Cz. 7

213 15 2
                                    

-Napij się, spałeś cały dzień
-Gdzie  ja...
-To ja Jake, spokojnie, jesteś beazpieczny-Otwierał oczy powoli, nie dostał światłem po oczach tylko leniwymi promieniami porannego światła.
Podniósł się, nadal był w swoich ubraniach i w ciele avatara, ale on nie budził się w zwykłym ciele.
-Nie obudziłem się Jake, moje drugie ciało nadal jest w kapsule?!
-Tak, podobno jesteś monitorowany i dobrze będzie, jeżeli za jakąś godzinę zrobisz sobie tutaj drzemkę wiesz? 
-Grace mnie ujebie...-Drugi się zgodził, Varian spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami, był pół nagi w jego oczach. 

-Gdzie masz ubrania? 
-Po miejscowemu jestem okej?Wstawaj, masz się ogarnąć i idziesz ze mną
-Jake ja...Wątpię aby cokolwiek dzisiaj zrobił - Westchnął, nie czuł się za dobre, czuł, że jest słaby, nogi, go bolały a w klatce piersiowej dudniło serce.
Miał zawroty głowy, widział to jego przyjaciel.

-No dobra, odpocznij jeszcze, prześpij się jeszcze i wyjaśnij Grace, dlaczego od dłużej niż 24 godzin siedzisz w kapsule 
-Dobrze...Gdzie my jesteśmy?- Varian podniósł się, ostrożnie, bo widział, że wisi an hamaku, chciał wstać, ale obolałe nogi m nie pozwoliły, zauważył na nich coś podobnego do bandażu, lecz z liści, owinięte naturalnymi linami, ładnie pachniało.
-Czy to...
-Tak, drzewo domowe... -Varian znów się położył oddychając z ulgą, że jest bezpieczny, jego powieki były ciężkie...
-Jake ja...Idę do Grace dobra?
-Przeżyj, miłych snów- Poklepał go po ramieniu i zawinął jego hamak, poczuł się na moment pusty, jego oczy znów się otworzyły i to szybko, uderzył dłońmi niekontrolowanie o wierzch kapsuły waląc w gąbkę.
Otworzyła się przed nim i wyskoczył dysząc spanikowany, jakby to ciało dopiero odczuło skutki ataku.

Osoba złapała go i wsadziła na wózek, nie potrzebował go, przecież mógł stać na nogach.
Mylił się, upadł z powrotem an wózek.

-Ciebie wszyscy bogowie opuścili idioto?! Zabić się chcesz?! 
-Daj mi odpocząć proszę...-Trzymał się za klatkę piersiową, zabrali go do centrum medycznego  gdzie stwierdzili, że najprościej, miał atak paniki co było oczywiste w takich okolicznościach.
Nieznane zagrożenie, otoczenie przyczyniły się najbardziej.
-To normalne, że nie obudziłem się z Avatara podczas mdlenia?
-Nie, będziemy prowadzić obserwacje, ale na razie możesz iść, ale przez max 2 godziny nie wchodzi do kapsuł
-Dopilnuje tego, idziemy idioto- Zabrała go do pomieszczenia z kapsułami, usiedli w części odpoczynkowej.
-Gdzie avatar?
-W Drzewie Domowym, bezpieczny 
-Ja myślę
-Podobno chcą ze mną rozmawiać
-Sie dziwisz? Lepiej tego nie spierdol jasne? Nie podawaj ręki wodzowi przede wszystkim-Nie dokończyła, przerwał jej wymownie podnosząc rękę, aby się zamknęła, trochę bez szacunku, ale musiał, głowa go bolała.

-Spoko, mogę teraz odpocząć?- Westchnął czesząc włosy do tyłu i oparł się o kanapę, zmęczony westchnął.
Napił się kawy, zjadł porządny obiad i odpoczął po czym wrócił do kapsuły patrząc na nią tępo.
-A jeżeli znów dostane ataku?
-Zrób wszystko, aby nie dostać, powodzenia idioto- Popatrzył na starszą kobietę i wziął głęboki wdech.
Wszedł do niej szybko, zamknął oczy i odetchnął z ulgą... 

Soul Dream- AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz