Denver, rok 2007
Był wczesny ranek. W jednej z mniejszych will w Denver salon z kominkiem był dość obszerny. Ciemne ściany, skarłatne fotele, zasłony i tego samego koloru kanapa. Oraz krwisty dywan.
Dosłownie krwisty.
Gdyż był cały poplamiony jeszcze świeżą krwią, należącą do starego lokatora ów apartamentu.
Sprawca tej zbrodni, a zarazem nowa lokatorka nie przejmowała sie zupełnie jego ciałem, które leżało na wznak i ciągle brudziło dywan, wylewajac sie powoli juz na wypastowane na panele.
Siedziała z nogami zanurzonymi w chlodnej wodzie w basenie betonowym.W Denver zapowiadały sie dni bardzo słoneczne , dlatego kobieta ściągnęła swoje okulary przeciwsłoneczne z głowy i założyła je na nos, gdy zauważyła się wychodzące mocne słońce.
Nie żeby ją jakoś szczególnie raziło.Kiedy poczuła wiatr w jej jasnych włosach, przemknęła oczy w akcie przyjemności.
Nagle poczuła czyjąś obecność.
- Cholera. - pomyślała.
Odkąd jest "lekko" pokłócona z Kolem Mikealsonem powinna bardziej uważać i zabezpieczyć jakąś barierą ochronną.
Niby jej przyjaciel jest zasztyletowany (a przynajmniej powinnien być), ale nie miała go pod swoją kontrolą. Więc nie wie dokładnie gdzie sie znajduje.- No no, witam naszą diaboline! - odezwał się bardzo dobrze jej znany głos.
Blondynka wystrzeszczyła szeroko oczy i zerwała się jak oparzona z miejsca, zabierając przy tym swoje szpilki z podłoża.
- Czyżby to moja Katherine Pierce? Kope lat! - zawołała radośnie, poprawiła swoją czarną sukienkę, po czym podbiegła na boso przytulić przyjaciółkę.
Gdy odkleiły sie od siebie ruszyły w stronę posiadłości.- Coś do picia? - spytała gościnnie, gdy weszły już do środka, mimo że ona sama nie jest tu szczególnie dłużej niż brunetka.
- Wina może. - odparła z uśmiechem i dalej spacerowała po parceli, obserwując uważnie każdy detal domu. - Ale widze, że ty coś przekąsiłaś co nie co. - stwierdziła, patrząc z uśmiechem na dywan w salonie.
Katherine machnęła głową na czarownice, która jedym ruchem dłoni pozbyła się mężczyzny z podłogi.
- Co cie do mnie sprowadza? - spytała blondyna, niosąc dwie lampki w lewej ręce a w prawej pełną butelkę wina. Postawiła naczynia na stoliku i napełniła je do połowy, podczas gdy brunetka rozsiadła się wygodnie na kanapie.
- Mała prośba. - uśmiechnęła się chytrze. - Pozwól, że ci kogoś przedstawie. - zaklaskała w dłonie, a po sekundzie jakby znikąd pojawiła się jakaś kobieta.
Była to wysoka i szczupła szatynka z dość ciemną karnacją. Jej ramiona były otulone cienką purpurową narzutką. Louve zauważyła, że na szyji miała zawieszone różne amulety.
- Czarownica... - pomyślała.
- Sabine jest bardzo mi wdzięczna za pewną sprawę i teraz ma okazje się odwdzięczyć. - wytłumaczyła Katherine z szerokim ale chytrym uśmiechem na twarzy, po chwili dodała. - Prawda, Sabine?
Po pewnym czasie w posiadłości bogatego mężczyźny zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Te same, które Louve wiedziała od zawsze i prawie codziennie (dzięki pewnemu pierwotnemu wampirowi ), ale nigdy nie rozumiała tych mikatur, zaklęć i nie wykazywała chęci na zrozumienie ich.
Oczywiście, Katrina wytłumaczyła jej dokładnie cały plan. Plan przechytrzenia Pierwotnej Hybrydy - Klausa Mikealsona.
CZYTASZ
Hybrid Recipe • Klaus Mikaelson
Fanfiction„I'm never afraid, but I can become something to fear." SPOILER ALERT: Historia łączona z „France Of Darkness". Książka nie jest do końca zgodna z rzeczywistą historią świata. Oparta na The Vampire Diaries Universe i ustawiona chronologicznie: z c...