XXV. Sebastian, William, Ciel || gdy jest zazdrosny

594 45 45
                                    

Hejka, tym co nadal tutaj są!

Mówiąc skrótowo: ogólnie rzecz ujmując, rozdział pierwotnie miał być dużo krótszy, dużo przyjemniejszy w odbiorze oraz nieedytowany od podstaw trzy razy z rzędu... acz po prostu  nie wyszło XD szczerze, jak już nieraz w tej opowieści.

Niemniej, mimo to wciąż mam nadzieję że mój pot i łzy się opłaciły a scenariusz przypadnie wam do gustu.

~ggoliaa

PS Miłego czytania życzę!

W I L L I A M   T.  S P E A R S

     To, że tej dwójce  się nie układało  zdawał się wiedzieć  już  każdy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

     To, że tej dwójce  się nie układało  zdawał się wiedzieć  już  każdy. William mało kiedy bywał w hospicjum, a jak już był, to unikał [nazwisko] jak mógł, najczęściej  ograniczając ich relacje do krótkiego 'cześć'  lub 'na razie'.
    W związku  z czym nie miał najmniejszego  prawa być zazdrosnym o tę dorosłą, a jednak tak się zdarzyło i za nic w świecie nie potrafił tego ukryć. Jak jednak to się stało?
     Otóż, tego razu wyjątkowo postanowił się udać do jej gabinetu, by móc jej pogratulować sukcesu, bo doszły do niego słuchy, że kilka tygodni temu uzyskała stopień doktorski... W związku z czym od razu uznał, iż 'tak po prostu wypada'.
    Niemniej, bądźmy szczerzy, w istocie chodziło przede wszystkim o to, by móc spędzić z nią dłuższą chwilę.  Tak jest, moi drodzy, T. Spears wciąż nie wyleczył się z tej miłości do [imię], jego własnym zdaniem tak bardzo mu niepotrzebnej.
    Spodziewał się jednak, że będzie sama... lecz zastał ją w towarzystwie zdecydowanie młodszego od niej blondwłosego chłopaka o śniadej cerze oraz oliwkowych oczach. I zapewne nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, jak blisko siebie się znajdowali.
   Stali przed biurkiem, najprawdopodobniej przed tym ulubionym notatnikiem kobiety z uśmiechami na twarzach oraz w żywej oraz zdecydowanie przyjemnej rozmowie. Acz to jeszcze było nic, wkurzenie z czeluści Hadesu, William odczuł dopiero gdy ten gówniarz położył dłoń na plecach [nazwisko] oraz robiąc dodatkowy krok ku niej, pozwolił sobie delikatnie musnąć jej policzek, na co ta rozszerzyła źrenice z zdumienia oraz zaraz od niego odskoczyła.
   Aczkolwiek jej reakcja totalnie uszła jego uwadze, ponieważ dokładnie w tej samej sekundzie co jego usta dotknęły jej nawilżonej skóry,  shinigami mocno nacisnął na klamkę oraz wparował z  hukiem do środka, błyskawicznie ich rozpraszając oraz przykuwając ich uwagę.
   – ...W-Williamie, co ty tu robisz?! – odezwała się [imię], nadal jeszcze nie wracając do siebie po tym co zrobił Simon, jej nowy asystent będący wnuczkiem nikogo innego jak Pani Isabel.
   – Przechodziłem akurat – odparł z zaciśniętymi pięściami, kiedy kolejne fale złości targały jego wnętrzności – i pomyślałem, że przyjdę ci pogratulować dyplomu. Niemniej widzę, iż na ten moment jesteś trochę zajęta. – W jego tonie wyraźnie było słychać te pretensje, których mieć nie powinien, acz wówczas kompletnie nie potrafił nad sobą zapanować.  – Możesz  mi łaskawie wyjaśnić, kim jest ten dzieciak? I co do jasnej cholery, ty najlepszego wyczyniasz?!
   – Wypraszamy sobie, drogi panie! – zabrał głos wyżej wspomniany, natychmiastowo rzucając Williamowi spojrzenie spod byka. – Od trzech lat jestem pełnoletni!
    – W porównaniu do [imię], nadal jesteś niemowlakiem, który jeszcze ma mleko matki pod nosem! – odkrzyknął na jednym tchu, patrząc na niego z góry i wykonując coraz szybsze kroki ku niemu.
  – Wiek nie ma znaczenia w miłości! – bronił się dwudziestojednolatek, nie kryjąc się z swoimi uczuciami do stojącej obok nich nadal zszokowanej [nazwisko].
  – Przestań wreszcie chrzanić i wyjdź już stąd, ty gówniarzu!  – Zatrzymując się tuż przed nim, gwałtownie złapał go za kołnierz oraz za szmaty przyciągnął do swojej napiętej twarzy. – Co ty sobie wyobrażasz?!
     Reagując tak samo emocjonalnie jak i on, Simon ścisnął palce T. Spearsa oraz wytrwale próbował oderwać jego żelazny uścisk od swojego karku.
    – Jak śmiesz–?!  – W wyniku częściowo tracącej się zdolności do swobodnego oddechu, owy młodzian następnie z trudem podniósł brodę i spojrzał z wyrzutem w te intensywnie zielone oczy, Willa jarzące się niczym pioruny w czasie burzy.  – Sam przestałeś kochać [imię] a teraz zachowujesz się jakbyś była twoją własnością!
  – ...Kto powiedział ci, że kiedykolwiek przestałem ją kochać?! – wymsknąło mu  się w efekcie tej nieustannie wirującej wściekłości w jego żyłach oraz tego pośpiesznego bicia serca, jakie dawało się we znaki odkąd zobaczył ich w tej z lekka dwuznacznej pozycji.
   I to jedno zdanie, tak na pozór zwyczajne, sprawiło iż T. Spears zamarł a jego zazdrość przemieniła się w panikę. Wówczas puszczając blondyna, stracił część siły w nogach a ten za to masując swoją szyję,  boleśnie uśmiechnął się pod nosem. 'Czyli faktycznie prawdziwa miłość nigdy nie rdzewieje, ha?' – pomyślał, kiedy główna bohaterka wreszcie odzyskała głos.
   – ...S-Simonie! – zawoła po sekundzie, nadal nie dowierzając w to co właśnie usłyszała.  – C-Czy dasz mi wyjaśnić to z Willem sam sam na sam?!
   Mimo iż miał pełną świadomość, iż właśnie tak to się skończy, ten ostatni raz spróbował zawalczyć o swoją sympatię... sympatię, która stała się jego sympatią w momencie,  w jakim po raz pierwszy ją zobaczył, uśmiechnięta oraz radosną u boku swojej drogiej babci. Już w pierwszych dniach jej pracy w hospicjum, jeszcze gdy był bardzo młodym nastoletnim chłopcem: – ...Kiedy ja naprawdę nie sądzę, że to dobry pomysł, [imię]–!
   Bowiem on  już wtedy wiedział, iż jeśli wyjdzie dokładnie wtedy, wszystko będzie pozamiatane na amen. Jak jednak mógł walczyć z czymś tak oczywistym? Nie mógł dłużej grać ślepego oraz łudzić się, iż kiedykolwiek jego relacja z tą kobietą się zmieni. Ponadto, w sposób taki w jaki od tak dawna marzył... czy nie było to po prostu przykre?
   – ...Proszę cię! – dodała, wchodząc mu w zdanie oraz ostatecznie pojmując co właśnie wydarzyło się pomiędzy nią a dwójką tych, mających do niej uczucia panów. – Przepraszam cię stokrotnie, ale dobrze wiesz, że i tak nigdy by nam nie wyszło! Dzieli nas zbyt wiele!
    Zgadza się, on wiedział. I to bardzo dobrze... lecz mimo tego, to nadal  bolało. Acz koniec końców i tak zrobił to co zrobić powinien i... pokornie uległ, bo cóż więcej mógł począć, będąc na tak przegranej  pozycji od samego cholernego początku?
   Opuszczając gabinet w głowie miał wyłącznie jedno zdanie, mianowicie niemą prośbę wysłaną do świata, mówiąco o tym 'by tylko była z nim szczęśliwa'. Jednakowoż czy było to w ogóle możliwe?
  
  – ...Czy to co przed chwilą powiedziałeś, to prawda? – zadała pytanie, opierając się plecami o drzwi z smutkiem w duszy. Tuż po tym jak ostatecznie udało jej się wyprosić Simona z gabinetu.
   – Nie mam pojęcia o czym mówisz. – Unikając choćby spojrzenia w jej stronę, jak zwykle początkowo udawał, że nie wie o co chodzi.
   – ...Czy ty naprawdę dalej coś do mnie czujesz? – Wyjaśniła na spokojnie, robiąc kroki ku niemu a następnie powoli dotknęła jego ramienia oraz delikatnie ścisnęła go palcami.
   W jednej sekundzie William poczuł, jak w podbrzuszu pojawia się to znajome uciskanie... te które praktycznie zawsze czuł, gdy była w bliskiej odległości od niego.
   Czy było to możliwe, że im bardziej jej unikał, jego miłość do potęgowała się coraz bardziej? Wówczas, pozostawiając go w otarciu o szaleństwo.
  – Obawiam się... – Ściskając zęby, odsunął się od niej oraz poprawił okulary na nosie. Niemniej ten jeden wyjątkowy raz rzeczywiście był szczery i mimo temu, iż było mu z tego powodu głupio, świadomie wypowiedział prawdę na głos. –  Że gdyby było inaczej, to nigdy nie chciałbym tego dzieciaka wyrzucić przez okno.
  – ...Ale mówiłeś–
  Zacięła się znowu nie wierząc w to, co właśnie słyszy z jego ust. I z jakiegoś powodu ten fakt jeszcze mocniej rozdrażnił Williama a cała resztka jego pozorów opadła kompletnie: – Nic nie mówiłem, [imię], to ty zdecydowałaś o naszym rozstaniu!
  – Mogłeś się nie zgodzić! – Broniła się, ponownie za nim goniąc oraz tego razu zajmując miejsce tuż naprzeciw niego.
   I właśnie ta konsultacja będąca dosłownie  twarzą w twarz była punktem kulminacyjnym jego ostatnich, jakże bezsensownych zagrywek. Targany emocjami, jakie tłumił w sobie od tak dawna, koniec końców faktycznie podniósł na nią głos oraz wyładował frustrację, w istocie będąca efektem przede wszystkim jego działań. Czyżby wreszcie nadszedł  czas, w którym T. Spears przestał bać się uczuć? Niestety, nadal nie mogłoby być tak pięknie:  –  Jak mogłem się nie zgodzić, gdy cała twoja osoba wprowadza taki zamęt w moim życiu?!  Gdy jestem blisko ciebie, [imię], nie myślę jasno. Przez ciebie tak samo nie potrafię się nigdy skupić!
   Wszystko to wypowiedział na jednym tchu, odruchowo minimalnie się do niej zbliżając i tym oto sposobem ta dotąd  trzymająca w ryzach swoją złość,  tak samo dała się ponieść oraz tak samo jak on, zaczęła gestykulować  rękoma.
   – To nie jest wytłumaczenie, Williamie! Zraniłeś mnie, rozumiesz? – Wskazując na niego palcem wskazującym, bez oporów wyjaśniła w czym tkwiła  rzecz. – I od tego czasu nadal to robisz, ciągle taktując mnie jak powietrze!  Jakbym była jakimś cholernym skażeniem!
   – Bo taka jest prawda, ty nieustannie skazujesz mnie na porażkę! – Wplątując  opuszki do włosów,  pociągnął  je ku górze.
  – W takim razie, w końcu rzeczywiście porzucić mnie całkowicie!  – Zabrzmiała  z lekka jak dziecko, ponieważ  dłużej  nie potrafiła  udawać, iż tak naprawdę jego postępowania nigdy jej nie przeszkadzało oraz nie miało na nią żadnego wpływu. – Zresztą, zdaje się że i tak nigdy nie wiedziałam kim tak naprawdę jesteś!
  – O co ci teraz chodzi, do cholery?! – Początkowo  nie rozumiał  do czego nawiązuje,  z racji tego że już dawno wyparł z umysłu możliwość, iż wtedy to faktycznie mogła  być ona. Bez względu na to, jak silne dowody miał ku temu.
  – Widziałam cię, Williamie! – wytłumaczyła,  powoli zaczynając  się zapowietrzać. – Wtedy w tej cholernej uliczce z tym czerwonowłosym mężczyzna!
   – ...Masz na myśli–?!
   Nie chciał skończyć  tego zdania, bo one było decydujące w związku z przebiegiem ich całej relacji.
