Rozdział 15

17 4 0
                                    

Ostrzeżenie: Gwałt

~*~

Ogień


— Dodatkowy trening?

— Tak, czy Sakura-chan robiła coś zbyt zaawansowanego dla niej? Może dodatkowe ćwiczenia jutsu albo... albo pracuje, kiedy powinna odpoczywać? — zapytała Mebuki. Ibiki nie mógł sobie przypomnieć czasu, kiedy Sakura robiła coś, z czym nie mogła sobie poradzić. Ostatnio głównie ćwiczyła pieczęcie i pracowała nad rozwiązywaniem problemów na wyższym poziomie. Genma również był raczej leniwy, ucząc ją kontroli czakry i lepszego wykorzystania nadgarstkowych ostrzy.

— Nie robiła tego — odpowiedział. — Dlaczego?

— Nie sądzę, żeby spała wystarczająco dużo. Czasami budzę się w środku nocy i widzę jej światło pod drzwiami. Nie jestem do końca pewna, jak długo to trwa i jak jest w stanie wyglądać zupełnie dobrze każdego ranka... Tak się o nią martwię, Morino-san. I wiem, że mi się z tego nie zwierzy.

Ibiki zastanawiał się nad tym przez kilka chwil. — Czy ona pije coś zawierającego kofeinę?

— Nie bardzo. Woli soki.

— A co z lekami?

— Nic poza zwykłymi witaminami.

— Jej warunki do spania?

— Zwykle utrzymujemy temperaturę około 23°C... — odpowiedziała. Rozważył jej słowa i upewnił się, że przechowuje je bezpiecznie w swojej pamięci. Pierwszą rzeczą, która przyszła mu do głowy, było to, że Sakura była pod wpływem ogromnej ilości stresu, ale nie było niczego, co mogłoby sprawić, że sześciolatka cierpiałaby z tego powodu.

Stres u dzieci był całkowicie normalny, o ile wiedział. Zdarzało się to, gdy dzieci miały zbyt napięty harmonogram. Ibiki natychmiast wykluczył tę przyczynę. Sakura była o wiele bardziej inteligentna niż jej koledzy z klasy, celowała w każdym przedmiocie i nie miała problemów z niczym, czego on i Genma ją uczyli.

Rozejrzał się po kuchni. Jej rodzice wyglądali na normalnych cywilów z klasy średniej, którzy prawdopodobnie nie mieli problemów finansowych i byli w stanie zapewnić jej bezpieczne, pełne miłości środowisko.

— Oboje rodzice mieszkają w tym domu, prawda? — zapytał. Mebuki skinęła głową.

— Mój mąż i ja pracujemy w dni powszednie i wracamy do domu przed szóstą. Czasami mój mąż pracuje w sobotę, ale przez większość czasu mamy wolne weekendy i wtedy spędzamy z nią więcej czasu — powiedziała. Wszystkie te informacje sprawiały, że Ibiki był coraz bardziej zdezorientowany.

— Problemy rodzinne?

— Żadnych, o których mogłabym pomyśleć. Morino-san, wszystkie te pytania, które zadajesz...

— Przepraszam, jeśli były natrętne, ale lepiej uzyskać odpowiedzi od ciebie niż od Sakury.

Mebuki posmutniała. — Rozumiem.

~*~

Ubrany w swój ekwipunek ANBU i z porcelanową maskę, której nigdzie nie było widać, Kakashi szedł ulicą z rękami wciśniętymi w kieszenie. Prześlizgiwał się przez tłumy jak złowrogi cień, którego nikt nie śmiał niepokoić. Wyglądał, jakby świat był ciężki na jego barkach, ale był zbyt uparty, by cokolwiek z tym zrobić i nosił ten ciężar, jakby to nie miało znaczenia.

Jego oczy były jak kałuże burzy, zawsze niespokojne i nigdy niezbliżające się do rozwiązania. Prawdopodobnie warzone latami, ale żadna rzecz nie była w stanie przywrócić ich do spokojnego, słonecznego dnia, jak kiedyś.

— Ooooiiiiii! Kakaaaassshhhiiiii!

Ciche westchnienie przemknęło przez jego maskę, gdy wesoły Obito pojawił się u jego boku i stanął obok niego.

— Nie widziałem cię od wieków! Poszedłeś na misję czy coś? — zapytał. Kakashi rzucił mu krótkie spojrzenie, zanim wydał z siebie ciche chrząknięcie. Obito zgiął palce i poszerzył swój uśmiech.

— Więc chcesz pójść coś zjeść z moim otouto i ze mną? To znaczy, dawno nie spędziliśmy razem czasu — powiedział. Kakashi trzymał wzrok skierowany przed siebie.

— Jestem zajęty.

— Och. Cóż, co powiesz na...

— Nie mam czasu, Obito — odpowiedział, przerywając mu. — Może następnym razem.

Zniknął w chmurze dymu, zostawiając swojego najstarszego przyjaciela i byłego kolegę z drużyny samego na ulicy. Ramiona Uchihy opadły do przodu i westchnął ciężko.

— Zawsze to mówisz — wumamrotał. Podrapał się po głowie i wrócił ulicą. Kakashi nigdy nie był taki sam, odkąd Rin została zmiażdżona pod skałą osiem lat temu. Wiedział, że Kakashi do dziś niestrudzenie obwinia siebie za tamten incydent, bez względu na to, ile razy mówił mu, że jest inaczej.

— Czy Hatake-san znowu powiedział nie, nii-san?

Obito spojrzał w dół na swojego czternastoletniego brata. — Tak. Ale to w porządku, wiesz, jaki on jest. Chodź, Shisui. Pójdziemy po dango i przynieśmy trochę dla Obaa-chan.

StumbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz