16. Naszyjnik Konieczności

322 30 7
                                    

Jak roszpunka, zamknięta w wieży, tylko Louve w Mrocznym Pałacu.

Nie zamierzała siedzieć w miejscu, tylko dlatego, że Kol tak pragnie. Uznawała to za jego zwykłe widzimisię. Nawet nie jest wampirem z jego rodowodu. Nie jest jego córką, siostrą, małżonką, a przyjaciółką. Może robić, co jej się  żywnie podoba. Nie czuła się w obowiązku, aby być mu potulna. 

Jest wampirem własnej linii.

Słysząc trzaśnięcie bramy i rozmowę wampira z jednym z ogrodników (a raczej gnębienie i pośpieszanie go, aby strzyżenie żywopłotu było skończone przed jego powrotem), Lou podreptała do drzwi, które znajdowały się koło tych głównych. Z nich korzystała jedynie ona z Mikaelsonem. Jednak tym razem musiała posłużyć się innym wyjściem.

Nacisnęła na klamkę i zeszła w dół po nie do końca bezpiecznych schodach.

Jej zamiarem było skorzystania z wejścia dla służby. To była ostateczna możliwość. Nie zmienia faktu, że sądziła to za tandetne. 

Zdawała sobie sprawę, że wściekłość Kola za nieposłuszeństwo było czymś, co raczej nie chciała doświadczyć na własnej skórze.

Gdy dotknęła ostatniego stopnia, przed jej oczami ukazała się skromna szafeczka z jedzeniem. To pewnie dla służby. 

Dziewczyna i tak była pod wrażeniem, że znalazło się pożywienie dla ludzi. Myślała, że wampir karmi jedynie ich swoją krwią. Tak jak to ona robiła.

Jednak ciekawsze było to, co stało koło niej. Ogromna, wysoka, bo sięgająca aż do sufitu przeźroczysta lodówka. W niej znajdowało się z dziesięć tysięcy litrów krwi w woreczkach. 

Hybryda patrzyła na nią jak zaczarowana. Potrafiła się opanować. Odwyki od krwi, które potrafiły trwać miesiące w wykonaniu Kola Mikealsona nie zapomina się ot, tak po prostu. Jedna kropla krwi na dzień. Na samą myśl skręca.

- Co on na sen zimowy się szykuje? - pomyślała.

Podeszła ostrożnie do tylnych drzwi wyjściowych i wraz ze skrzypnięciem, otworzyła je. To samo za chwilę zrobiła ze skromną, zardzewiałą furtką ogrodową.

Pod częściowo zachmurzonym niebem figurował mroczny jak ten zamek, las.

Dopiero teraz dziewczyna poczuła, jak bardzo brakowało jej świata z naturą i odetchnięciem świeżym powietrzem.

Trzymając suknie, aby nie ubrudzić jej końców, ruszyła tam, gdzie nogi ją poniosły.

Nie było jej to dane, gdyż zza dziewczyny wyłonił się nieznany mężczyzna.

Zanim zdążyła wyrwać mu serce, machnął palcem, a ta padła na ziemię ze skręconym karkiem.

***

Ocknęła się, czując dyskomfort wokół nadgarstków. Zdziwiona poruszyła nerwowo dłońmi, lecz węzły na nadgarstkach ledwo jej na to pozwalały.

Poważnie? Znowu, Louve?

- Szarpanie tego nic nie daje. - odezwał się niewzruszony, sarkastyczny, damski głos za nią.

Blondynka wraz z brązowooką brunetką były ściśle skrępowane do drewnianego słupa.

- Warto było spróbować. - prychnęła zimno Lou. - Kol mnie zamorduje. - dopowiedziała w myślach.

Ich położenie nie było do końca znane. Totalne pustkowie. Louve nie kojarzyła w ogóle okolic, dzięki Kolowi, który nie wypuszczał jej poza ogród.

 Nie daleko paliło się ognisko, a obok niego rozbity był namiot, z którego po dłuższej chwili wyszła dwójka dorosłych napakowanych mężczyzn. Louve wyczuła, że jeden z nich to czarownik, a drugi wilkołak.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz