8. Ucieczka

450 38 22
                                    

Mikael, mimo że jego wyraz twarzy był beznamiętna, chociaż wciąż złowroga, w środku kipiała w nim gniew.

- Należy uczynić to, co trzeba było od samego początku. - mruknął do siebie pod nosem. - Nikt z tych szkaradnych dziwotworów nie dożyje poranka.

- Powiadałeś coś, ojcze? - odezwał się po raz pierwszy Elijah.

- Zaprowadzimy to coś do matki. Będzie wiedziała co poczynić. - stwierdził jawniej, zwracając się do syna.

Niklaus w czasie drogi do domu zdążył opaść z sił, więc wyglądało to, jakby mężczyzna doniósł go nieżywego.
Esther przerażona podbiegła do nich i zaniosła chłopaka na łoże.

- Co się z nim stało, Mikael? - zapytała go drżącym głosem.

Mężczyzna stał przy wejściu do pomieszczenia i ze znieczulicą patrzył na bękarta. Czekał na decyzję o jego wyroku.

- To wilkołak. - wysyczał chłodno pod nosem, ale na tyle słyszalnie, że kobieta złowiła uchem.

Położyła mu ostrożnie wilgotną tkaninę na czole, po czym wyszła z pokoju po jakieś ziółka lecznicze.

W drzwiach minęła Mikaela.

- Zaczekajmyż do jutra. Niech odsapnie. - zwróciła się do małżonka bez nerwów.

Mężczyzna skierował na nią nieznaczny wzrok. Próbował zachować pozory, że nic nie zaplanował przeciwko niej. To ona pierwsza dała podwaliny oszustw i intryg.

- Po zachodzie słońca uśpię jego likantropie. Będzie wyłącznie wampirem. - rzekła i wyszła po lekarstwa.

Kiwnął delikatnie głową, po czym także odszedł, zostawiając nieprzytomnego samemu sobie.

Następnego dnia z samego rana Ansel, zupełnie nieświadomy o nocnej eskapadzie dziewczyny do lasu, miał dla brunetki (chociaż już poniekąd szatynka, słońcu jej włosy z dnia na dzień sprawiają się coraz jaśniejsze) bojowe zadanie - miała uzbierać chrust do kominka, ponieważ stopniowo ich zapasy drewna się kończyły.

Dziewczyna posłusznie złapała wiklinowy kosz i ruszyła w wypatrywaniu opału.
To polecenie było jej nawet na rękę. Mogła zaglądać również za jej przyjacielem i przy tym upewnić czy jest cały i zdrowy.

Starała się zachować spokój, wszakże nie było to proste. Nigdzie go nie dojrzała, a szwendała się już wiele godzin.

- Bez obaw, Louve, pewnie wypoczywa u siebie i w zupełności nic mu nie grozi. - próbowała rozwiać wątpliwości tego rodzaju myślą. - Bądź po prostu się przedzierzgnął w wilka i zwiał. Być może nie chce, iżby ktokolwiek go odnalazł...

Pomimo to nie miała zamiaru się poddać.

Jak zwykle. Taka jej natura.

Pokładała wiarę, że lada chwila i go ujrzy. Nadzieja umiera ostatnia, lecz kiedy miała właśnie odejść, a dziewczyna miała ruszyć w drogę powrotną, zaobserwowała w oddali palący się płomień.

Przekonanie w tym, że Klaus może tam być, było większe, niż się wydawało. Zatem przyśpieszyła chodu, podążając w tamtą stronę.

Wyszła z lasu na malutką polane i to, co zobaczyła, wprawiło ją w osłupienie do tego stopnia, że z rąk wyleciał jej koszyk, a jego zawartość wysypała się na trawę.

Widok byłby wstrząsający dla każdego.
W niewielkiej odległości od płonącej się pochodni został wbity drewniany słup.
To samo w sobie nie jest przerażające, ale fakt, że, ktoś na nim wisiał, już tak. Brzuch trupa zostało przebite palem na wylot, a bezwładna głowa nieboszczyka żałośnie pochylona była w dół

W żółwim tempie i z zimną krwią ruszyła w stronę umarlaka. Z trzęsącymi nogami oraz ciężkim tchem kucnęła się nad ciałem i odgarnęła delikatnie jedną dłonią włosy, aby dostrzec twarz biedaczka.

Jej przeraźliwy wrzask pełen bólu i rozpaczy rozniósł się po całym gaju. Po jej policzkach poczęły wypływać litry słonej cieczy.

To był Ansel...

- Nie... - wyszeptała po chwili, gdy już się co nieco uspokoiła. Aczkolwiek jej oczy nie przestawały stwarzać kolejnych łez.

Nawet się z nim nie pożegnała.

Wpadła w kompletną histerię i nie miała pojęcia w tym momencie, co ma ze sobą zrobić.

-- Kto tego dokonał? - zapytała samą siebie i zakryła twarz w dłonie.

- Mój ojczym. Mikael. - odezwał się spokojnie ktoś gdzieś z boku.

Jak oparzona odwróciła głowę w stronę dobrze znajomego jej głosu.

- Klaus.

Chłopak powolnie podszedł, przykucając obok niej i rzucił okiem na martwe ciało Ansela. Wytrzeszczył ślepia. Louve badała wzrokiem każdy jego ruch, jak i każdą mimikę twarzy.

Posłuchaj... - odparł cicho, patrząc jej prosto w oczy. - Musisz uciekać. On cię będzie szukał. On jest w furii. Ściga wszystkie wilkołaki. Z czasem będzie polował i na mnie i moje rodzeństwo. Ale ty musisz zwiać pierwsza, rozumiesz? - mówił bardzo bez porządku i ledwo składał logicznie zdania.

Dziewczyna delikatnie chwyciła go za dłoń. Byli na tyle blisko siebie, że niemalże muskali się nosami.

- Rozumiem.

Blondyn przeniósł wzrok jej oczu na dłoń, na której nosiła pierścień od świętej pamięci Ansela, a z dłoni na usta. I wpatrywał się w nie jak pomylony. Ona jednak w przeciwieństwie do niego patrzyła prosto w jego niebiesko-zielone tęczówki. Zauważyła, że oczy jej towarzysza stały się ciemniejsze, a źrenice znacznie się powiększyły. Dzieliły ich dosłownie centymetry. Czuła, że chce go pocałować.

Wtem, gdy usłyszeli głośne okrzyki wraz z rychłym truchtem zza swoich pleców, opamiętali się i gwałtownie odsunęli od siebie, a chłopak nieoczekiwanie wyrwał swoją rękę spod jej.

- Uciekaj! Już!

Nastolatka błyskawicznie rzuciła się do biegu. Z każdą sekundą coraz bardziej się od Niklausa, który podążał za nią pełnym tęsknoty spojrzeniem.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz