11. Rytułał?

392 31 23
                                    

- To nie ma żadnego sensu. - marudził ciągle zniecierpliwiony Kol, niemalże przewracając się o własne nogi, by uzmysłowić rodzeństwu, jak bardzo zmęczony jest tą ich fatalną pozycją.

- Kol... - załamana blondynka potarła dłonią swoje czoło. - Coś ty znów kombinujesz? - sapnęła ociężale z gorzkim podirytowaniem, łapiąc kontakt wzrokowy z bratem, który jedynie fuknął rozjuszony.

- Wykoncypowałem plan... - odparł co nieco uspokojony, ale a zaraz prychnął rozwścieczony pod nosem, odwracając wzrok od Rebekah. -...ale i tak nie weźmiecie moją stronę.

- Słuchamy cię, Kol. - odparł łagodnym tonem, milczący, jak dotąd Niklaus, patrząc obojętnie na nieokrzesańca.

Usatysfakcjonowany ciemnowłosy, jak przestrzelony wyskoczył na przód, idąc tyłem z wielkim, pewnym siebie uśmiechem na twarzy.

- Nareszcie ktoś! Nik!

Widząc, że każdy oczekuję jego wypowiedzi, przyjął poważny wyraz twarzy.

- Jako że Mikael nas tropi, to musimy mu utrudnić mu odnalezienie nas, tak...? - zapytał błazeńskim głosem, hopsając z nogi na nogę.

- Do rzeczy, Kol. - warknął popędliwie pod nosem blondyn, zerkając wrogo na brata.

- Powinniśmy się rozdzielić... - bąknął Finn, wbijając jednoznaczny wzrok w młodszego brata.

- Otóż to! - zawołał ucieszony brązowooki, rad, że ktoś go rozumie.

- Nie! Finn! - krzyknął wystraszony Elijah, unosząc swoje brwi w górę. - Czy nie pamiętacie, co sobie przyrzekliśmy? Razem i na zawsze. - pouczając surowo braci, patrzył na nich jak rozczarowana matka na nieznośne niemowlęta.

A w zasadzie dziecko, bowiem po zatwierdzeniu zdania przez swojego starszego brata, Kol prysnął z oczu reszcie rodzeństwa.

- Kol! - zawołał zezłoszczony Elijah z nadzieją, że go usłyszy i zawróci.

Nic bardziej mylnego. Nie ma możliwości na jego prędki powrót.

W tym samym czasie trzy czarownice krzątały się po celi w prawo i lewo.

Na środku pomieszczenia ustawiły drewniany stół i mosiężny kocioł, nad którym unosił się dym o nieprzyjemnym zapachu.

Akurat kończyły warzyć szkarłatną miksturę, którą ma się napoić dziewczyna.

- Gotowe! - wrzasnęła Belinda, a jej wrzaskliwy głos odbijał się o kamienne mury. - Wszystko gotowe! Można poczynać rytuał!

- Co za rytuał? - pomyślała niewtajemniczona ciągle blondynka, mając niezrozumiały wzrok wbity w kobiety i obserwując każdy ich ruch.

- To do dzieła. - rzekła beznamiętnym tonem Esmeralda, podnosząc niewielki sztylet, leżący obok kociołka.

Na jego widok Lou wybałuszyła ślepia i znacznie się odsunęła. Ruda wiedźma na jej postawę parsknęła kąśliwie.

- Dawaj tutaj tę staruchę! - krzyknęła starsza czarownica, zwracając się do młodszej.

Hilda podeszła szybko do ciemnoskórej i szarpnęła gwałtownie w górę. Kobieta zaczęła się straszliwie miotać, lecz wiedźma z kamiennym wyrazem twarzy wepchnęła jej w ramię coś, przypominającego strzykawkę.

Gdy już się uspokoiła, aczkolwiek nadal pozostawała przytomna, Wihnhilda chwyciła ją za rękę.

Belinda ostrożnie przelała magiczną ciecz z kotła do kielicha i bez pośpiechu udała się w kierunku nastolatki.
Louve walczyła, aby się odsunąć jak najdalej. Jednak nie było jej to dane, gdyż tuż za nią znajdowała się chłodna i mokra od wilgoci ściana.

Starucha złapała dziewczynę za gardło, a swoimi pomarszczonymi palcami ścisnęła mocno jej policzki, w celu uchylenia warg. Po czym na siłę wlała do jej buzi przygotowany wcześniej eliksir.

- Połknij to! - wydarła się na nią, gdy dziewczyna nie chciała przełknąć napoju, który ciurkiem spływał z jej kącika ust.

Niecierpliwa ruda wiedźma prędko ze sztyletem w dłoni podeszła do nich i przykucnela, a gdy Belinda puściła gardło blondynki, delikatnie złapała za nie i mocno ścisnęła pod żuchwą.

Nagle starsza wiedźma odsunęła się, zaczynając wymawiać niezrozumiałe dziewczynie słowa. Po chwili przyłączyła się do niej Hilda. Belinda złapała z drugiej strony za rękę ledwie przytomną kobietę.

Tak jakby pobierały z niej moc.

Rudowłosa spojrzała na nie, po czym przeniosła wzrok na dziewczynę i bez wahania przebiła jej serce dębowym nożem.

Blond czupryna opadła martwa w prawy bok na zimne podłoże.

Kobieta cofnęła się i dołączyła do reszty czarownic, wypowiadając tą samą co one inkantacje.

Gdy już skończyły, dwie z nich wraz z Ayaną padły na ziemię bez życia.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz