25. Przyjacielska przestroga

235 20 10
                                    

Obudziłam się przez promienie słoneczne wpadajace do mojej przestronnej komaty.
Zirytowana mając ciągle przymknięte powieki, spokojnie poruszyłam nogą, sunąc ją po prześcieradle.

Kołdra szczelnie przykrywała moje ciało.

Nagie ciało.

Wtedy dotarły do mnie wydarzenia z wczorajszej, albo raczej dzisiejszej nocy.

Uchyliłam gwałtownie oczy i odwróciłam się nagimi plecami do słońca.

Ujrzałam męska twarz. Lecz nie należała do tego, kogo chciałam. To był tylko ten chłopak z starożytnej Grecji.

Westchnęłam ciężko zrezygnowana, gdy drzwi do sypialni agresywnie się otworzyły, a po drugiej stronie zauważyłam mojego ulubionego wampira. Pomału podniosłam się na łokciach, opierając je o miękkie poduszki.

Wyglądał jak trup, nie zważając na to że był martwy. Pobladł i zupełnie skamieniał.

Nie powiem, rozbawił mnie ten widok, lecz oprócz delikatnego uśmiechu pod nosem, nie wyszedł ze mnie żaden chichot.

Wzrok Kola ze mnie przeszedł na nic świadomego szatyna leżącego obok mnie.

- Coś ty zrobiła?! - krzyknął szeptem, upewniwszy się wcześniej, że mój kolega śpi.

Bezszelestnie podniosłam porozrzucane ciuchy na podłodze i założyłam je.

- Gość śpi jak kamień. - pomyślałam

- Oh daj spokój, Kol. - starałam się go nieco uspokoić. - Mam wszystko pod kontrolą.

- I to jak.

- Zdajesz sobie sprawę kto to jest?! - podszedł do mnie, pilnujac wzrokiem chłopaka. - Leżysz właśnie koło jednego z najniebezpieczniejszych nadprzyrodzonych istot. - dodał histeryczne, łapiąc mnie mocno za nadgarstek i z wampirzą szybkością wyprowadził nas z pokoju.
Byliśmy na dworze, nie ma szans, żeby Silas nad usłyszał.

- Wynośmy się stąd. - zażądził szybko furią w oczach, podczas gdy ja bez pośpiechu poprawiałam swój strój.

- Głuchy jesteś? - spytałam sarkastycznie. - Mówiłam ci już, że wszystko idzie po mojej myśli. - powtórzyłam się. - Jeśli mi trochę pomożesz.

- Zawsze do usług. - oznajmił na co ja się uśmiechnęłam, zabierając z jego kieszeni spodni magiczny sztylet, chowając go skrycie do swojej sukni.

- Zbierz ekipe. - szepnęłam mu na ucho.

- No i wybrała plan B. - szepnął zrezygnowany pod nosem odchodnie.

Kiedy wróciłam do sypialni, nieśmiertelny miał już otwarte oczy. Wyszczerzyłam białe zęby fałszywie w jego stronę.

- No, no ktoś już wstał. - odparłam zadziornie i ze swoją szybkością siadając na jego udach, unieruchamiając go.

- Powtórka z rozrywki? - spytał pomiedzy pocałunkami.

- Z wielką chęcią. - skłamałam, śmiejąc się cicho.

Zjechałam pocałunkami z jego miekkich ust w dół po jego nagiej, idealnie wyżeźbionej klatce piersiowej, zostawiając mokre ślady na jego rozgrzanej skórze.

Nagle poczułam, że próbuję dobrać się do zapięcia mojej sukni, lecz akurat tam miałam schowany nóż, dlatego nie pozwoliłam mu na to. Poruszyłam się na jego udach, "nieznacznie" dotykając jego krocza.
Szatyn sapnał, zaprzestając swojej czynności.
Skorzystałam z tej dużej dekoncentracji i zanim mógł mrugać, wbiłam sztylet w jego lewą pierś.

Tyle lat w grobie? Chyba wyszedł z wprawy.

Silas stał się sztywny jak kłoda. Mimo, że mógł mówić, ruszać gałkami, nie potrafił w tym momencie nawet poruszyć palcem o milimetr.

Działało to na każdą istotę. Nie zależnie od jej potęgi.

- Naprawdę myślałeś, że jesteś w stanie MNIE przechytrzyć. - zaśmiałam się złowieszczo, nie zmieniając swojej pozycji.

- Ty mała, wredna...

- Szczerze? - przerwałam mu i przejechałam opuszkiem palca po jego gładkim, sparaliżowanym policzku. - Nie sądziłam, że mi się uda. Wielki Silas, pogromca wszystkiego co żyje, najpotężniejszy, a może zdrajca?

Bez wyrazu wygladał na nieźle zdenerwowanego.

- Musisz popracować nad tym komu powierzasz swoje zaufanie, kochaniutki. - dałam mu przyjacielską przestrogę.

- Zabije cię. - powiedział z ogromym jadem. - Obiecuje ci, że powróce i zniszcze cię. Ciebie i każdego, kto będzie ci bliski.

Bylam pewna, że gdyby ,,Sztywny Sztylet" nie zadziałał, to by naprawdę było ze mną źle.

- Tak, tak, wiem. -westchnęłam teatralnie. - Wbiłbyś mi swój własny, poderżnał gardło, urwał łeb, wyrwał serce, a później zerwał z mojej szyji lek na nieśmiertelność... - odparałam, udając przestraszona, gestykulując. - Ale...Ah, no tak, ale nie możesz. - dodałam, śmiejąc się i wstając z jego kolan.

Tuż za mną znów otworzyły się drzwi do komnaty, a przez nie wyszła ta sama kobieta co z wizji, a za nią jakaś inna, która jakby tą drugą podtrzymywała i szepnątała coś pod nosem.

- Qetsiyah? - wysapał.

- Tęskniłeś? - tylko to zrozumiałam.

Zaczęła wręcz krzyczeć coś, dzbanki zaczęły pękać wraz z szybami w oknach.

Spojrzałam na chłopaka. Nad nim lewitował nóż, który mu wcześniej wbiłam, a jego ciało nie przypomniało już zupełnie skórę, a kamień.

Gdy Silas już był tylko zwykłym leżącym, bezwartościowym posągiem, ciemnoskóra kobieta zniknęła.

***
Kochani! Dajcie znać, którą narracje wolicie!
Mam nadzieję, że ten rozdział się podobał i do następnego xoxo.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz