Cz.23

123 12 2
                                    

-Oddychaj ... wdech i wydech...- Neytiri przemówiła spokojnie, nadal mogła wyczuć, że mężczyzna się stresuje, boi.
Jake również przy nim siedział, próbowali go we dwoje uspokoić, Neytiri dawno skończyłaś ich  malować, czekali teraz aż wódź zacznie przemowę.
-Nie umiem...- Złapała go za ramiona, trzymając, aby się uspokoił, Varian próbował, naprawdę próbował.
 
Czuł się  obcy, dziwnie, niewygodnie ,farba swędziała, głowa bolała cały czas, nie czuł się dobrze.

Grace czekała... Czeka z na nich, obiecała, że będzie, jest w wiosce...obiecała, że będzie.
Zaczął oddychać spokojnie, spokojnie...
Już trochę opanowany skinął głową w stronę przyjaciół, aby się nie martwili, wstał w końcu i nadal czuł jak nogi mu się trzęsą.
-Oddychaj, dokładnie...Myśl o domu... Rodzinie- Spojrzał na Neytiri konkretnie, o niecałą głowę niższą, taka siostra... Uśmiechnął się wdzięczny, zanim wyszli jeszcze przytuliła go, drżał ale poszedł.

Oczy skierowane na nich, Varian  szedł za Jakem a on za Neytiri,  w tłumie wypatrzył Tsu'tey i Grace, uśmiechnął się do niej, była z nich dumna...
Ktoś był z niego dumny.
Uśmiechnięty, dumny i szczęśliwy przyjął dłonie, czuł się dziwnie, tak...
Nowo.

On i Jake byli teraz członkami klanu, byli jego oficjalną częścią...
Varian znów sobie uśmiechnął, ludzie mniej się go bali, nie uciekali i nie wytykali palcami, nie był już obcym co tańczy ze śmiercią, był ich debilem.

Jake i Neytiri zniknęli gdzieś po świętowaniu, on cały czas siedział blisko Tsahik, uczyła go, wyjaśniła więcej niż Tsu'tey do tej pory, bardzo spodobała mu się medycyna, jak leczyli ludzi.
Wieczorem myśliwi i on pili, było to coś podobnego do alkoholu, ale lepsze, mocniejsze.
Przeprosili go za ignorowanie, ale nie wiedzieli, co myśleć o nim przez jakiś czas, na razie się tym nie przejmował...

Spędzali czas do nocy, aż w końcu Varian nie zaczął błąkać się trochę po bokach wioski, z mętną głową szedł na boki, nagle ktoś go złapał, położył ręce na jego ramionach.
-Hymm??
-Już, spokojnie...
-Grace...Miss, kooc hanie...-Jęknął radośnie i przytulił ją, Grace trzymała go mocno, śmiejąc się z jego pijanego tyłka i posadziła go na ziemi, byli sami.
Wczepił się w nią, otoczył ją rękoma i schował głowę w jej szyi a tak myślał, po chwili tylko i przez moment rejestrował, że to nie była szyja, tylko głowę trzymał na jej piersiach, chciał się odsunąć, ale alkohol go trzepnął leżał oddychając spokojnie na jej piersiach, głaskała go po włosach, delikatnie i coś robiła przy nim. Nigdy w życiu nie dotykał kobiety, szczególnie po pijaku.
Nie chciał, ale nie chciał się ruszyć...
Czuł dotyk na swoich ustach, inne usta... Zamruczał i zamknął oczy, film mu się urwał na moment, a kiedy się obudził...
Czuł się dziwnie...

Co się działo, miał dziurę w głowie, gdy wstał z kapsuły nie wiedział co się stało, dwie reszta kapsuł nadal chodziła, ale on siedział teraz w  jednej, myśląc, głowa pusta.
Była, 4 w nocy, nic nie pamiętał...
Czuł ze parę godzin mu uciekło z pamięci, czuł, że coś się stało.
Około 5, gdy on nadal siedział, Grace wstał, jej kapsuła była naprzeciw jego, więc doskonale widział jak wstaje, spojrzała na niego, dziwnie jakoś tak, uśmiechnęła się i wyszła bez słowa.
Wiedział, że pił, był pijany w tamtym ciele? Coś się stało głupiego? Dlaczego ona się z niego śmieje? Tak dziwnie uśmiecha się? Zrobił coś?









Soul Dream- AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz