17. Bennett

318 27 0
                                    

Mroczny Pałac, 1689 rok

Rodzina Bennett jest matriarchalnym rodem potężnych czarownic. Rodowód wywodził się ze starożytnej Grecji, a następnie ostatecznie osiedliła się w mieście Salem w stanie Massachusetts.
Jednak po rozpoczęciu procesów palenia na stosie czarownic, rodzina rozproszyła się na wszystkie strony świata. Większa część zamieszkiwała w skromnym miasteczku w stanie Virginia.

Jak widać, nie wszyscy trzymali się razem.

Przykładem była Auria Bennett, jedyna czarownica na Mrocznym dworze, którą Louve w pewnym stopniu tolerowała.

Chociaż "tolerowała" to za duże słowo.

Młoda kobieta jako wiedźma Bennett była silna, jak i posiadała cięty język, który wiązał się z trudnym charakterem.

Niestety Kol, znając go, nie byłby ucieszony z długiej wizyty Petrovej w pałacu. Klaus Mikaelson ją szuka (a to właśnie od niego tak naprawdę chroni wampir blondynę). Zresztą ona sama nie może zostać w jednym miejscu.

Dlatego Lou musiało zadowolić towarzystwo wrednej wiedźmy.

Jednak blondynka dostrzegała w niej pewną wadę, która mogła wkrótce przynieść jej przyjacielu i jej samej zgubę: całkowite oddanie przodkom wiedźm. Tych zza światów szczególnie.

Odstawała pod tym względem od rodu Bennett, który  pozostawał przez tyle lat niezależny od obcych sabatów.
Stała się wyrzutkiem rodziny, a nadzwyczaj dobroduszny Kol postanowił to wykorzystać i przygarnąć do siebie.

Pewnym wieczorem, blondyna usłyszała pukanie do drzwi, a zza nich ujawniła się twarz ciemnoskórej wiedźmy.  Nie było to zaskoczenie dla hybrydy, ponieważ dość często przychodziła do jej sypialni porozmawiać, gdy się czegoś wiedźma dowiedziała.

- Mam sny. - wyznała jej ciemnowłosa z drżącym głosem, siedząc na skraju ogromnego łoża. Popatrzyła się na blondynkę, która stała odwrócona do nie i patrzyła się w wielkie okno.
-  Są w nich wiedźmy. Chcą, żebym wypełniła swoje przeznaczenie.

- Słuchaj, nie ogarniam tych waszych abrakadabra, słońce. - spojrzała na nią pobłażliwie, a ostatnie słowo powiedziała z dość usłyszanym jadem. - Jak dla mnie wygląda to na zwykły sen. - dodała.

- Nie sądzę. - odparła chłodno Bennett. - Były zbyt realistyczne. - blondyna westchnęła ciężko.

- Jasne. - prychnęła nieprzekonująco. -   A więc co takiego jest twoim "przeznaczeniem"? - spytała rozbawiona.

- Według nich znalezienie leku i podanie go każdej istocie. - mruknęła pod nosem, unikając kontaktu wzrokowego.

- Leku? - zapytała niezrozumiale blondynka, podchodząc do dziewczyny. - Jakiego leku?

- Lekarstwa na wampiryzm.

Nagle brunetka poczuła zimne palce na swojej szyi, dociskające je do wolnej ściany pomieszczenia.

- Lepiej dla ciebie, żebyś wybiła to sobie z twojego pustego łba. - syknęła sucho, przybliżając swoją twarz do niej.

- Wymiękasz, Louve? - podniosła jedną brew. - Jak mi nie pomożesz, to i tak go dostanę. A wtedy przez przypadek wleje ci jego całą zawartość w nocy do gardła. 

Blondynka prychnęła.

- Masz czelność mi nawet grozić?! - warknęła, zaciskając jeszcze mocniej palce.  - Jak tylko Kol się o tym dowie...

Wiedźma przerwała jej, lecz nie reagowała odwetem. Jeszcze.

- No dalej. - próbowała ją przekonać po dobroci. - Będziesz najpotężniejszym, a zarazem jedynym wampirem, a kto wie, może nawet istotą? Nie będziesz musiała się nikim martwić. Przed nikim uciekać.

- Nie, nie pomogę ci. - warknęła. -  I nie, nie chcę słyszeć, dlaczego miałbym to zrobić. Zapisz sobie w tej waszej idiotycznej księdze pewne magiczne słowo: nie. - uśmiechnęła się szyderczo, podkreślając ostatnie słowo. - Mów, co chcesz, ale ja i tak po prostu odmówię.

Tym razem Auria się zezłościła. Ogłuszyła blondynę i szybko wybiegła z jej komnaty.

Jednak wiedźma nie zamierzała się poddać.

Tego wieczoru popsuła sobie opinie w oczach Louve.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz