IX. Sebastian, Ciel, Soma || początek uczuć, część 2

1K 54 128
                                    

Część pisana pod wpływem impulsu.

Za wszelkie niedoskonałości, możliwą obecność zbytniego dramatyzm oraz rozciągłość tekstu:
najmocniej przepraszam!

~~próbująca wrócić za tory ggoliaa

S E B A S T I A N   M I C H A E L I S

    Demoniczny kamerdyner o rubinowych oczach czuwał przy łóżku wciąż nieprzytomnej [kolor]włosej, jaka na skutek zemdlenia wpadła prosto w jego ramiona, jeszcze tak niedawno temu na korytarzu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

    Demoniczny kamerdyner o rubinowych oczach czuwał przy łóżku wciąż nieprzytomnej [kolor]włosej, jaka na skutek zemdlenia wpadła prosto w jego ramiona, jeszcze tak niedawno temu na korytarzu.
    Obserwował ją bardzo dokładnie, wyłapując najmniejsze szczegóły na jej ciele: jak marszczyła brwi, kręciła we wszystkie strony, jak na jej ciele pojawiała się gęsia skórka oraz jak kropelki potu wpływały na jej czoło – zupełnie jakby śmiał o czymś nie do końca przyjemnym... Jednak tym co najbardziej skupiało jego spojrzenie były blizny zdające się przechodzić przez jej biust.
   Jego panicz zlecił mu zadanie... lecz skoro chodziło wyłącznie o owe wyłapanie ukrytych zamiarów [imię], dlaczego cały czas był w tym miejscu? Dlaczego zaraz po przeszukaniu jej pokoju w celu znalezienia jakiś informacji, nie zostawił jej w samotności? Zamiast tego wciąż przy niej trwał, czekając aż wreszcie się wybudzi.
   Nagle wyciągnął ku niej dłoń odzianą w rękawiczkę,  chcąc dokładniej przyjrzeć się skazie na jej tak jasnej, iż mlecznej skórze... Zatrzymał się jednak kilka centymetrów przed jej klatką piersiową, jedynie biorąc w palce koc.
   Ostatecznie jednak rozumiejąc, że takowy sposób zdobycia informacji nie był odpowiedni nawet jak na jego, podciągnął materiał i bardziej ją przykrył. Częściowo by nie było jej zimo, a częściowo by przypadkiem nikt inny nie zobaczył tego, co on  – jej blizna wydawała się być jak jego pentagram na ręce, na co dzień ukryta  oraz możliwa do oglądania tylko dla tych, co musieli.
   Podnosząc się z krzesła, poprawił swoją marynarkę i skierował się w stronę świeczki nadal palącej się na szafce nocnej. Kiedy jednak nachylił się ku niej, by zgasić tlący się płomień, usłyszał poruszenie od strony łóżka [imię]... jaka właśnie wybudziła się że snu, gwałtownie podnosząc się z materaca.
    –  ...S-Sebastianie? – odezwała się początkowo niepewna,  jeszcze nie do końca poznając do jakiego mężczyzny należał cień na podłodze, oświetlany przez światło wosku.   – Czy możesz mi powiedzieć... co ty tutaj robisz?
    Dość sprytnie ukryła swoje zdenerwowanie, kiedy spostrzegła jak spada z niej okrycie i ujrzała, jak jedna z najtrwalszych pamiątek jej przeszłości częściowo jej obnażana przez jej nie do końca zapiętą bluzkę.  Starając się wyglądać jak najnormalniej, od razu wzięła do palców  guziki. Niestety, na skutek z lekka drżących rąk zajęło jej to dłużej niż zazwyczaj.
    –  Panienka nie pamięta, że zasłabła na korytarzu?  – odpowiedział pytaniem na pytanie, na powrót prostując swoją sylwetkę i od razu przyjmując postawę zmartwionego. – Przyniosłem ją tutaj, by mogła odpocząć w pełnym spokoju oraz ciszy–
    –  ...Tyle to wiem – mruknęła przez minimalnie zaciśnięte zęby, przerywając mu pod koniec.  –  Bardziej mnie zastanawia, dlaczego wciąż tutaj jesteś? – Choć próbowała ukryć nadal obecny w jej płucach strach, wzrokowi Sebastiana nie umknęło jak składa  pięści.
   – Kimże byłbym, gdybym zostawił damę w tak niepewnej sytuacji? Jako mężczyzna czułem się  zobowiązany  by zostać  – zaczął, wypowiadając się tak  tak pięknie jak zawsze i nie zawahawszy się w owej czynności ani na sekundę. – W końcu jednym z najważniejszych zadań mężczyzny jest by pomagać kobietom, troszczyć się o ich dobro oraz obdarzać je opieką, jeżeli wyłącznie zajdzie taka potrzeba. – Czarowanie słowami było niczym chleb poprzedni dla tego piekielnie dobrego lokaja, dlatego nie dziw, iż sama [nazwisko] nie pozostała obojętna na jedną z jego specjalności. – Niech panienka powie, jak się czuję? Może wody, czegoś do zjedzenia? Wystarczy jedno słowo panienki, a spełnię je z szczerą radością–
    – ...J-Ja...  – zawahała się, czując jak na jej policzki znikąd wpływa  niechciany rumieniec. – Czuję się już dobrze. Możesz już iść, dziękuję – ostatecznie jednak odparła zwyczajnie, hamując uczucia jakie chciały wyjść na wierzch.
   – Tak się cieszę, iż panience już nic nie dolega. Doprawdy... – zdawał się odetchnąć z ulgi, słysząc jej odpowiedź. – Gdyby coś jej się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Miałem wrażenie, iż odchodzę od zmysłów z tego strachu o panienki dobro–
   – Naprawdę powinieneś już stąd iść – oznajmiła głośno, czując jak jej serce z lekka przyspiesza swojego bicia. Ale cóż miała poradzić? Mimo wszystko, w rzeczywistości była jedynie zniszczoną przez świat kobietą. W podświadomości, tylko chcąc prawdziwej bliskości.  – Jest tak późno, a jutro obydwoje musimy być o pełni sił dla naszych paniczów–
    Podczas swojej wypowiedzi, pospiesznie założyła buty i właśnie była w trakcie odprowadzania mężczyzny do drzwi. Co ważne, cały czas strała się utrzymać jak największy  dystans pomiędzy nimi.
    – ...Czy za  nim jednak pójdę, mogę  jeszcze prosić o wybaczenie? – Stojąc tuż przed nią, Michaelis zdecydował się jeszcze raz zabrać głos. Było to w celu próby  ponownego wygrania jej osoby. Lecz niestety,  jakże się przeliczył.
   – W-Wybaczenie? – Na powrót czując się zbita z tropu, wzmocniła uścisk na framudze drzwi i obawiając się swojej reakcji na te piękne oczy, nie pofatygowała się by zbytnio podnieść głowę.  – O czym ty teraz mówisz?
   –  W teorii dorosły mężczyzna nie powinien przebywać w pokoju damy...  zwłaszcza w samym środku nocy, bez jej zgody – wyjaśnił głosem pełnym czegoś w rodzaju zawstydzenia, co sprawiło iż [nazwisko] chwilowo uniosła podbródek. – A jednak, jestem tutaj i stoję przed niemalże gotową do snu panienką.  – Z wyraźną skruchą na twarzy, wówczas położył jedną z dłoni na serce i skłonił głowę w wyrazie szacunku do niej, który kilka chwil temu naruszył. –  Stąd za moją impertynencję chcę stokrotnie przeprosić.
     Tymczasem w tamtym momencie główna bohaterka totalnie zaniemówiła. Odkąd sięgała pamięcią, to ona musiała się kłaniać i  ponadto, być posłuszna tym co jej piekło zgotowali... A teraz też przed nią stał ktoś, kto zdawał się deklarować jej sługą, do tego pięknym niczym książę.
    Choć pryzmat wielkiej miłości, o jakiej marzyła za dziecka zdawał się pojawiać wówczas w zasięgu jej ręki... była zbyt stara, zbyt zniszczona, zbyt pochłonięta goryczą, by uwierzyć w ową baśń, jaką wieki temu została zakopana przez samą jej osobę.
   – ...Płonę zbyt ogromnie, by dać wiarę twoim jakże pięknym, ale jednocześnie jakże żałosnym słówkom. Więc przestań wreszcie się wygłupiać i ZEJDŹ MI Z OCZU!
    I z tymi słowami zamknęła mu drzwi tuż przed nosem, następnie osuwając się po nich plecami i czując, jak słone łzy zaczynają potwornie piec ją pod powiekami. Tak właściwie: kiedy ostatnio płakała tak prawdziwe, że aż chciało jej się krzyczeć?

Między wersami || kuroshitsuji scenariosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz