15. Mroczny Pałac

308 25 3
                                    

Gdzieś w Europie, rok 1642

We wspaniale urządzonym pałacu, w którym przeważała raczej kolorystyka mroczna (ogród przed wejściem do rezydencji był zawsze dopięty na ostatni guzik) o godzinie dziewiątej wszędzie, w każdym jego zakątku było hucznie. Służba ogarniała każdy kąt, żeby wszystko grało, jak powinno. Została zmuszona do zatrudnienia się przez pewnego ciemnowłosego wampira, który wygodnie zasiadał właśnie przy długim stole w bogato wystrojonej jadalni.

Piętro wyżej znajdowała się granatowa komnata. Była to obszerna sypialnia ze srebrzystym i przy okazji olbrzymim baldachimem, wypełniony dużą ilością miękkich poduszek. Na grubym, więc nadzwyczajnie wygodnym materacu pogrążona we śnie była blondynka. Wbrew jej mieszanej natury uwielbiała spać.

Słodki sen Louve przeszkodziło głośne pukanie do ciemnych drzwi jej sypialni.

Zirytowana dziewczyna przewróciła głowę na drugi bok, w stronę zasłoniętego okna, mamrocząc przy tym ciche i niewyraźne: ,,Proszę".

W progu pokoju stanęła dorosła kobieta o dość bladej karnacji, a jej brązowe włosy żyły własnym życiem.

Podeszła do długich zasłon i jednym machnięciem palców przesunąła je ukazując ogromne okno, przez które przebijało słońce centralnie na twarz blondynki.

Louve szybko zareagowała na promienie słoneczne warknięciem i z powrotem przekręciła się na bok, na którym miała zupełny spokój od światła i pobudki.

- Cholerna wiedźma.- pomyślała podirytowana blondynka.

- Lubisz spać, co? - zagadała do niepogodnie czarownica, próbując być miła dla bliskiej przyjaciółki jej punktu westchnień.

- No nie. Tylko nie ona. Każdy, tylko nie ona. - jęknęła w myślach rozpoznając głos wiedźmy.

Marie Claire - "chwilowo" ulubiona wiedźma Kola Mikealsona.

Jak na ten moment oczywiście...

Na niej najmniej razy ze wszystkich użył perswazji i przy okazji nie musiał używać swojego uroku osobistego.

Lou i tak uważała, że będzie z nią jak z każdą inną kochanką. Chłopak się wybawi, a jak dojdzie co do czego i mu się ona znudzi, użyje ją jako swój dodatkowy posiłek.

Dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić do tego typu metodom wampira.

Wykorzystuje i zostawia.

Tak samo jak przywykła do jego cynicznych i krwawych zapędów.

- Kol kazał ci zejść do niego na dół. - kontynuowała swoją wypowiedź spokojnym głosem, nie przejmując się brakiem odpowiedzi.

Blondyna ostro prychnęła w poduszkę.

- Może sobie chcieć kazać.

-Podobno ma coś dla ciebie. - dodała już groźniej i jakby obrażona wyszła z pomieszczenia.

Dziewczyna śmiejąc się pod nosem, podniosła się powoli z łoża. Zarzucając jedynie na siebie cienki szlafrok z jedwabiu, zeszła na parter zamczyska, a dzięki nadprzyrodzonemu węchowi wyczuła Kola w jadalni.

Tam go też zastała. Siedział spokojnie rozłożony na końcu stołu i pomału popijając ciemno czerwony płyn z złotego kielicha, patrzył z szerokim uśmiechem wprost na wysoką blondynkę.

- Jak się spało? - spytał z żartobliwym tonem głosu, obserwując tym razem jak lokal ponownie napełnia mu kielich nie do końca już świeżą krwią.

- Za krótko.

Zauważając chwile, gdy służebnemu kielich na marmurową podłogę, podbiegła, łapiąc go w locie.

Wypijając jego zawartość lustrowała minę  Mikealsona, która z każdą  sekundą z uśmiechnięte zmieniała się  na wściekłą.

- Gorszej służby nie dało się posiadać! - ryknął głośno na staruszka i chwytając  go mocno za kołnierz, wyszło na podwórze.

Lou wyszła na korytarz i z cieniem  uśmiechu na ustach oglądała, jak chłopak wydziera się na bezbronne mężczyznę, po czym, z jaką  szybkością  wyrzuca go za bramę pałacyku.

W mgnieniu oka Kol pojawił się tu przy niej, obejmując jej ramiona.
Zaczął powoli przechadzać się po holu, depcząc przy okazji świeżo wyczyszczony czerwony dywan. Oglądał różnorodne obrazy na ciemno brązowej ścianie, jakby co najmniej nie mieszkał w tym pałacu  około sześciu set lat.

- Przyszły mi słuchy, że masz dla mnie jakiś  podarunek. - zaśmiała się, krzyżując ręce na piersiach.

- Ah tak! - ocknął się i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej  ciemnej marynarki czerwone pudełko o wielkości męskiej dłoni.

Gdy dziewczyna sięgnęła  po nie ręką, wampir szybko z nim odskoczył. Lecz za późno dla blondyny, która bez problemu przechwyciła je.

Zanim szatyn zdążył się odezwać, zaciekawiona otworzyła pokrywę pudełeczka, a ku jej oczom...

Nic.
Tam nic nie było.

Jedynie mała poduszeczka, na której zdecydowanie powinno coś leżeć.

- To jest jakiś nieśmieszny żart, Kol? - zapytała zawiedziona, podnosząc  brwi do góry i zaglądając pod poduszeczkę z nadzieją, że może tam coś się ukryło.

Niestety- nadzieja matką głupich.

- A bo to nie skończone. - jęknął wyrywać jej pudełko i chowając z powrotem do kieszeni. - Nie zdajesz sobie nawet  sprawy ile nędznikach poświęciłem dla tego. - mruknął cicho. - Po za tym... nikt nie powiedział, że teraz coś dostaniesz.

Westchnęła.

- To kiedy to "coś" dostanę? - zapytała  zirytowana, a zarazem  podekscytowana z ciekawości.

- Już niedługo. Bądź cierpliwa. - pouczył ją spokojnym głosem, dopiero teraz puszczając jej ramiona.
Odszedł zostawiając ją samą.

- A i jeszcze. - odwrócił się, wskazując  na nią palcem wskazującym. - Wolałbym, abyś się nigdzie stąd nie ruszała. - dodał przelotnie.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz