Rozdział 13

20 4 0
                                    

Brzęczenie

Deidara był bardzo bystry jak na swój wiek. Przynajmniej pod względem kreatywności. Tworzył już małe rzeźby i figurki, zanim zaczął trenować jako shinobi, a nim ukończył Akademię w wieku ośmiu lat, został uczniem Sandaime Tsuchikage.

Sasori ukrywał się między masami gęstych zielonych pędów bambusa, obserwując sesję treningową między Deidarą i jego sensei'em. Starzec wyglądał na zirytowanego zdetonowaną ziemią i plantacją wokół niego, ale chłopak wydawał się zadowolony ze swojego dzieła.

— Mówiłem ci, żebyś nie wysadzał całego poligonu!

— Daj spokój, nie jest tak źle.

— Kiedyś mieliśmy tu ładną trawę, chłopcze. Rzadkość, jeśli nie zauważyłeś. Teraz wszystko jest w bambusie! — westchnął. — Nie powinienem był dawać ci tych wybuchowych etykiet...

Wskazał gestem na las, w którym byli zamknięci. Oczy Onokiego powoli przesunęły się w górę i wychwyciły plamę czerni ukrytą nieco dalej. Intruz? Obserwator? Nie wydawali się agresywni, ale jego stary wiek i ogromne doświadczenie nauczyły go zachować szczególną ostrożność w pobliżu takich typów.

— Następna jest twoja kara — powiedział, spoglądając na małego blondyna.

— Sensei!

— Skończ z tym jęczeniem. Idź do skały...

— Nie podoba mi się ta skała, jest duża i brzydka i...

— Wiem. Dlatego będziesz balansować na szczycie i medytować.

— Ale, sensei!

— Medytuj.

Deidara nadąsał się i przeszedł na drugą stronę pola treningowego do tej głupiej skały. Tej niesymetrycznej, krzykliwej, nie na miejscu... Tsuchikage potrząsnął głową i położył ręce na biodrach. Ten chłopak miał pewnego dnia zostać doskonałym członkiem Bakuha Butai i to już było widać. Chociaż był irytujący. Onoki wyznaczył trasę, za którą miał podążać.

~*~

Sasori uśmiechnął się z rozbawieniem, patrząc, jak Deidara odchodzi i narzeka pod nosem. „Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, prawda?” Zrobił cichy krok w tył, by opuścić teren, gdy coś, co wydawało się czubkiem kunai, dotknęło podstawy jego czaszki. Jego ramiona opadły.

— Cholera — mruknął.

— Akasuna no Sasori, tak? Wiele razy słyszałem to imię. Zabiłeś Sandaime Kazekage. Był moim dobrym przyjacielem i nie podobało mi się, że został zabrany przed czasem — zadźwięczał wyniosły głos. Sasori pochylił lekko głowę i zobaczył unoszącego się Onokiego z beztrosko wyciągniętym ramieniem. — Więc po co tu jesteś? Na zwiad? Zabójstwo?

Jego oczy powędrowały w dół do nieznanego płaszcza.

— Z drugiej strony, możliwe, że nie chodziło ci o mnie.

Młodszy rozważał swoje opcje. Nie chciał atakować ani próbować uciec i wywołać międzynarodowego incydentu, więc pozostanie w miejscu, było prawdopodobnie najlepszym wyborem. Rozluźnił się i opuścił gardę. — Masz rację.

Sasori wstał powoli, trzymając wyciągnięte przed siebie ręce. Jego dłonie były otwarte, aby pokazać, że nie stanowi zagrożenia, coś, czego Onoki nigdy nie mógł sobie przypomnieć, aby shinobi kiedykolwiek robił w jego obecności. Mężczyzna odwrócił się.

— Nie jestem tu dla ciebie — przyznał po prostu. Tsuchikage uniósł brew. Akcja była całkowicie bezprecedensowa, choć pasowało raczej do chłodnego i beztroskiego nastawienia zaginionego ninja. — Będę szczery. To znaczy, nie spodoba ci się to, ale powiem to wprost. — Brwi Onokiego uniosły się jeszcze wyżej, gdy Sasori wskazał palcem na siebie. — Jestem z Akatsuki. Z grupy najemników, jeśli wolisz. Szukamy przyszłych członków i obserwujemy młodszych, by sprawdzić, czy zdradzą, czy nie. Deidara jest jednym z tych, których obserwujemy — powiedział.

StumbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz