🌪 Valentin 🌪
Sierpień w Polsce to było zdecydowanie coś innego, niż lato w Stanach. Na litość boską, spędziłem przecież w Warszawie cały licencjat i doskonale wiedziałem, jak kapryśna bywała pogoda, a jednak byłem zaskoczony. Pięć lat w Luizjanie zrobiło swoje, bo gdy tylko nadszedł koniec miesiąca, przynosząc ze sobą ulewną nawałnicę, miałem ochotę kląć. Denerwowałem się, gdy lodowate krople skapywały mi po szyi za kołnierz przy krótkim sprincie między samochodem a biurem i kląłem pod nosem, gdy po wdepnięciu na ruchomą płytę chodnikową woda wlewała mi się do buta. Gdzie była ta osławiona złota jesień, za którą tęskniłem, skoro nawet końcówka lata nas nie rozpieszczała?
To było jedno z wielu pytań bez odpowiedzi.
— Nieprzyzwyczajony? — zagadnął mnie któregoś popołudnia ten kretyn, Marek, gdy deszcz odciął nam dostęp do tarasu widokowego. — A z drugiej strony to chyba powinieneś być, nie? Macie chyba w Rosji Syberię, co? — Zaśmiał się kpiąco. — Hannah Montana to chyba o tobie śpiewała „Best of both worlds", nie myślisz?
Czasem nie miałem już sił na tego idiotę.
Zazwyczaj zbywałem go milczeniem, ale tamtym razem coś we mnie pękło. Też potrafiłem być skurwysynem, jeśli ktoś dał mi odpowiednią motywację. A on? Cóż, nawet nie miałem ochoty tłumaczyć temu skretyniałemu zmarszczuchowi, że nigdy nie byłem na Syberii.
Zamiast tego podszedłem do niego bardzo powoli, doskonale świadom tego, ile osób nas obserwowało. Ucichł momentalnie, gdy położyłem mu dłonie na ramionach. Chyba nagle poczuł, jak mocna była moja przewaga fizyczna.
— Któregoś dnia wyrwę ci ozor z gęby i wcale nie będzie mi przykro — powiedziałem miękko, patrząc mu prosto w oczy. — Przestań mnie prowokować, Marku. Nie chcesz wiedzieć, co to znaczy ujrzeć mnie naprawdę wściekłego.
Na koniec pogładziłem go po krawacie tylko po to, by znienacka pociągnąć za węzeł i zacisnąć mu go naprawdę mocno. Oczy prawie wyszły mu z orbit, a ja ledwo opanowałem parsknięcie. Sam się o to prosił, do cholery.
Gdy wychodziłem, zorientowałem się, że z boku stała Leona. Przyglądała się temu bez słowa, a kiedy ją mijałem, w końcu odważyłem się podnieść wzrok. Zaskoczyło mnie to, że nie wyglądała na złą. Zamiast tego uśmiechnęła się, pokazując dyskretnie kciuk uniesiony do góry.
To był miły początek dnia.
Mimo wszystko liczyłem na to, że wieczorne kręgle będą jeszcze milsze.
*
Czułem się dziwnie, gdy moja noga przekroczyła próg jakiegokolwiek baru po raz pierwszy od ponad dwóch lat. Dokładnie tyle minęło od czasu, gdy zacząłem zmieniać swoje życie i prawdę mówiąc, unikałem takich rozrywek. Początkowo nie chciałem, żeby kusił mnie alkohol i kobiety, bo to były przyjemne uzależnienia, którymi z ochotą łatałem o wiele poważniejszy problem. Ten, który nie był po prostu złym humorem, czy zwykłym smutkiem.
Ten, przez który znalazłem się na krawędzi życia i śmierci, ale szczęśliwie dla mnie szala przechyliła się w stronę tego pierwszego. Zostałem uratowany, zatrzymano mnie na tym świecie i nie chciałem tak łatwo odrzucić tego daru. Po ponad dwudziestu czterech miesiącach wielkich zmian nie czułem się już tak słaby, ale nadal stresowało mnie na tyle, że pot spływał mi po plecach. Niezły był ze mnie przykład rozrywkowego młodego człowieka.
Ja nie pragnąłem zabawy.
Chciałem tylko, żeby ktoś w końcu mnie zrozumiał i szczerze zaakceptował dokładnie takiego, jakim byłem naprawdę. Zbyt zgorzkniałego jak na młody wiek, melancholijnego i trochę złamanego.

CZYTASZ
Asystent I ZAKOŃCZONA
RomanceValentin był dla Leony niczym zakazany owoc. Skryty i melancholijny, jednak kiedy już się uśmiechał, bił od niego blask, który ją przyciągał. Był też diabelnie atrakcyjny, kilka lat młodszy i, na litość boską, właśnie został przyjęty na posadę jej a...