Cz.8

208 14 2
                                    


Varian był zagubiony, tym razem dostał po twarzy światłem.

Musiało być południe już, dużo rozmów w obcym dla niego języku dochodziło do niego z dołu
Był rozkojarzony, lekko zagubiony, prawie nie spadł z hamaku gdy się przekręcał.
Ktoś krzyknął, nie minęło dużo czasu gdy do niego ktoś doskoczył z innej gałęzi przeogromnego drzewa.
-W końcu wstałeś!Mocno biła że tak długo?
-A spierdalaj wiesz? Masz wodę?- Jake siadł przed nim i pomógł mu wyrównać roznowage na hamaku a potem podnieść się z niego.
-Patrz pod nogi bo spadniesz i skończysz jak ja tylko martwy
-Wody
-Zaraz spokojnie...- Jego przyjaciel uspokoił go na trochę, słyszał głosy.
Odczuwał jak by były to obelgi i przekleństwa w niego skierowane.
-Bila do krwi i krzyczała, w centrali się wkurwiają też
-Wiem, też to wiem- To nie było dobre że centrala się wpierdala w sprawy z tubylcami.

Varian ustał spokojnie na nogach i spojrzał w dół
-Jak tys mnie tu wciągnął?
-Sekret, chodź chcą z tobą rozmawiać- Varian trzymał się gałęzi gdy schodził, prawie się nie poślizgnął i nie spadł, jego krzyk był czymś co zwróciło uwagę wszystkich.

W końcu zeszli i Jake podał mu wody, wypił wszystko.
-A wódki nie masz przypadkiem?- Zażartował i rozejrzał się po ludziach, społeczeństwo spokojne i zsynchronizowane.

Jake wprowadził go przed coś co można nazwać kręgiem obrad, gdzie wpierw stali najważniejsi a potem reszta słuchając.
Nic nie rozumiał.
Do momentu aż nie zwrócili się do niego w prost.
- Nie jesteś wojownikiem, ani naukowcem? Kim jesteś?- Grace pokazywała go, to wódz klanu.
-Cywilem... Zwykłym człowiekiem- Odpowiedź nie była dla nich jasna, dopiero Jake jako jego przedstawiciel naprostować to co powiedział.
Starsza na'vi, kobieta w czerwonym ponczo podeszła do niego przyglądając się mu uważnie.
-Boisz się walki, dlaczego?
-Jestem za słaby nawet teraz aby walczyć widać chyba- Ktoś prychnął, obraził kogoś tym?
-Unikasz jej strachem- Spojrzał przestraszony na przyjaciela, czuł się jak ...
Jak przed tym jak ojciec miał go pobić a przed tym go przesłuchiwał.
Nie umie walczyć bo wie że przegra.
-Nie odpowiem dlaczego tak się dzieje okej?- Jak miał z nimi rozmawiać aby zrozumieli że go to boli?Ten temat do przeraża a ta kobieta chce teraz przy pierwszym spotkaniu to z niego wydobyć.

Zdziwiła się, szerzej otworzyła duże oczy i spojrzała prosto w jego oczy.
-Czego tu szukasz?
-Spokoju...Może i szczęścia, sam nie wiem dlaczego tu jestem...- Zrozumiała, widział to po jej zachowaniu.
-Jesteś jak puste naczynie które można napełnić i wyplewić obłęd z ciebie- Obłęd? O czym ona gada?
Spojrzał na Jake który spojrzał na niego uspokojony.
- Tsu'Tey, zajmij się nim i naucz go wszystkiego
-Dlaczego ja?!
- Jesteście przeciwieństwami, pomożesz mu i sobie - Spojrzał na osobę z którą rozmawiał wódz, na twarzy jego przyjaciela widniała głupia satysfakcja.
Chcą go uczyć?
Czego? Trochę się rozluźnił i ruszył za osobnikiem z bronią, jest pewien że go zabije za następnym rogiem.
Jake śmiał się z nich obu?
Co w tym śmiesznego?
- Zdejmij to i spał
- Słucham?
- Nie bądź głupszy niż jesteś i się słuchaj - Dostał ubranie podobne do Jake, wdtmtyszil się tak rozebrać do naga i założyć to coś ..
-Odwrocisz się?

Soul Dream- AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz