XI. Undertaker, Ronald, Grell || pobyt na mieście

661 41 129
                                    

Koniecznie dajcie mi znać o waszej opinii odnośnie tej raczej komediowej i przybliżonej do anime wersji Grella. Zastanawiam się: która bardziej was przekonuje?

~~ggoliaa

PS Jako ze nie mam pojęcia czy wyrobię się następnym scenariuszem do dwudziestego-czwartego grudnia, na ten moment chciałabym wam już życzyć  wesołych świąt!

   U N D E R T A K E R

   [Nazwisko] stała przed szarym nagrobkiem swojego narzeczonego, kiedy wiosenny wiatr poruszał jej rozpuszczone [kolor] włosy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   [Nazwisko] stała przed szarym nagrobkiem swojego narzeczonego, kiedy wiosenny wiatr poruszał jej rozpuszczone [kolor] włosy.  Tamtego dnia... była dokładnie osiem miesięcy od jego śmierci. Na jej rękach były rękawiczki, tymczasem jej palce mocno trzymały białe lilie.
    Niegdyś ich wspólne ulubione kwiaty, dokładnie te które miały znaleźć się na ich ślubnym kobiercu...  te które przepełniały jej ogród i miały także być jej bukietem. Na jakie kiedyś mogła patrzeć w nieskończoność, a teraz z ledwością. Aczkolwiek hodowała je nadal, bo... naprawdę nie chciała zapomnieć. 
    Wszystko zaczynało kwitnąć wokół, podczas gdy ona zdawała się powoli umierać od środka... w czarnej sukni, zaciskając wargi i za wszelka cenę starając się nie płakać. Oh, jakże to było naiwne.  Jej serce zostało złamane zbyt mocno, gdy wtedy znalazła Rayvisa leżącego w swoim gabinecie bez ruchu.... Tak z dnia na dzień, zaledwie trzy tygodnie przed ceremonią.
   W jednej chwili cały jej świat runął i roztrzaskał się na małe kawałeczki... Jednakże nie mogła się poddać, ponieważ wiedziała, iż byłaby to ostatnia rzecz, jaką chciałby od niej jej ukochany, musiała walczyć  – to było coś, co on powtarzał jej od ich najwcześniejszego dzieciństwa.  Dlatego przełykając łzy, szybko położyła bukiet na kamień i pospiesznie zaczęła opuszczać cmentarz, nim wpadła w zupełną rozpacz.

    Siwowłosy grabarz właśnie wracał z rezydencji Phantomhive, kiedy nagle  zauważył już tak dobrze znaną mu kobietę. Stała przed nagrobkiem, mocno ściskając bukiet białych lilii. Widział jak bardzo próbowała być nieugięta, jak mocno chciała wyglądać na silną... w rzeczywistości będąc na skraju wytrzymałości.
    I choć mogło wydawać się to niemożliwe... w tamtym momencie, w żadnym stopniu nie było mu do śmiechu. Trwał tak, dopóki nie zauważył jak zaczyna kierować  się w stronę wyjścia i w trybie przyspieszonym znalazł się tuż przy bramie, przywołując na usta ten charakterystyczny uśmieszek. 
   Spotykał się z nią nieustannie od kilkunastu tygodni... stąd też całkiem dobrze zdążył poznać jej charakter – była podręcznikowym przykładem kobiety zranionej, delikatnej niczym porcelana, jednakże próbującej grać niewzruszoną. Zwłaszcza jeśli mówiło się o sprawach sercowych...  wiedząc, iż owy grób należy do nikogo innego jak Rayvisa, poczuł obowiązek pocieszenia jej w jakiś sposób.
     – ...Guehehehe – cicho się zaśmiał, zakrywając usta dłonią i opierając się o kamień, założył drugą rękę na klatkę piersiową w celu ukazania jeszcze większego rozbawienia.  – Nie spodziewaaałam się, że spotkaamy się taaak raaaptem~hehe!
   – U-Undertaker – wypowiedziała, zatrzymując się gwałtownie i zaciskając zęby, z trudem powstrzymała kolejny szloch. Nie mogła dać mu satysfakcji zobaczenia jej w tak kruchym stanie... bez tego miał z niej wystarczający ubaw. – Co... ty tutaj robisz? Wydawało mi się, że opuszczasz swój zakład wyłącznie w nocy by straszyć małe dzieci.  – Kpiąco wykrzywiając wargi, spojrzała w stronę jak zawsze dobrze bawiącego się grabarza. Pewnie gdyby był inny dzień jak zawsze potwornie by go zwyzywała, aczkolwiek... wówczas nawet na to nie miała siły.
   Wtem stało się coś niespodziewanego, emerytalny shinigami w jednej chwili całkowicie  spoważniał i  wyprostowawszy się, w dwóch krokach znalazł się tuż przed [nazwisko]: – Choć jest to bardzo kusząca propozycja, hihi, dzisiaj sobie odpuszczę... – rzekł, na powrót podnosząc kąciki ust... jednakże w sposób inny od poprzedniego.
     – C-Co ty...? – zadała pytanie, rozszerzając szeroko oczy na to co stało się następnie.  Nie zmieniając wyrazu, Udertaker wyciągnął rękę rękę ku jej twarzy... po to  by zaraz położyć ją na jej policzku i kciukiem wytrzeć jej łzy. 
  – ...Panience tak ślicznej nie przystoi płakać.
    Wiosenny wiatr poruszał jego siwe włosy, jego uśmiech po raz pierwszy tak zwyczajny był oświetlany przez blade promyki słońca. Jego dotyk był tak delikatny... że przez ułamek sekundy, [imię] chciała się w nim zatopić.
     Aczkolwiek tego nie zrobiła, jedynie postawszy sobie w głowie krótkie pytanie, na które wówczas nie sądziła, iż kiedykolwiek dostanie odpowiedź: "Undertakerze... kim ty tak naprawdę jesteś?"

Między wersami || kuroshitsuji scenariosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz