T&I
W swoim czasie Sakura nigdy tak naprawdę nie miała okazji ani powodu, aby odwiedzić budynek T&I. Ludzie w tym zawodzie nigdy nie spotkali się ze szpitalem ani nie potrzebowali pomocy medycznej, a teraz, kiedy spojrzała wstecz, oba wydziały miały bardzo różne zestawy moralności. Jasne, że byli shinobi, ale w jednym ludzie torturowali dla informacji, a w drugim leczyli rany i odmawiali wyrządzania krzywdy pacjentom. Dopiero po wybuchu wojny sektory zaczęły ściśle ze sobą współpracować.
Na trzecim piętrze otrzymywała dziwne spojrzenia od shinobi, których mijała na korytarzu. Szeptali do siebie, a Sakura oparła się chęci przewrócenia oczami. Myśleli, że ich nie słyszy? Kiedy dotarła do biura, zapukała dwa razy i oparła się na piętach, czekając. Całą minutę później usłyszała, jak mówi Ibiki. — Wejdź.
Sakura otworzyła drzwi i zobaczyła, jak Ibiki zapisuje coś na kartce papieru. Był całkowicie pochłonięty swoją pracą i nie zawracał sobie głowy podnoszeniem wzroku.
— W końcu masz dla mnie te dokumenty, Shiranui?
— Shiranui-san kazał mi to dla niego dostarczyć.
Ręka Ibikiego zamarła na kilka sekund, zanim odłożył pióro i odchylił się na swoim miejscu. Uniósł brew. — A kim, do diabła, jesteś?
— Haruno Sakura. Dołączam do Akademii w następnym semestrze, miło cię poznać.
Od razu Ibiki mógł powiedzieć, że coś z nią było nie tak. Trzymała się w sposób godny niczym wiekowego, hartowanego shinobi, który oddychał powietrzem wojny na lata. Jej słowa były dobrze wymówione w sposób, który nie pasował do jej małego ja, przez co Ibiki zaczął rozumieć, dlaczego Shiranui w ogóle pomyślałby o wysłaniu jej do jego biura.
Wziął teczki, które mu zaoferowała, i odłożył je na bok, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jeszcze trochę zachowywał milczenie, intensyfikując wzrok – prowokując ją, by wzdrygnęła się lub odwróciła wzrok.
Nie zrobiła tego.
Oh? Jakie interesujące.
— Czy to wszystko, Morino-san? — zapytała.
— ...Wróć tu jutro. Porozmawiamy.
Sakura nie mogła zamaskować zaskoczenia na jej twarzy.
~*~
Niewątpliwie był to chłopiec. Jego kolana były przyciśnięte do klatki piersiowej, ramiona ciasno owinięte wokół kolan, a twarz wciśnięta w zgięcie łokcia. Wydawało się, że płacze cicho do siebie, a jego ramiona lekko drżą, a czkawka rozbrzmiewa echem w pustym lesie. Sasori zeskoczył ze swojej grzędy i wylądował po drugiej stronie rzeki.
— Wszystko w porządku?
Głowa chłopca poderwała się do góry, gdy strach zatańczył w jego zielonych oczach z morskiej piany. Piasek wokół Sasoriego zaczął groźnie się przesuwać. — Czy tou-sama wysłał cię, żebyś mnie znalazł?— zapytał z niepokojem: — Albo Yashamaru?
— ...Nie — odpowiedział gładko Sasori, ostrożnie wpatrując się w piasek wokół siebie. — Nie znam żadnego z nich. Pytam tylko, czy wszystko w porządku.
Piasek poruszył się trochę dłużej, zanim w końcu opadł. Sasori wypuścił oddech, o którym nie wiedział, że wstrzymuje, i prawidłowo skrzyżował nogi.
— Nic mi nie jest. Po prostu musiałem wyjść na trochę — odpowiedział uroczyście chłopiec. Starszy mężczyzna nie powiedział ani słowa i po prostu usiadł po przeciwnej stronie rzeki z małym uśmiechem na twarzy. Wyciągnął mały prototyp marionetki z jednej z kieszeni w swoim płaszczu i przymocował do niego kilka sznurków czakry. Kiedy już przejął kontrolę, wysłał kukiełkę, by przeszła przez rzekę i zatańczyła dla małego chłopca. Kiedy Sasori usłyszał cichy chichot, który wydobył się z jego ust, jego uśmiech poszerzył się.
CZYTASZ
Stumble
FanfictionSakura chciała umrzeć. Sasori czuł się dobrze, pozostając martwym. Ale wydawało się, że los miał wobec nich inne plany, ponieważ kiedy oboje budzą się młodsi z krwią pulsującą w ich żyłach, musieli pamiętać, jak znowu żyć. Historia NIE należy do mni...