28. Pasażerowie na gape

195 17 12
                                    

Blondynka naprawdę bardzo długo zastanawiała się nad sensem organizacji akcji ratunkowej Kola.

Z jednej strony, bez niego miała ciszę i spokój w ich, a właściwie aktualnie jej rezydencji.

Nikt jej nie przeszkadzał.
Nie wtykał nos w nie swoje sprawy.

I co najważniejsze.

Nie rozkazywał. Nie rządził się nią. Czego ona sama nienawidziła. Chociaż nienawiść do tego to za słabe słowo.

Pierwszy miesiąc bez Kola był jak marzenie. Jednak w kolejnym Louve zauważyła drugą stronę, tą negatywną stronę medalu.

Młodej kobiecie doskwierał bowiem brak towarzystwa. Ale takiego kumatego towarzystwa, gdyż obsługa na dworze nie była zbytnio rozmowna i godna słuchania jej wypowiedzi.

Blondynka westchnęła.

- Koniec wakacji, Kolusiu. - pomyślała.

- Ej ty! - krzyknęła do znanej jedynie z widzenia wiedźmy, która zazwyczaj trzymała się blisko bruneta.

- No. - ciemnowłosa odwróciła się do blondyny z wyraźną niechęcią w głosie.

- Mam dla ciebie zadanie bojowe. - podeszła do młodej czarownicy z gracją, aby pokazać swoją wyższość. -  Pomożesz mi w czymś. - dodała, szczerząc swoje białe i proste zęby w uśmiechu do niższej od siebie dziewczyny.

Nie czekając na jej odpowiedź pociągnęła ją za nadgarstek, ciągnąc w stronę gabinetu porwanego wampira.

***

- Niklaus!

Na przycumowany statku na brzegu hiszpańskiego portu rozległ się wrzask wyraźnie zdenerwowanego jednego ze starszych braci rodzeństwa Mikaelson.

- Tak, bracie? - spytał jakby niewinnie blondyn, wpatrując się wprost na krajobraz morza śródziemnego.
Wieczorem ląd był obficie oświetlony przez miliony świateł.

- Chcesz mi może wytłumaczyć, co robi nasz brat pod pokładem? - zapytał spokojnie, jednak z furią w oczach, wchodząc na schodach na dziób statku do brata.

- Oh, Elijah. Jak to? - odwrócił się całym ciałem do niego. - Nie chcesz zabrać naszego młodszego braciszka razem z nami w podróż do Nowego Orleanu? - spytał sarkastycznie, obejmując bruneta silnym ramieniem.

Elijah westchnął ciężko. On sam był zmęczony obsesją Klausa na punkcie sztyletowania rodzeństwa. Szczególnie, że najczęściej to właśnie Rebekah obrywała.

- A właśnie. - wypuścił brata z objęć i zaczął  oklepywać swoje kieszenie. - Nie widziałeś gdzieś moich kluczy? - spytał  podejrzliwie spoglądając na bruneta. - Od jakiś dobrych dwóch miesięcy nie mogę ich znaleźć! A jeden był do gabloty z...

Urwał w połowie, słysząc przeraźliwe kołotanie pod pokładem statku.

- I niech ktoś uciszy tego starca! - wrzasnął na reszte brygady. - Nie mogę się skupić jak się tam rzuca!

Klaus dobrze wiedział, że za parę godzin, nic z tych ludzi nie pozostanie, więc niech się na coś przydadzą.

Jeden z członków załogi poszedł do jednej z kajut, gdzie Mikealsonowie trzymali trumny (w jednej leżał zasztyletowany Kol, oczywiście) razem z zwiazanym na krześle starym człowiekiem  francuskiego pochodzenia.

- Cicho! - warknął mężczyzna, który wparował z impetem do pomieszczenia.

Francuz jak na zawołanie nieco się uspokoił, lecz na jego twarzy wypisany miał czysty strach.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz