23. Propozycje w bibliotece

265 26 9
                                    

Louve za dużo nie pospała, zaledwie cztery  godziny. Już się nieco odzwyczaiła od długiego spania, nie kiedy w domu mieli seryjnego podszywacza.

Obudzona została przez hałaśliwe pukanie do drzwi. Zaciekawiona dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej.

– Pobudka, cukiereczku. – powitał ją Kol śpiewająco z szerokim uśmiechemna ustach. – Patrz co dla ciebie mam!

Uniósł ręce ku górze, ukazując kubek z cieczą, z którego ulatniała się para.

Blondynka jęknęła przeciągliwie.

– Nie mów mi, że to znowu herbata z werbeną i tojadem. – jęknęła opadając z powrotem na miękkie poduszki.

Dawniej Kol robił ten napar często, chciał, żeby była bardziej odporna na te zielska, mimo, że  i tak nie była, aż tak tym raniona jak zwykły wampir czy wilkołak.

Ilość tojadu i werbeny nie była duża (aby nie zadziałało w drugą stronę i osłabiło ją,), lecz i tak za pierwszym razem mocno wyczuwalna.

Zamyślił się na chwilę zmieszany.

– Nie było tematu. Nawet byś nie poczuła  – odparł, ustawiając naczynie na drewnianą komode obok i podszedł bliżej łóżka dziewczyny. – Sprawę mam.

Zaalarmowana z powrotem usiadła i patrzyła na swojego przyjaciela z zaciekawieniem.

– Co to takiego?

Brunet podszedł do blodnyny ekstremalnie nlisko i nachylił się nad jej uchem.

– Ściany mają uszy ale... – szepnął ostrożnie. – Potrzebuje, żebyś trochę pomyszkowała po książkarni w dalszej historii.

– Ale to my jesteśmy historią. – zdziwiła się, odpowiadając równie cicho.

– Jeszcze dalszej. Szukaj w starożytności. – ściślił, mówiąc już ekstremalnie cichym głosem.

Louve kiwnęła głową w akcie zgody.

– A ty? – spytała kąśliwie, unosząc brwi do góry. – Będziesz sobie odpoczywał, kiedy ja będę odrabiać robotę twojej służącej?

Kol prychnął na tą uwagę.

– Idę poszukać informacji z zewnątrz. – wyjaśnił chłodno.  – U wiedźm. Niedługo wrócę, więc postaraj się nie wpadać w tarapaty.

I po tym jakby rozpłynał sie w powietrzu.

Po doprowadzeniu się do  porządku dziennego, Louve nie do końca chętnie ruszyła w kierunku ich dworskiej biblioteki.

Była naprawdę ogromna, a większość księg pochodziła z rąk różnorodnych czarownic.
Półki z książkami sięgały aż do wysokiego  sufitu, na którym powieszony został wielki ozdobny żyrandol.

Wydawało się, jakby ta księgarnia nie miała końca. Na szerokich parapetach ułożone były grube poduszki, aby można było na nich usiąść.

Lou miała zabawę na cały dzień. Kiedy nudziły się jej spacery, często przychodziła tu posiedzieć i poczytać.
Uważała, że to miejsce, coś w sobie ma.

Pewnie dlatego Kol powierzył jej to zadanie. Nikt nie zna tak tej biblioteki i każdej książki w niej jak właśnie ona.

Przechodziła powolnym krokiem między regałami, ze skupieniem dotykając opuszkami palców co jakiś czas grzebietów ksiąg, gdy zauważyła, że nie jest sama.

W ogromnym oknie na poduszkach siedział "Elijah" i trzymał w rękach grubą książkę, której blondyna nie kojarzyła, co ją lekko zaciekawiło. Wyglądał, jakby naprawdę był pogrążony w treści lektury.

Pewnie to jego. – pomyślała. – Idealna okazja.

Aby nie przeszkadzać podszywaczowi, stuknęła trzy razy jej zadbanym paznokciem o drewniany mebel, sygnalizując swoją obecność.

– Widzę, że już znalazłeś moją miejscówke. – zagadała chytrze, nie dając mu do zrozumienia, że wie więcej niż myśli.

Brunet odwrócił głowę w jej stronę.

– Nieuniknione. – odpowiedział.

Dzisiaj coś małomówny. zdziwiła się w myślach. – Czyżby dowiedział się trochę o charakterze brata Kola?

Blondwlosa nie poddała się.

– Nie widziałam jej tu wcześniej. – przyznała dziewczyna, wskazując palcem na księgę i przysiadajac się do mężczyzny po drugiej stronie.

– To moja własna. – tym razem jego wzrok zleciał na jej dekolt. – Nadal go nosisz? – zwrócił uwagę na łańcuszek z czerwonym flakonikiem.

– Kazałeś pilnować. – oznajmiła mu oczywistym tonem głosu. – To pilnuje.

– Co czytasz? – zagadała znów.

Mężczyzna chwilę się zastanowił.

Tak naprawdę tylko czekał, aż dziewczyna o to zapyta.

Chciał być pewny, że dar, którego pilnuje przy  swojej szyji, będzie aby napewno bezpieczny.

– Mój grymuar. – odpowiedział dając jej dostęp do lektury.

– Po co wampirowi księga czarów? - zaśmiała mu się w twarz. – Jeszcze taka stara. Wygląda jak z epoki kamienia łupanego.

Nagle Lou poczuła delikatne mrowienie wokół głowy. Jakby jej umysł walczył z jakimś nieproszonym intruzem. Te same uczucie wtedy w jeziorze.

– Trzeba być przygotowanym na  każde  prawdopodobieństwo. – wytłumaczył spokojnie.

Była to po części prawda, ale tu nie mówił o sobie.

– Mogę ci dać jej całą widzę. – stwierdził, wskazując na książkę. – Propozycja nie do odrzucenia.

– To nie jest głupie? – spytała. – Mam się  uczyć magii? – zdziwiła się. – Przecież przy magii potrzeba praktyk.

– Nigdy nie wiesz co się stanie. – odparł spokojnym tonem. – A jak jakaś wiedźma będzie chciała cię oszukać?

Już jedna próbuje. – pomyślała, mając na myśli osobę przed sobą.

– Jak udoskonalisz teorie. Bedziesz przygotowana praktycznie. – dodał.

Lou była już pewna, że osoba pod maską to wiedźma. Albo czarownik.

– A czytanie w myślach? – spytała, mrurząc oczy. Domyśliła się co chciał chwilę temu zrobić.

Wejście do jej głowy było nie do wykonania, ale postanowiła wpuścić go do wspomnień tylko, w których z Kolem nie knują żadnych planów, aby dać mu pewność o jego potędze.

– To też jakaś wasza chora sztuczka? – dodała z zaciśniętymi zębami.

– Może być i twoją. – zauważył jak dziewczynie błysnęły oczy z ekscytacji. – Jeśli tylko chcesz. – dodał z obojętnym wyrazem twarzy.

– A tą księge. – włożył jej ciężki przedmiot do rąk. – Możesz zatrzymać.

I tak oto Louve zaczęła kolejne nauki. Tym razem pod kątem magii. A szczególnie czytania w myślach.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz