-Wybacz...
-Zostaw mnie...-Odwrócił sie plecami do na'vi, zdrada Tsu'tey była ogromnym cierniem teraz na sercu Variana, wszystko było im na złość, relacje znów mu się psuły, ludzie wokół patrzyli na niego znów jak na demona, tsahik wyjaśniła mu, że ludzie patrzą tak na niego ze strachu, przeżył śmierci... Nie widzieli go jako toruk makto, nigdy, ale bali się go na równi, szacunku w tym było też dużo, lecz wszystko przeważał strach.
Varian usiadł, samemu, na pniu i na spokojnie wrócił do jedzenia ryby, była dobra, taki łosoś, ale lepszy i z kosmosu.Postanowił być cicho i nie odzywać się do mężczyzny stojącego za nim.
-Bracie...
-Ludzie się mnie boją, dzieciaki nie chcą się już ze mną uczyć, ludzie mnie odpychają...Ale tobie jest przykro?- Wzruszył ramionami i spojrzał na czyste niebo.
Tsu'tey westchnął ,pogodzony z tym, co zrobił i jak nadszarpną zaufanie. A Varian...Potrzebuje czasu.
-W ciągu dwóch dni, odbędzie się ceremonia...Twoja i Jake...Zostaniesz przygotowany- I odszedł szybkim krokiem, Varian obejrzał się i patrzył w oddalające się plecy. Był zły to prawda, ale potrzebował, aby ktoś go w końcu przytulił, zanim popadnie w szaleństwo..
Niech ktoś go przytuli...
Varian wrócił na swój hamak, samotnie, nawet nie było nocy, aby iść spać, ale chciał pogadać z kimś, kto ma nadzieje, że go zrozumie.
Po szybkim powrocie do bazy, jedyną osobą aktywną w tym przytułku w górach była Trudy, spędzała swój czas naprawiając ekspers do kawy, kompletnie nie zwracając uwagi na przestrzeń wokół siebie.
Varian nie czuł, że robi dobrze podchodząc do niej, a jeżeli ona nie zechce go posłuchać? Wyśmieje?
Stał w progu drżąc, naprawdę nie chciał płakać, był dorosłym do cholery mężczyzną..!
-Varian?- Spojrzał do góry, Trudy odłożyła na swój bok ekspers i patrzyła na niego ze strachem w oczach, płakał...
Podeszła do niego powoli, kładąc ręce na jego ramionach i przytuliła mocno, schował twarz w jej szyi pozwalając sobie w końcu się wypłakać, wypuścić emocje.
Usiedli na podłodze, pomiędzy pokojami w drzwiach, wyrzucił z siebie wszystko, bełkocząc od dławiących go łez, na początku chciała go uspokoić, ale z czasem po prostu dała mu płakać.
-Nie jesteś abominacją...Nie niesiesz śmierci...
-Nie widziałaś jak na mnie patrzą...Jak dzieci się mnie boją, jak wytykają...
-Cii...Spokojnie...- To nie było to co chciał usłyszeć, ale zadziałało, zaczął oddychać spokojniej, uspokajać się i już tak nie ryczał.
Trudy przeprowadziła go do pryczy, zabrała z zimnej podłogi i przykryła kocami.
-Potrzebujesz pomocy od specjalisty, ja ci nie pomogę...
CZYTASZ
Soul Dream- Avatar
Science FictionVarian uciekł, uciekł od problemów swojego życia. Nie do innego kraju, miasta, ale na inną planetę...