XIV. William, Undertaker, Ciel || granica między przyjaźnią, a miłością

760 51 170
                                    

W istocie, za wiele do napisania nie mam.  Aczkolwiek jako osoba co ma taki dobry kontakt z czytelnikami, czułam się zobowiązana do podzielenia się czegokolwiek.

Na przykład tym,  jaką katorgą było poprawianie tej części! Matko, jeszcze nigdy dotąd nie spędziłam więcej czasu na dopracowywaniu tekstu, aniżeli na samym jego tworzeniu.

Hmm... czy to znaczy, że powinnam ograniczyć pisanie około drugiej w nocy? XDDD

Tak czy inaczej, mam nadzieję że moje cierpienie się opłaciło i rozdzialik przypadnie wam do gustu. Niemniej, wszelki uwagi są także mile widziane!

~ggoliaa

W I L L I A M   T.   S P E A R S

   Blade promienie słońca wpadały przez okno, miło oświetlając plecy [nazwisko]

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Blade promienie słońca wpadały przez okno, miło oświetlając plecy [nazwisko]. Podczas gdy ona kucała przed czteroletnią dziewczynką z wczesnym stadium guza mózgu, oczyszczając jej poranione w wyniku upadku kolano... Czarnowłosy okularnik na  jej prośbę siedział tuż obok chorej, trzymając ją za rękę w celu uspokojenia jej, a dokładniej tego jak potwornie płakała. 
   Naturalnie, ze względu na jej wiek oraz to jak delikatną była osobą, oboje bardzo dobrze to rozumieli. Stąd także nawet po tym, jak kobieta skończyła jej opatrunek, to cierpliwe poczekała aż wróci do stanu przed grą w berka z jej rówieśnikami. A następnie podnosząc się, otarła ostatnią jej łezkę z policzka i pomogła jej wstać.
   – ...Już wszystko dobrze? – zadała pytanie, posyłając jej ciepły uśmiech.
  – TAK! – przyznała żywo. Na odchodne jeszcze mocno ją przytuliła, co ta oczywiście bez wahania odwzajemniła. – Dziękuje, [imię]! Tobie też, panie Spears!
   I w ten sposób mała Reneè na powrót powróciła do biegających po korytarzu dzieciach, wraz z nimi także ciesząc się swoimi ostatnimi chwilami szczęścia. Choć pozornie ten obraz wyglądał jak niczym wyciągnięty z bajki, rzeczywistość była dużo bardziej okropna. Na tyle okropna, że [kolor]oka  na samą myśl o kolejnej śmierci jednej z tych niewinnych istot, poczuła ogromny ból przeszywający jej serce. Umierający Benjamin w jej rękach nadal był świeży w jej myślach... tak samo jak ciepłe ramiona Williama, przytulające ją wówczas do swojej klatki piersiowej.
   – ...[Imię].  – Stojący nieopodal niej T. Spears, od razu spostrzegając jak jej  sylweta zaczyna się garbić, zbliżył się do niej i odruchowo położył dłoń na jedno z jej ramion. – Czy coś się stało? 
   Świadomość jego nagłego dotyku oraz jego głosu blisko jej ucha była na tyle szokująca, iż wyżej wspomniana gwałtownie się od niego odsunęła. Po czym zakładając jeden z kosmyków za ucho, sztucznie uniosła kąciki warg i zerknęła w jego stronę:  – ...A co takiego mogłoby?
   Odpowiedzi udzieliła, aczkolwiek nie czekała na kontynuację tej rozmowy. Zwyczajnie nie chcąc znowu kłamać, obróciła się na pięcie i kierując się do wyjścia, tak samo opuściła główną salę hospicjum.

Między wersami || kuroshitsuji scenariosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz