II. Ronald, Ciel || wymiana imion

1.2K 87 100
                                    

     R O N A L D    K N O X

     Od mojej ucieczki, a także spotkania z młodym blondynem w alejce minęło kilka dni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

     Od mojej ucieczki, a także spotkania z młodym blondynem w alejce minęło kilka dni. Nadal pracowałam w pubie, aczkolwiek ograniczałam tę pracę jak najbardziej mogłam.
      Przez te wszystkie ostatnie wydarzenia, nie czułam się tutaj bezpiecznie. Szczerze, to jak najszybciej chciałam stąd odejść.
   Zdarzenia tamtego dnia stale do mnie wracały, przechodząc przez moje już i tak zszargane myśli w zwolnionym tempie...
     Nawet jeżeli nigdy nie zamierzałam go zabijać, jedynie strzelić by cierpiał i miał nauczkę, na samą myśl o tym, że mogłam mieć jakąkolwiek krew na rękach, czułam przyspieszone bicie serca i niesamowicie zimny dreszcz przechodzący moje ciało.
      Fakt, że mogłam stać się morderczynią naprawdę mnie przerażał. Gdybym nie wycelowała odpowiednio, na swoich barkach na zawsze nosiłabym ciężar odebrania czyjegoś życia.
     Nie chciałam tego. Ale na samą myśl o tym, że mimo wszystko stchórzyłam, nieco się denerwowałam.
      Te kilka lat dokładnych treningów powinno dać mi choć trochę pewności, prawda?
      Myślałam, że tak jest, a jednak, nawet w takiej sytuacji, nie potrafiłam dać rady. Nadal byłam słaba...
      W trakcie drogi do jednego z stolików, by opanować buzujące wewnątrz mnie emocje, ściskałam mocno noszone kufle piwa.
    – ...Pańskie zamówienie – wypowiedziałam swoją codzienną formułkę, stawiając alkohol przed dwoma mężczyznami.
    Nie oczekując niczego w odpowiedzi, obróciłam się skąd przyszłam i ruszyłam w tamtą stronę.
   – Stary zboczeniec.
      – Martwe ciało.
     – Alejka 22/13.
     – Pieprzony alkoholik.
     – Tłusty Joe.
     – Morderstwo.
     Nagłe słowa wypowiadane przez mijanych ludzi były dla mnie jak spadająca klątwa. Z każdym kolejnym mijanym stolikiem, czułam coraz większy strach.
     Im więcej słyszałam, tym bardziej mój słuch zanikał, w końcu sprawiając, że wszystkie dźwięki stawały się szmerem.
     Łącząc fakty, idąc prosto, powoli wpadałam w panikę.
    Czyżby to był on? Co teraz? Co jeżeli będzie śledztwo? Co jeżeli będę podejrzana? W końcu, gdyby ktoś zeznał, że byłam ostatnią, która go widziała... na przykład, ten chłopak...
     – [NAZWISKO]! CO TY, DO JASNEJ CHOLERY, ROBISZ?! – wściekły głos szefa przywrócił mnie z powrotem do ziemi.
     Obudziwszy się, dostrzegłam, że niesiona przeze mnie tacka leży na podłodze, posiadając kilka pęknięć.
     – Najmocniej przepraszam! –odkrzyknęłam, pospiesznie zabierając się w garść.
    Szybko podniosłam tackę i w oka mgnieniu powędrowałam za bar.
     Bałam się. I to naprawdę. Jednakże jeżeli naprawdę zdecydowaliby się na śledztwo i by mnie podejrzewano... jeżeli wyszłabym w tym momencie, w oczach detektywów wyglądałoby to jeszcze gorzej. A na to, zwłaszcza w mojej sytuacji, nie mogłam za nic pozwolić.
     Trzęsącymi się rękoma podawałam zamówienia i jak najlepiej byłam w stanie, wykonywałam swoją pracę.

      Kiedy zegar wybił godzinę oznajmiającą, że zakończyłam pracę, jak najszybciej mogłam zebrałam się i wyszłam z pabu. Tego razu miałam szczęście, ponieważ nie byłam tą, która miała zamykać.
    W trakcie drogi, narzuciłam na siebie płaszcz i odpowiednio go poprawiłam, by uchronić się od wiatru.
     – Witam serdecznie – skądś znany mi głos odezwał się nieopodal mnie.
    Na jego dźwięk czując w jednej chwili jeszcze bardziej narastający strach,  podskoczyłam i pospiesznie obróciłam się do źródła.
   – TO TY! – krzyknęłam, dostrzegając przed sobą tego samego blondyna w okularach, co tamtej nocy.
      Stał przy jednej z ścian, opierając się o nią z skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami. Wyglądał zupełnie jak wtedy, z figlarnym uśmiechem i w eleganckim, czarnym garniturze.
    – We własnej osobie – odparł, odchodząc od ściany i kierując się w moją stronę.
     Nie wiedząc co zamierza zrobić, z strachu początkowo stałam jak wryta. Jednakże gdy zaczęło dzielić nas mniej niż metr, natychmiast sprytnie go wyminęłam i zaczęłam biec przed siebie.
     – NIE MUSISZ UCIEKAĆ!    – usłyszałam zza swoimi plecami, aczkolwiek ani na chwilę nie pomyślałam by przestać.
     Przekraczając wejście do pobocznych alejek Londynu, kompletnie nie przykuwając uwagi do drogi, ani na chwilę nie zwolniłam.

Między wersami || kuroshitsuji scenariosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz