10. Zawsze i na zawsze

456 36 39
                                    

- Elijah.

Od dłuższego czasu Klaus starał się zwrócić uwagę zamyślonego brata na swoją osobę, niemniej jednak bez skutku.
Obecnie prawie że nocne sklepienie spowijało się nad nimi, a lekki oddech nieba łagodnie sunął po ich policzkach.

- Elijah!

Chłopak w reszcie, po tak wielu staraniach jasnowłosego, zwrócił głowę w jego stronę.

- Ojciec. - wysapał. - należy się go pozbyć.

Niklaus był na tyle zdesperowany i nie miał pojęcia co czynić. Byli zmuszeni czmychać przed nim. Wściekłość Mikaela w przekonaniu Klausa wydawała się zbyt spora, ale wyłącznie w jego, jak widać, bowiem brat nie zareagował no to aprobatą czy także dezaprobatą.

- Wybacz mi, bracie. - to jedyne co zdążył rzec. Za jego plecami wyszli Mikael ze swoją zdradliwą małżonką, która w dłoniach trzymała nieznany im wszystkim kryształ.

On sam nie próbował pokazywać, że ta zdrada kilka lat temu go w jakiś sposób ruszyła. Mimo, że było to naprawdę ciężkie. Mikael był chytry i zaplanował sobie zaatakować kolejną watachę wilkołaków, również z zaskoczenia.

Kobieta ogłuszyła Klausa swoją inkantacją, a mężczyzna z Elijah zaprowadzili chłopaka do drzewa i związali wytrzymałym sznurem, aby się z nich nie wyzwolił.

Niklaus wyczuwając ostry, a jednocześnie bolesny ucisk na nadgarstkach, przebudził się.
Chłopak w głębi serca poszerzał nadzieję, że lada chwilę przemknie znów ta tajemnicza strzała.

Ledwie otworzył powieki, a po sekundzie ujrzał swego brata.

- Elijah, pomóż mi. - wyjęczał ostatkiem sił, usiłując rzucić okiem na twarz bruneta.

Elijah jedynie spoglądnął współczująco w jego oczy ale nic nie powiedział.

Esther w tym samym czasie rozpaliła pokaźniej wielkości ognisko i rozpoczęła rytułał, przez który blondyn słyszał przygaszone i nieznane mu wyrazy w języku łaciny.

Od tego momentu gen wilkołaka Niklausa, jak i późniejszy hybryd z jego linii został uśpiony.

Co prawda nie nieodwracalnie, wszakże wymaga to więcej trudu, niż myślicie

Niklaus przyrzekł sobie odszukać ślicznotkę.
Piekło zamarzło.
Widocznie wpadła w oko bezlitosnemu i bezdusznemu krwiopijcy.
Lecz i poza tym odzyskać swoją wilkołaczą stronę, aby stać się jeszcze potężniejszym. 

Gdy się ponownie przebudził (tym razem energiczniej niż przedtem) rozejrzał się dookoła. Nie było matki, ojca ani brata, to fakt. Palenisko również zgasło, jedynie unosił się nad nim gęsty dym.

Wtem po swojej prawej stronie usłyszał szmer liści, które szeleściły pod czyimś stopami pod wpływem ciężaru ciała. Zdezorientowany młodzieniec spoglądnął w owym kierunku i ujrzał powiewające na wietrze długie, wręcz złote włosy. Od razu rozpoznał tę postać.

- Rebekah. - wysilał się, aby ją zawołać, lecz jedyne co mu wyszło to ledwie słyszalny i ochrypły ton głosu. - Rebekah! - poprawił się, brzmiąc już o wiele lepiej.

Rebekah zasłyszała jego wołanie i w pośpiechu podbiegła, zrywając się ze swojej ścieżki prowadzącej do jej własnych planów. Skierowała się w stronę drzewa, do którego był uwiązany blondyn.

- Musimy zwiewać stąd, Nik. - wysapała ciężko, gdy nuże się znalazła przy bracie i zaczęła rozplątywać silnie zaciśnięte węzły.

Skinął delikatnie głową ze zrozumieniem.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz