć pełnią życia, po czym znikają z tego świat, niezasłużenie umierając, przysięgłam sobie coś.
Nieważne ile to zajmie, ile to będzie kosztować, jak wiele będę musiała poświęcić, znajdę jakieś lekarstwo. Przynajmniej aby w jakiś sposób uśmierzyć ich ból...
Dzieciństwo powinno być pełne radości, szczęścia i niezapomnianych chwil, czyli czegoś co te dzieciaki nigdy nie mogły mieć.
Po tym wydarzeniu wzięłam się za naukę, tak jak jeszcze nigdy. Często nawet robiłam więcej niż mi powiedziano, ucząc się czasem nawet całe dnie. Byłam świadoma tego, jak wymagającym zawodem był lekarz. W końcu od tego co robił, zalecał czy przepisywał zależało życie innych. A była to jedna z najbardziej kruchym rzeczy na tym świecie.
Wchodząc do hospicjum, natychmiastowo zostałam powita przez pracujące tam osoby. Przychodziłam tutaj od kilku lat, kiedy tylko mogłam i robiłam wszystko, co byłam w stanie, by zmienić pogląd na świat przebywających tu dzieci, dlatego też wiele osób mnie stąd znało.
– Witaj, [imię]!
– Dzień dobry!
Kiedy przydzielano mi praktyki, postarałam się tak aby odbywały się właśnie tu. Jako że były tu poważnie chore osoby, przynajmniej jeden lekarz musiał tutaj przebywać, same pielęgniarki, nie zważając na liczbą liczbę, nie wystarczały.
Muszę przyznać, że mój nauczyciel, jak również najbliżsi byli zdziwieni moją decyzją, lecz ostatecznie przeszywała ich duma, życząc mi powodzenia.
Przez mój dłuższy staż tutaj, jak również stanowisko w jakim się szkoliłam, kiedy nie zajmowałam się dziećmi, mogłam udać się do swojego gabinetu, jaki kiedyś był schowkiem.
Zorganizowanie tego miejsca kosztowało trochę czasu oraz pieniędzy, aczkolwiek dzięki połączeniu moich oszczędności wraz z wsparciem rodziców, nikt nie stracił aż tak wiele.
Pomieszczenie, w którym przebywałam nie było ogromne, wręcz przeciwnie. Było przeciwieństwem tego przymiotnika, ale mnie w zupełności starczało.
Miałam gdzie przechowywać wszystkie swoje papiery, pomysły oraz badania. Tworzeniem medycyny zajmowałam się już wcześniej, jednakże bardziej na poważnie zajęłam się tym, gdy się tu dostałam.
Aczkolwiek, zważając na to, że się dopiero uczyłam, często popełniałam błędy i dowiadując się o nowych rzeczach, musiałam zmieniać coś w recepturze lub czasem nawet zaczynać ją od początku.
Moje zmagania z tym trwały już dobre parę lat, lecz nawet na moment nie pomyślałam o poddaniu się. Co prawda, niekiedy miałam chwilę zwątpienia, ale bardzo szybko brałam się w garść.
Cała praca jaką musiałam w to włożyć, było naprawdę małą ceną w porównaniu z tym, co mogłam osiągnąć.
CZYTASZ
Między wersami || kuroshitsuji scenarios
FanfictionScenariusze oparte na anime na podstawie mangi stworzonej przez Yanę Toboso o tytule 'Kuroshitsuji': - zawierają osiem historii Reader, - z ośmioma różnymi bohaterami, - każda z nich jest zupełnie inna. Czyli innymi słowy, ggoliaa kopię sobie dziurę...