-Jeb się, i to tak pożądnie jeżeli myślisz, że tam wejdę- Chciał się uczyć, bardzo, ale trudno było mu nie myśleć tak jak myślał do tej pory, życie tutaj było dla niego skomplikowanie meczące.
-Wejdziesz
-Nie możemy tego przełożyć? -Dostał po głowie, wziął wdech i spojrzał w stronę góry, było na tyle wysoko że jeżeli spadnie to się zabije.
-A może ty zabrałeś mnie tutaj, aby mnie zabić?
-W porównaniu do was demonów, mamy honor
-O tak, honor to ty masz taki jak aj dobre dzieciństwo...-Warknął w odpowiedzi, potrząsnął głową an rozluźnienie stresu i złapał się mocnej gałęzi, pomógł mu wejść an szczęście.
Rozejrzał się po tym miejscu, naprawdę cudowny widok.
I w tedy mu się przypomniało, znał to miejsce ze zdjęci i opowiadań naukowców.
-Góry Halleluja...Heh, ładny widok...
-Uważaj jak chodzisz, za mną- Szli szybciej, przez ścieżkę powstałą na skutek czasu, rozglądał się w boki pochłonięty pięknem tego miejsca, zaśmiał się pod nosem gdy szedł tuż obok wojownika.
-Co tu robimy?-Nie dostał odpowiedzi od razu, musiał oczywiście chwile zaczekać aż jego towarzysz przemyśli odpowiedzi.
-Spójrz...-Spojrzał w wskazanym kierunku, na skarpie naprzeciw miejsca, gdzie siedzieli, pełno banshee, spędzały swój czas, niektóre odleciały w tym czasie, gdzieś widział młodę uczące się latać.
Było to cudowne...
-Ja...
-Siądź, odpocznij...-Tsu'tey odchylił głowę mając zamknięte oczy, czerpał garściami ze słońca, ze świeżego powietrza i wolności, do tego na jego zazwyczaj naburmuszonej twarzy widniał błogi uśmiech, czysty spokój.
Varian siadł obok, patrzył się na to wszystko nie mogąc zamknąć ust na moment z wrażenia, napawał go ten widok spokojem. Słońce nie zrobiło różnicy na jego skórze, normalnie już byłby spalony.
Odchylił tak jak jego towarzysz głowę zamykając oczy, odprężył mięśnie i nie myślał przez moment o niczym, w końcu.Poczuł dreszcz przez kręgosłup, coś mu nie grało przez moment. Otworzył oczy wyrwany z transu i spojrzał na swój ogon, pokrył się rumieńcem widocznym an pierwszy rzut oka, szybko zabrał ogon z ogona na'vi obok i speszony się odsunął na, tyle że ich ogony znów się nie złączą.
-Nieważne co ale to już mogłeś zostawić- Tsu'tey wyglądał na niewzruszonego sytuacją, kompletnie mu to nie przeszkadzało.
-Dlaczego?
-Bo to miłe...-Varian zarumienił się bardziej, spuścił wzrok będąc kłębkiem nerwów, znów ich ogony się złączyły, to naprawdę było miłe uczucie.Varian zaczął ufać temu światu.
CZYTASZ
Soul Dream- Avatar
SciencefictionVarian uciekł, uciekł od problemów swojego życia. Nie do innego kraju, miasta, ale na inną planetę...