Pustka
Ibiki przyszedł do biura wcześnie, by przejrzeć kilka plików, które miał przekazać Hokage, kiedy zobaczył małą dziewczynkę siedzącą na kanapie. Jej ręce i ubrania były pokryte sadzą, a przy jej stopach leżał stos poszarpanych książek i nienaostrzonej broni. Brudna grzywka zakrywała przód jej twarzy; bandaże na kostkach rozerwały się, odsłaniając blizny pokryte zaschniętą krwią.
— Sakura?
— Ibiki-san — odpowiedziała cicho. — W jej głosie słychać było porażkę, jak wtedy, gdy ktoś zrezygnował z życia lub miał poczucie winy z powodu tego, co zrobił. Zajął miejsce obok niej. Wieści o pożarze w dzielnicy cywilnej pojawiły się już w porannej gazecie. Nazw ulic nie pamiętał, ale czuł, że są mu znajome.
Teraz wiedział dlaczego.
— Nie było cię wczoraj w domu? — zapytał. Sakura potrząsnęła głową.
— Byłam poza. Nie wiedziałam — mruknęła. — Powinnam była zostać w domu. Mogłabym pomóc. Przeżyliby.
— Budynek nie został odpowiednio sprawdzony, Sakura. W środku nocy wystąpiła awaria instalacji elektrycznej i zepsuły się urządzenia grzewcze. Nie mogłaś o tym wiedzieć. A gdybyś została, również zostałabyś w to wciągnięta — powiedział Ibiki.
— Tak długo, jeśliby byli bezpieczni.
— Tylko twoi rodzice?
— Wszyscy.
Oczy Ibikiego przeniosły się na nią. Jej spojrzenie było utkwione w kolanach i poza ustami, była całkowicie nieruchoma. Naprawdę była dzieckiem niezasługującym na to, co los dla niej przygotował.
— Masz dokąd pójść?
Znów potrząsnął głową. Ibiki najpierw wstał, a następnie pochylił się, by podnieść jej książki. Wziął jej torbę z książkami i inną z bronią, przewieszając tę pierwszą przez ramię. Sakura w końcu spojrzała w górę, z zakłopotaniem widocznym w jej straconych oczach.
— Ibiki-san?
— Chodź.
Ulice wciąż były puste o tak wczesnej porze, co stwarzało idealną atmosferę dla Ibikiego, który prowadził ją wzdłuż drogi. Było cicho, ponieważ oboje nie odezwali się do siebie ani słowem, chodź tego można było się spodziewać. Oboje stracili swoich jedynych członków rodziny w ciągu ostatniego dnia, zostawiając ich samych, zauważył z niesmakiem. Przynajmniej był wystarczająco dorosły, by zrozumieć i poradzić sobie ze swoimi emocjami, ale Sakura? Miała osiem lat.
Weszli do jednej z wielu dzielnic mieszkalnych shinobi rozsianych po wiosce. Sakura, pomimo przytłaczającego poczucia winy, nie mogła powstrzymać się od przyglądania się jednopiętrowemu domowi, do którego się zbliżyli. Nie wiedziała nic o jego życiu domowym ani o tym, co robił poza pracą i była zaskoczona tym, co zobaczyła.
Kiedy weszli do środka, było tak skromnie urządzone, jak się spodziewała. Nie było bałaganu i absolutnie żadnego kurzu. Otworzył jedne z drzwi na korytarzu i położył jej rzeczy na metalowym biurku obok drzwi.
— Wiem, że to niewiele, ale możesz to później dowolnie zmienić — powiedział. — Mam kilka spraw do załatwienia, ale niedługo wrócę.
Odwrócił się, by odejść.
— Ibiki-san.
Zatrzymał się.
— ...Dziękuję.
Kontynuował spacer.
— Czuj się jak u siebie w domu, dzieciaku.
Sakura usiadła na brzegu łóżka, rozglądając się po pokoju. Był znacznie większy niż jej poprzedni, z większym łóżkiem, większą szafą i większymi oknami, które pozwalały jej zobaczyć kilka kwiatów rosnących na zewnątrz. Doceniała wszystko, co robił Ibiki, ale posunięcie się tak daleko, by dać jej miejsce do zamieszkania, było czymś, czego nie brała pod uwagę.
Powoli sięgnęła do kieszeni i wyjęła liścik, który Yori dał jej godzinę przed wejściem Ibikiego do biura.
Spotkajmy się w Lesie Śmierci, kiedy będziesz miała okazję.~*~
Miał zamiar poinformować ją o wszystkim, co stało się z Gaarą. Potem chciał omówić jeszcze kilka planów, nad którymi będą musieli współpracować, aby upewnić się, że zostaną wdrożone w najbliższej przyszłości. Ale to nie było w jej stylu spóźniać się dwie godziny.
Sasori odwrócił się, gdy zauważył jej obecność w pobliżu jaskini, w której się schronił. Otworzył usta, by wygłosić swój zwyczajowy złośliwy komentarz, ale nagle przestał, gdy zobaczył czystą nędzę w całej jej istocie. Spuszczone oczy, opadnięte ramiona, brudny, zmasakrowany wygląd...
Natychmiast podszedł do niej. — Wszystko w porządku?
Oboje usiedli pod wilgotną ścianą jaskini. Sakura skrzyżowała nogi i złożyła ręce na kolanach.
— ...Tak. — Tył jej głowy uderzył w kamienną ścianę. — Czy to właśnie chcesz, żebym powiedziała.
Sasori stał się niezwykle świadomy, gdy posłał jej ostrożne spojrzenie. Nigdy nie widział jej tak przygnębionej. Oczywiście wiedział, że wojna wyrządziła jakieś szkody, ale nie wiedział, w jakim stopniu. Zawsze ukrywała się za uśmiechem i pewnością, że nigdy nie był w stanie zrozumieć głębi tej traumy. Teraz widział, w jej całkowitym poczuciu winy, że sięgała ona znacznie głębiej niż mógł to dostrzec.
— Tego bym chciał — mruknął — ale widzę, że tak nie jest. Nie musisz mi o tym mówić, jeśli nie chcesz.
Przez chwilę nic nie zostało między nimi powiedziane. Sakura odetchnęła ciężko i zapadła się głębiej w sobie. Nie podniosła głowy, gdy zaczęła mówić. — 24 marca. Wojna oficjalnie się zakończyła, zwycięstwem aliantów. Ludzie płakali, świętowali, rozmawiali o tym, że zobaczą swoje rodziny. A ja? Ja nie mogłam.
Mogła powiedzieć, że w całym obozie panował najwyższy nastrój niż w jakimkolwiek innym momencie wojny. Co mogła powiedzieć? Po siedmiu długich, wyczerpujących latach świat wreszcie był wolny. Obito nie żył i wszyscy mogli iść dalej.
Sakura stała w cieniu głównego namiotu medycznego, wpatrując się we wszystkie uśmiechnięte twarze, śledząc bliznę na swojej szyi. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że podziela ich uczucie ulgi i ostatecznego zwycięstwa. Czuła się nieznośnie pusta w porównaniu do tego, jaka była jako nastolatka. W tamtych młodszych latach nie była ciągle budzona przez okrutny głos, który prześladował ją przez ostatnie trzy lata.
CZYTASZ
Stumble
FanfictionSakura chciała umrzeć. Sasori czuł się dobrze, pozostając martwym. Ale wydawało się, że los miał wobec nich inne plany, ponieważ kiedy oboje budzą się młodsi z krwią pulsującą w ich żyłach, musieli pamiętać, jak znowu żyć. Historia NIE należy do mni...