Cz.4

285 19 3
                                    

Zanim wskoczył do kapsuły postanowił trochę się podszkolić, jakąś wiedze i mały trening, aby nie zrobić głupstwa, spędził tak resztę dnia pierwszego, czytając instrukcje i dopytując Norma.
Czuł że nadal jest łysy z tego ale przynajmniej coś tam wie.

O 8:00 on, Jake i Norm byli w centrum, Norm wskoczył pierwszy pod opieką Maxa a Varian i Jake pod Grace.
-Mam nadzieje że coś wiecie, bo a waszym miejscu bym nie próbowała gdybyś rzeczywiście nic nie wiedział, 3 i 4 są wolne, wchodzicie -Grace machnęła na nich i wskazała dwie kapsuły, Varian przeskoczył wózek z jakimiś mały wózek na kółkach z papierkami i znalazł się przy komorze, Grace spojrzała na niego załamana i zdenerwowana.
-Ty na pewno jesteś zdrowy psychicznie?
-Tak, według mojego psychiatry jestem.
-Boże...Psychicznie chorych mi dają...-Westchnęła i stanęła między nim, ustawiała coś na monitorze w ścianie i spojrzała na inwalidę, który siadał na kapsule, chciała mu pomóc z nogami, odmówił.
-Postanowiliscie przylecieć na niebezpieczną planete, bez przeszkolenia i wiedzy o tym miejscu, dlaczego?
-Nie chciałem słuhać że nic już nie mogę...-Prychnęła pod nosem a Jake ułożył się na zielonej piance, zamknęła go w dodatkowej klatce na piersi i wepchnęła spokojnie ciągle ruszającą się głowę Jake w piankę.
-Wyłączyć myślenie, nie powinno być to dla was trudne prawda?- Zaśmiali się gdy kapsuły powoli się na nich zamknęła.

Varian popatrzył się na zieloną przestrzeń, czuł się zestresowany przez moment, nie był w stanie wyłączyć myślenia jak mu polecono, w końcu zamkną oczy i odetchnął z ulgą.
Odprężył się i odczuł że traci kontrole, jakby odpływał, aby po momencie otworzyć oczy i dostać światłem w  oczy.

-Co jest kurwa?
-Spokojnie... Słyszysz nas? - Pstryknięto mu obok uszu, które zadrżały, usłyszał to bardzo dobrze, potem jeszcze chwile nad nim wisieli i się przyglądali.

-Ehe...-Zaczął się podnosi, normalnie jakby właśnie z łóżka wstawał po mocnej imprezie, było mu ciężko, położył rękę na głowie spoglądając na dwójkę ludzi obok niego, oboje w białych skafandrach odsuwali się od niego.
Poczuł swoje uszy pod palcami, długie, zdawały się cienkie...
-Co wy na sobie macie?-Dopiero teraz zobaczył, z jakiej wysokości na nich patrzy, spojrzał się w szybę przed nim, szybko przekręcał głową i poczuł jak coś wpada mu do ust, jego...
Jego ogon żył własnym życiem, miał go teraz w ustach, wypluł to I usłyszał pisk, uderzył kogoś, naukowiec obok niego wylądował na ścianie a w jego ślady poleciał drugi, tym razem się odwrócił, za sobą miał powoli wstającego Jake, chłopaczyna ledwo stał, ciągle się ruszał  na boki, Varian za to sam nie wie kiedy wstał, zachwiał się i złapał za ogon stojącego towarzysza.
~Jake!Varian! Oboje się uspokójcie! -Spojrzał w inny bok, obok niego an kolejnym łóżku siedział Norm, ta sądził, znajoma morda.

-Uśpią was! - Jake dużymi krokami zachwiał się do drzwi, otworzył je a Varian jak dziecko, ruszył za nim, to było nowe.. Świeże, jakby ktoś zresetował go i wsadził do innego ciała, dosłownie.
Odwzajemnił uśmiech szalonego od szczęścia towarzysza. Jake by zbyt szczęśliwy, podekscytowany, aby teraz sobie odpuścić, widział to w oczach, takie radosne.
Varian poczuł nową energię, jakby dostał energetyka, buzowało w nim to wszystko. Pierwszy wybiegł Jake, za nim poleciał Varian.

Biegli jak dzieci do wozu, z lodami co nie było połowy wakacji.
Biegnąc spojrzał w oczy tak naprawdę innego człowieka, kogoś innego, a jednak identycznego i odczuł szczęście, Jake promieniał tym szczęściem, mógł chodzić... Mógł znów poczuć ziemie pod nogami co właśnie robił. Biegli przez jakiś środek, mijali innych i wylądowali pośrodku roślin uprawnych, gdy się przyjrzał stwierdził ze to takie duże jagody, niebieskie rosnące na krzakach. Jake zanurzył stopy w ziemi, Varian zaśmiał się i dysząc przystanął obok przyjaciela, oparł się o niego i z jakiegoś powodu złapał jego warkocz, był dłuższy od jego własnego.

-Ej Marines! Łap!-Varian dostał czymś w głowę,obiekt rozpacikał mu się na wosach i twarzy razemz  jego krzykiem, w rękach byłego żołnierza pojawiła się to samo co on miał na twarzy,  mała kulka, to co rosło wokół nich na krzakach.  Wziął to co było na jego twarzy i posmakował, jagoda, jak borówka bardziej, ale taka z miętą.
-Smakuje? 
-Grace?- Sully zmrużył oczy do uśmiechającej się wysokiej nawet pięknej na'vi, szła w ich stronę z uśmiechem ukazując lekko szpiczaste zęby, Varian dotknął swoich chcąc wiedzieć, czy ma takie tez.
Miał, miał takie same! Ha!

-Tu jesteście!Nie wol.. Chwilkę, muszę...-Do trójki podbiegł i czwarty na'vi, tym razem był to zdyszany Norm tak jak oni białej koszuli.
Moment...
Varianowi zrobiło się zimno między nogami.
-Dajcie mi jakieś spodnie błagam, zimno mi...!

Soul Dream- AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz