Krzaki okazały się wygodne, na, tyle że spędziłem w nich prawie dwie godziny, obserwując jak Toruk delektuje się drugim stworzeniem, po prostu on się położył i jadł, bawił się nawet mięsem albo oderwanymi częściami czaszki.
Czuje, że już dawno mogłem uciec, ale byłem zesztywniały, w jednej pozycji od może godziny, w gardle schło mi okropnie, bałem się oczywiście, serce waliło mi za każdym warczeniem lub pomrukiem bestii, nie wiedziałem, co zrobić, Toruk był w takim stanie, że każdy mój ruch byłby skazanie na śmierć.
Z drugiej strony, oprócz strachu mogłem zaobserwować, jaki piękna jest ta bestia, nawet gdy zabijał, wyglądał szlachetnie, taki król w dżungli.
Mój komunikator milczał, najwyraźniej zapomniano o moim istnieniu i nie zwracano sobie głowy szukaniem mnie, przyzwyczaiłem się.
Toruk wyglądał jakby zaraz miał odlecieć, przeciągał się i rozkładał skrzydła, które walczyły o terytorium z drzewami wokół, ubrudzony od krwi pysk, a bardziej dziób został przelizany przez długi język, rozglądał się na boki jak kot, i wtedy się położył, na resztkach banshee, złożył skrzydła na swoich bokach, ciekawe czy mruczy...
Nie!Nie może tak myśleć, bo jeszcze spróbuje go pogłaskać.
Zestresowany poprawiłem się w końcu najciszej jak mogłem, cały czas wlepiając oczy w bestie, próbowałem się wydostać z tego miejsca, szedłem więc tyłem zapominając jak blisko rzeki jest moja kryjówka.
Cofałem się i w strachu i przełknął gule w gardle, w ułamku sekundy czułem jak całe moje życie mi ucieka, wpadłem do wody.
Z krzykiem.
Toruk podniósł głowę szybko i z okropnym rykiem rzucił się w moją stronę, całe moje ciało zesztywniało a po policzkach szybkim ciurkiem płynęły łzy, drżałem i czekałem an śmierć.
Bestia zatrzymała swój pysk tuż przed moją twarzą, dysząc mi na twarz, czułem okropny zapach z jej ust, zaraz zwymiotuje chyba.
Bałem się jak dziecko, płakałem jak dziecko licząc na łaskę od Ewy, bestia wąchała mnie, patrzyła w moje oczy od boku, już w tym momencie wyłem niekontrolowanie ze strachu.
Byłem przyciśnięty do ziemi, bestia obwąchała mnie jeszcze raz otworzyła pysk tuż przed jego twarzą, zahaczając dziobem o mój nos.
Uspokoiłem swój oddech i łzy, może nie zginę dzisiaj, zacząłem spokojnie oddychać i nie patrzyłem mu w oczy.
Toruk szybko odsunął się i z kolejnym rykiem i trzepotem skrzydeł odleciał, szybko wstałem i rzuciłem się do ucieczki, nie obchodziło mnie co się stało, chciałem być już tylko bezpieczny.
Wbiegłem do wioski tyłem, nie chciałem, aby ktokolwiek mnie teraz widział umazanego w krwi.
|Schowałem się między korzeniami, cały czas się bałem, mogłem do cholery mogłem umrzeć...
-Varian!? Tu jesteś!-Odepchnął rękę z siebie, wściekły i zraniony, to był Tsu'tey.
Nadal trzęsąc się wstałem i odsunąłem się w szybkim tempie od wojownika. Ten spojrzał na mnie w rosnącym szoku i strachu.
-Co ci się stało?
-Gdyby nie szczęście byłbym martwy! Rozumiesz?! I byłaby to tylko twoja wina! Zostawiłeś mnie! -Wykrzyczałem, po jego twarzy widziałem, że on nie rozumie, i niech nie wie, o co chodzi, niech teraz cierpi.
CZYTASZ
Soul Dream- Avatar
Science FictionVarian uciekł, uciekł od problemów swojego życia. Nie do innego kraju, miasta, ale na inną planetę...