2. Rodzina najważniejsza!

727 51 5
                                    

Upalny poranek z lekkim chłodnym wiatrem okazał się być idealnym momentem na ciężki trening klanu Północno - Wschodniego Atlantyku.

Louve dumnie przechadzała się między innymi i uważnie ich obserwowała. Odkąd zamieszkała w Nowym Świecie ma bojowe zadania.

Jednym z nich było pilnowanie watahy Ansela każdym treningu, która składała się z samych mężczyzn, żeby wszyscy się zbytnio nie potłukli i nie pozabijali.

Bywały nie raz takie sytuacje, że poziom, a raczej granica przyzwoitej walki nie trzymała się reguł i o mało, któryś z nich nie poległ na jednej z nich.

Dlatego od tego czasu dobierane są sprawiedliwie pary, ale i tak to było za mało.

Jej opiekun nie dawał ostatnio sobie rady z taką dużą ilością niebezpiecznych wilkołaków i ich za wziętością do wdawania się w nie potrzebne bójki. Gdyby nie ona, zginęłaby co najmniej połowa stada, a tego by nikt nie chciał.

W razie cięższego wypadku w wiosce zamieszkiwał medyk - stara dość przyjazna kobieta, na którą mówili Kynthia i o której nic nie było wiadomo.

Krążyły wokół niej różne plotki, że skoro nie wychodzi w pełnie, ma swoje dziwne lekarstwa na niebezpieczne rany po tojadzie i nie tylko...to pewnie jest jakąś wiedźmą.

To była dosyć wyczerpująca praca dla nastolatki. Tylko powtarzać w kółko: "Odsuń się od innych", "Bliżej do niego", "Spokojniej tam".

Ewentualnie opatrywać czyjeś rany jak regeneracja nie działała zbyt szybko, tak jak powinna. Plusem było za to, że ciekawie można pooglądać niektóre, mocniejsze walki.

Ona oczywiście też trenowała, ale z samym przywódcą. Miała ćwiczenia  indywidualnie, które wydawały się bardziej wyczerpujące i ciężkie niż innych. Miała takie mieć, dopóki nie dokończy swojej przemiany.

Każdy, bez żadnego wyjątku słuchał się nastolatki i wykonywał i stosował się do wyznaczonych przez niej i Ansela reguł.

Mimo że przy nich mogła wydawać się być bez rozumna ze względu na jej młody wiek to słuchali się jej.
Można było powiedzieć, że miała u stada dokładnie taki sam szacunek jak i oni mają do samego alfy.

A to naprawdę duże osiągnięcie.

Musiała na niego bardzo długo zasłużyć i pracować szczególnie poprzez nietypowo najprostsze cechy: szczerość, odwagę i inteligencje.

Codziennie, przez cały dzień, każdy wilkołak klanu Północno - Wschodniego Atlantyku tylko jak ją widział, uśmiechał się w jej stronę jak najbardziej szczerze i przyjaźnie. Wręcz gdyby jej pobyt w tej wiosce byłoby okropnie nudno. Każdego dnia Louve tylko rozpędzała to miejsce na o wiele bardziej wesołe i radosne.

Każdy mieszkaniec ją uwielbiał.

Idąc wzdłuż drewnianych palet na ziemi, które służyły do ćwiczeń nie daleko zamieszkanej wioski, zauważyła idącego wzdłuż czystej doliny człowieka.

Zmrużyła oczy i z zaciekawieniem przyglądała się, jak nieznajomy siada na suchej trawie i patrzy gdzieś w dal. Z postury wyglądał jej na młodego mężczyźni. Czuła, że już gdzieś go widziała i miała ogromną nadzieję, że to był ten chłopak z ostatniej pełni.

Gdyby to był on, mogłaby się dowiedzieć od niego, co się stało z tym drugim i jak się czuje.

Zostawiając watahę pod opieką samego wodza i Kynthii podeszła w stronę doliny. Przybliżyła się na tyle, że wyszła z małego parasola drzew i stanęła dość blisko blondyna. Po czym z radością przyjęła fakt, że to ten sam blondyn, którego przyłapała na nocnych wędrówkach po lesie.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz