III. Alois, Grell || więź przybierająca na sile

1.2K 76 218
                                    

     A L O I S    T R A N C Y

   Ciemne chmury coraz bardziej pochłaniały te jasne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Ciemne chmury coraz bardziej pochłaniały te jasne. Zbierający się wiatr, coraz bardziej szarpał liście i urywał ostatnie z gałęzi. Krople deszczu spadały z coraz większą szybkością, opadając na drogę rozpościerającą się przed nimi.
    Dwunastoletnia [imię] prowadziła za sobą niespełna jedenastoletniego Jima, mocno trzymając go za bladą dłoń. Obydwoje biegli, będąc w drodze do domu [nazwisko].
    – Jeszcze trochę, Jim! – oznajmiła dziewczyna, czując, że chłopak ma coraz większy kłopot z dotrzymaniem jej kroku. – To zaraz za tym rogiem! Wytrzymasz! – Jednak bez względu na to, jak bardzo chciała by dał radę, a on próbował, nie potrafił.
   Dni, jakie spędził całkowicie sam, bez pożywienia, snu czy nawet zwykłego ciepła odbiły na nim mocne piętno. W połączeniu z silnym wiatrem i zimnymi kroplami deszczu były niczym stale zwiększający się ciężar opadający na jego plecy.
   –  N-Nie mogę! – Całkowicie dysząc, zatrzymał nagle kroku i puścił rękę [imię]. – J-Jestem za s-słaby...!
   – Proszę, Jim! – przerwała mu, widząc jak zaczyna upadać. By podtrzymać go na nogach, odwróciła jego twarz do siebie i zamknęła w swoich dłoniach. Delikatnie przejeżdżając palcami po jego policzkach, zmusiła go by spojrzał w jej oczy. – Nie poddawaj się!
    Jim nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś otarł jego łzy, okrył swoim nakryciem i podarowałam tak wiele ciepła w jednej chwili, jak zrobiła to tego razu [imię].
    Dlatego też, gdy zobaczył przed sobą jej [kolor] tęczówki, patrzącego na niego z tak wyraźną troską i poczuł jej ręce na swoich policzkach, nie mógł opaść z sił. Przynajmniej na razie. Zbierając w sobie jej resztkę, podniósł się i ponownie wstał na równe nogi.
   – Wiedziałam, że ci się uda! – krzyknęła [nazwisko], zabierając dłonie z jego twarzy i ponownie łapiąc jedną z jego rąk. – Ruszajmy!
    Z uśmiechem na ustach zwiększając siłę ich uścisku, przyspieszyła kroku i  pociągnęła go za sobą.

   – ...To już niedaleko! – oznajmiła [nazwisko], kiedy w zasięgu ich wzroku pojawiła się nie za wielka drewniana chatka otoczona zewsząd zielenią. – Widzisz!  – Wolną ręką wskazała domek, a drugą z jeszcze większą siłą ścisnęła jego chłodną rękę.
    Następnie czując jak wiatr staję się jeszcze mocniejszy, a ich ubrania zaczynają powoli moknąć od spadających kropel, zaczęła robić jeszcze większe i szybsze kroki.
     – JESTEŚMY!  – krzyknęła wesoło, wreszcie dobiegając do drzwi i natychmiastowo je otwierając.   – ...Mamo, tato! – zawołała od razu po tym jak przekroczyła próg jej domu. Po czym puszczając dłoń chłopaka, zamknęła za nimi wejście.  – Chodźcie tu!
    W momencie, kiedy Jim poczuł jak jego zmarznięte kości okrywa ciepło najprawdopodobniej pochodzące z kominka, resztki jego sił gwałtownie zaczęły go opuszczać.
    W jednej chwili poczuł jak kręci mu się w głowie, a całe jego ciało zaczęło przeszywać drgawki. Jego nogi zaczęły się chwiać, a po całym jego ciele przeszedł zimny pot. Nie mogąc dłużej walczyć z organizmem, zobaczył jak przed jego oczami zapada ciemność.

Między wersami || kuroshitsuji scenariosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz