🌻 Leona 🌻
Nie pamiętałam zbyt dokładnie trasy powrotnej do domu. Byłam trochę jak automat, który mechanicznie wykonywał czynności, byle tylko dotrzeć bezpiecznie do celu. Prawie pięć długich godzin spędziłam na rozpamiętywaniu wszystkiego, co właściwie tam zaszło, jednak nadal nie mogłam zrozumieć matki Valentina. To było prawdziwe fatum, skoro już po raz drugi przydarzało mi się coś podobnego, tyle że w o wiele mocniejszej wersji. Moja była teściowa w porównaniu do Weroniki Stabernov-Lipińskiej była cholernym aniołem. Odetchnęłam dopiero w momencie, gdy włożyłam klucz do zamka własnych drzwi, a ten o dziwo ani ruszył.
To mogło oznaczać tylko jedną rzecz.
I jak na zawołanie, usłyszałam po drugiej stronie kroki, a później stanęła przede mną Julka z moim kotem na rękach. Najpierw była po prostu zdziwiona. Jej ciemne brwi ekspresowo wystrzeliły do góry, ale chwilę później zobaczyła moje spuchnięte oczy i od razu westchnęła. Nawet nie musiałam nic mówić. Od razu wiedziała, że coś było mocno nie tak.
— O Boże, Leo — powiedziała tylko, odkładając zwierzaka na bok. — Płakałaś? Co się stało?
— Długa historia. Dawno przyjechałaś?
Pokręciła głową, a jej ciemne włosy związane w koński ogon zakołysały się w powietrzu. Oczy w kolorze chłodnego błękitu miała pełne sprzecznych emocji.
— Może dziesięć minut temu — odparła, odstawiając mojego futrzaka na ziemię. — Zdążyłam tylko zmienić żwirek i wodę, bo do karmy jeszcze nie dotarłam. Cholera, wchodź i mów! Co właściwie tu robisz? Przecież miałaś wrócić dopiero jutro.
Kiedy wtoczyłam się do środka razem z bagażami, od razu doskoczyła do drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Kiedy zobaczyła tylko pustkę, obróciła się w moją stronę ze zdezorientowaną miną.
— Skoro ty jesteś tu i to na dodatek zapłakana, to gdzie jest Valentin?
— Przecież nie mogłam go prosić, żeby ze mną jechał — odpowiedziałam cicho. — To urodziny jego ojca. Został tam.
— Nie powinnaś w ogóle musieć go prosić — fuknęła.
W odpowiedzi tylko wywróciłam oczami. W świecie Julki jakimś cudem wszystko zawsze było proste. Czasem naprawdę jej tego zazdrościłam.
— Nie widział ich od pięciu lat — oznajmiłam znacząco. — Zresztą damy sobie radę bez siebie przez parę dni. To nie tak, że jesteśmy... yyy...
— Dobra, to faktycznie jest okoliczność łagodząca — wtrąciła. — Ale ponawiam najważniejsze pytanie, co ty tu robisz? Czemu płakałaś?
Przez chwilę nawet nie wiedziałam, na czym skupić swój wzrok żeby odrobinę się uspokoić.
Stałam jak kołek z rączką walizki wciąż w dłoni i już miałam zacząć tę historię, gdy przyjaciółka złapała mnie za dłoń i odciągnęła w stronę kanapy. Pchnęła mnie na nią, a później zajrzała do papierowej torby, którą przywiozłam ze sobą aż z Kartuz. Nawet nie sprawdziłam wcześniej, co było w środku.
— Ale ładne słodkości. Jadłaś coś?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
— W takim razie proszę, słońce. — Wcisnęła mi rogalika w dłoń. — Teraz nastawię ekspres, żebyśmy zrobiły sobie kroplówkę z kofeiny, a ty opowiadaj. Już. I nie pomijaj żadnych soczystych szczegółów, bo na pewno jakieś są, skoro byłaś tam raptem kilka godzin.
Patrzyłam na nią w milczeniu, gdy krzątała się przy szafce z filtrami do kawy i odruchowo wróciłam wspomnieniami do czasów, gdy wszystko było prostsze. Julia zawsze była dobrą przyjaciółką. Czasem zbyt pyskatą i cholernie mściwą, jeśli ktoś zalazł jej za skórę, ale jakimś cudem zawsze potrafiłyśmy się rozśmieszyć wzajemnie do łez, a to był rzadki dar. Cierpliwie znosiła moje zwierzenia, nigdy nie dając mi do zrozumienia, że powinnam już przestać.
![](https://img.wattpad.com/cover/293767496-288-k283220.jpg)
CZYTASZ
Asystent I ZAKOŃCZONA
RomanceValentin był dla Leony niczym zakazany owoc. Skryty i melancholijny, jednak kiedy już się uśmiechał, bił od niego blask, który ją przyciągał. Był też diabelnie atrakcyjny, kilka lat młodszy i, na litość boską, właśnie został przyjęty na posadę jej a...