   – Dobrze wiesz co mam na myśli!  – wrzasnęła  z łzami w tęczówkach , patrząc  mu w oczy... Co ona zrobiła nie tak, iż tak to wszystko się potoczyło? Czemu przez cały ten czas on ją tak perfidnie okłamywał? – To oczywiste, że mnie tam nakryłeś, patrzyłeś w moją pieprzona stronę, gdy uciekałam– a mimo to nawet nie próbowałeś mi tego wyjaśnić! – Tutaj była już na granicy swojej wytrzymałości  psychicznej. – W kim ja tak rzeczywiście się zakochałam, do diaska?!
   Wyobraźcie  sobie jak okrutne to może być uczucie, kiedy każda  mniejsza czy większa sprawa staje się  nieprawda. Gdy okazuje się, iż osoba za którą  bylibyście w stanie umrzeć... Nie jest tym za kogo dotychczas nieustannie się podawała.
    Pytanie tylko, czy w przypadku naszej głównej bohaterki to było wszystko? Co jeśliby w jakiejś części swojej podświadomości ona była zazdrosna o Grella Sutcliffa, tak jak William był o owego Simona? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
    Wiedząc,  iż ostatecznie wchodzą na tematykę ostatniego, największego oraz najbrutalniejszego dna, będącego zdolnym ich podzielić na zawsze... A także widząc, iż z każdym kolejnym zdaniem jego ukochaną coraz  mocniej ociera się o amok, Bóg  Śmierci  złapał ją  za łokcie oraz spróbował postawić do pionu:  – ...Uspokój się, [imię]!
  – Byłam już wystarczająco spokojna przez cały ten czas! – Gwałtownie odpychając  go od siebie, złapała go za marynarkę  oraz poszarpała z całej  siły, jednocześnie  przyciągając go do siebie. – Chciałeś ze mną spać, ale nie chciałeś mnie kochać?! Co to ma być, jakaś pochrzaniona gra 'Mrocznych Żniwiarzy'?!
   – ...Mów ciszej! – Spróbował ją  opanować, czując jej gorący oddech na sobie oraz słysząc powoli jak głośno jej tętnice  pompują jej krew... prawie jak przed zawałem. Mimo to, w tam kryzysowym momencie ponownie w jego głowie pojawiła się wątpliwości. Przede wszystkim w związku z jego pracą – co będzie jak ktoś  przypadkiem usłyszy  ich  kłótnia i także odkryje  jego prawdziwą  naturę?
     Czy wtedy, gdy główna centrala zarządu się o tym dowie,  to już nigdy więcej nie będzie jej w stanie zobaczyć? Nie  mówiąc już  o tym... iż zabronią mu ją kochać? Byłoby to doprawdy potworne, bo ostatecznie  faktycznie zdołał zaakceptować  swoją miłość do niej.
  – Bo co, osądzisz mnie jak wtedy i skażesz na śmierć–
    Dokładnie wtedy, gdy [nazwisko] ledwo już trzymała się prosto z tych wszystkich emocji o sile słonecznej, przez jej umysł przeszły skrawki wspomnień... wspomnień, które jej organizm z bezpieczeństwa  zdawał się wyprzeć wieki temu.
     Dzień sprzed miesięcy,  kiedy to do późna  siedziała  w swoim gabinecie, pracując  nad składem lekarstwa.
   Dzień sprzed miesięcy,  kiedy za jej palcami pojawił się  osobnik... pewien przystojny mężczyzna  w okularach, ciemnych rękawiczkach oraz garniturze.
     Dzień  sprzed miesięcy,  kiedy William T. Spears miał przeciąć  jej cinematic records.
   Dzień sprzed miesięcy, który miał być jej końcem a w istocie stał  się początkiem.
   Dziś sprzed miesięcy,  w którym miała umrzeć.
   – ...Aaaa, moja głowa! – Ciemność spowijała jej powieki, gdyż doszczętnie traciła siłę w ciele a jej osobowość wpadała w paraliż. – Co się dzieje, Williamie, d-dlaczego tracę świadomość...?
  – B-Bo właśnie przypomniałaś sobie to, czego nigdy nie miałaś! – wrzasnął  przerażony wyżej wymieniony, rozpaczliwe łapiąc  ją w swoje ramiona.
   Niemniej, to nadal nie było wszystko.

Między wersami || kuroshitsuji scenariosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz