Rozdział 31

189 5 0
                                    

Gdy to zobaczył szybko podszedł do Sterlinga i uderzył Go w twarz tak mocno, że Blondas upadł na ziemię. od razu po tym policjanci zabrali Go do radiowozu. Potem posterunkowy oznajmił nam, że tak prędko Sterling Knight nie wyjdzie z więzienia. W sumie ucieszyła mnie ta wiadomości, gdy policja tylko wyszła Joe przysiadł na krześle obok mego łóżka.

-Kochanie…mógłbym wiedzieć co od Ciebie chciał ten perfidny drań?-spytał się doniosłym głosem Brunet.

-Tak. Chciał, abym mu dała szansę, ale ja się nie zgodziłam, bo mi zależy tylko na jednej osobie.-powiedziałam z nieodgadniętym spojrzeniem.

-Tak??? Pewnie chodziło Ci o mnie…zgadłem?-rzekł z szelmowskim uśmiechem.

-Pff…Jasne…Chodziło mi o mojego nowego pieska, który na mnie czeka w moim domku z rodzicami. Wabi się Barry jest labradorem.-z uśmiechem na twarzy oznajmiłam Joe’mu. On tylko przeniknął mnie wzrokiem i pocałował namiętnie w usta. Nie opierałam się.

-I tak wiem, że chodziło Ci o mnie-odparł, gdy kierował się do wyjścia, a ja się tylko tajemniczo uśmiechnęłam.

***

Prawie ją miałem! Mogła dać mi szansę, ale niestety do sali musiał wtargnąć ten bezsensowny, czemu zawsze, gdy prawie Demi daje mi szansę to ON musi się pojawiać. To okropne, w ogóle życie jest okropne. Nie mogę być z dziewczyną, którą kocham, a w dodatku siedzę w tej klitce zamiast połykać garściami wolność. Nagle koło mojej celi pojawił się glina, zastanawiałem się o co znów chodzi.

-Knight! Psycholog do Pana.-odparł nie miło pies.

Po chwili weszła drobna, chudziutka kobieta. Miała piękne brązowe włosy za ramiona i brązowe oczy, mieszane lekko z zielenią. Miała piękną cerę, a jej uśmiech na twarzy przyprawiał mnie o dreszcze. Chyba to była najpiękniejsza kobieta jaką na oczy widziałem.

-Dzień dobry. Pan Sterling Knight?-przemówiła tym swoim słodkim głosem. Myślałem, że się rozpłynę.

-Tak.-uśmiechnąłem się znowu.Była tak cudna.

-Ma Pan ciekawą przeszłość…usiłowanie morderstwa dwa razy, prześladowanie…no, no pierwszy mój tak klient. Wcześniej było łagodniej. Zakochałeś się w pannie o imieniu Demi Lovato.-przeglądała moją kartotekę z takim zainteresowaniem jak nigdy nikt dotąd nic nie robił koło mnie tak intensywnie.

-Tak…zakochałem się, ale powoli mi przechodzi…poznałem inną fajną dziewczynę.-spoglądałem na nią kątem oka.

-A właśnie, przepraszam nie przedstawiłam się. Po prostu Pana przeszłość jest dla mnie interesująca, ale i pełna miłości. Nazywam się Daniell Compbell.

-Piękne imię.-spojrzałem jej w oczy z takim zachowaniem jak nigdy dotąd nie patrzyłem na nikogo.

-Bardzo dziękuję.-rumieńce pojawiły się na twarzy Pani psycholog.-No dobrze. Musi zacząć terapię.

Wyjęła z torebki teczkę i wyłożyła koło siebie obrazki. Pokazała mi jeden.

-Co na tym obrazie widzisz?-spytała.

-Na tym?-spojrzałem się intensywnie w kartkę i zobaczyłem jak idę z dziewczyną obejmując ją.-Widzę, widzę dziewczynę i mnie. Idziemy, a ja ją czulę obejmuję.

-Yhmmm…A na tym?-spytała ponownie.

-Widzę dziewczynę, z którą się całuję.-odpowiedziałem i z każdym innym obrazkiem było podobnie. Gdy skończyliśmy, Daniell coś zapisywała w swoim zeszycie.

-Stwierdzam, że panujesz na chorobę zwaną braku dziewczyny.-z roześmianą twarzą odpowiedziała dziewczyna.

-Czemu się śmiejesz?-spytałem smutny.

-Bo nikt nigdy w więzieniu nie panował jeszcze na tą chorobę…nie na taką chorobę. Jesteś tu pierwszy…powinieneś być zaszczycony.-w końcu roześmiała się wniebogłosy, a ja razem z nią.-No dobrze. Na dziś już kończymy. Jutro przyjdę o tej samej porze.

-Dobrze-odprowadziłam ją wzrokiem, lecz gdy miała wychodzić szybko podbiegłem do niej i pocałowałem ją w policzek.-Do widzenia.

Stała zdezorientowana-Dobranoc-Wyszła.

***

Gdy wyszedłem ze szpitala skierowałem się do busa. Po przespaniu się w pokoju szybko pojechałem do mojej ukochanej. Gdy dotarłem do ośrodku poszedłem do pokoju Demi, lecz jej tam nie było. Akurat przechodziła pielęgniarka.

-Przepraszam…Gdzie jest teraz ta dziewczyna, która tu leżała??? Nazywa się Demi Lovato. -spytałem.

-Proszę za mną…zaraz sprawdzę.-rzekła miłym głosem kobieta. Poszła do recepcji i zaczęła szukać w kartach, aż w końcu znalazła.

-Demetria Lovato…została wypisana ze szpitala dziś z samego rana. Rodzice po nią przyjechali, a lekarze stwierdzili, że rana szybko się goi, więc bez obaw może wrócić.

-Bardzo dziękuję-odparłem i szybko pobiegłem do samochodu i ruszyłem do domu mojej narzeczonej. Zadzwoniłem jeszcze do Nicka tłumacząc mu wszystko. Jechałem szybko, ale bez przesady, żeby spowodować wypadek. Po 4 h drogi zaparkowałem pod domem Demi. Wyszedłem ze samochodu i podbiegłem do drzwi Lovato. Zadzwoniłem dzwonkiem do domu i po chwili otworzył mi tata mej narzeczonej.

-Witaj Joe. Gratuluję narzeczeństwa. -uśmiechnął się.-Demi jest u siebie.

-Dzień dobry i bardzo dziękuję. -pobiegłem do pokoju mej ukochanej. Otworzyłem, a tam Demi leży patrząc się głucho w biały sufit.

-Cześć kochanie…Fajne masz zajęcie?? Może popatrzymy się razem?-uśmiechnąłem się zadziornie.

-Ha ha ha bardzo śmieszne. Ale się cieszę, że przyjechałeś. Zanudziłabym się tu na śmierć.-zażartowała sobie.

-Ejej…bez takich. Dopiero co zostałaś uratowana od śmierci i znowu chcesz być na skraju…-popatrzyłem podejrzliwie.

-Ej no coś ty taki poważny.-uśmiechnęła się-Przecież wiesz, że Ciebie nigdy nie opuszczę.

Pocałowała mnie czulę w usta, lecz po chwili w jej pokoju pojawił się Barry…najwidoczniej jej  mama wróciła z nim ze spaceru. Zaczął radośnie szczekać, aż w końcu wskoczył na łóżku przy tym spychając mnie. Wylądowałem na podłodze.

-Chyba Twój pies chce mieć Ciebie tylko dla siebie..-zażartowałem.

-No chyba, lecz już mu wyjaśniałam, że pierwszy jednak mnie zająłeś, ale do niego nic nie dociera,-zaśmiałam się.

***

Czekałem na kolejną wizytę Pani psycholog…Daniell Compbell. Zakochałem się. Tak zakochałem sie!!!

-Zakochałem się!!!!!!-krzyknąłem na cały głos, aż policjant podszedł do mojej celi i patrząc na mnie ze zdziwieniem uśmiechnął się. Nagle w kratach pojawiła się Pani psycholog…chyba to słyszała.

-Witam zakochańcu.-zaśmiała się.

-Dzień dobry-rozpromieniłem się na sam jej widok. Nie musiała nic robić…wystarczy, że była.

-Dziś przejdziemy do trudniejszych rzeczy niż wczoraj. Musisz panować nad sobą. Rozumiemy sie? Bo z naszej pracy będą nici…jak się nie postarasz.-oznajmiła mi warunki.

-Dobrze.-uśmiech mi nie schodził z twarzyczki.

-Ale na początku Panie Knight…powiedz mi w kim się tak zakochałeś, jak dopiero kilka minut temu krzyczałeś.-spytała.

-Hmmm…A w takiej jednej…A w dodatku Pani nie wie? Przecież jestem jak otwarta księga, lecz jak ktoś chce się do niej dostać bliżej musi o nią zadbać.-roześmiałem się.-Moją ukochaną jest…

Zawsze przy Tobie *POPRAWIANA*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz