🌪 Valentin 🌪
Czułem w środku pustkę, gdy śledziłem wzrokiem odjeżdżający samochód Leony.
Jeszcze chwilę wcześniej furia sprawiała, że całe moje ciało drżało od emocji, ale równie szybko to wszystko przeszło w odrętwienie. Musiało minąć kilka minut, nim poczułem chłód przenikający przez wrażliwą skórę moich bosych stóp.
Nie było jej ze mną.
Odjechała.
Zanim dobrze przemyślałem to, co chciałem zrobić, nogi niosły mnie w stronę wciąż otwartych drzwi. Wykłócanie się z moją matką nie było najlepszym pomysłem, nie, gdy ciężkie emocje wciąż wisiały w powietrzu, jednak nie mogłem tego tak zostawić. Nie, gdy właśnie dołożyła mi kolejne zmartwienie do kolekcji. Życie byłoby chyba zbyt spokojne, jeśli nic nie spieprzyłoby się przez jeden cholerny miesiąc. Nie chciałem zadręczać ponurymi myślami własnej głowy, chociaż nagle to stało się wyjątkowo trudne.
Zamknąłem za sobą drzwi z takim impetem, że szkło zadrżało. A moja matka chyba wyczuła, że to wciąż nie był koniec naszej rozmowy, bo stała w korytarzu, wyraźnie czekając aż wrócę. Automatycznie wkurwiło mnie to, że wyglądała, jakby nagle obudziło się w niej pieprzone poczucie winy.
Weronika Lipińska-Stabernov była naprawdę piękną kobietą, chociaż wszyscy zgodnie przyznawali, że nie miałem w sobie zbyt wiele z tej urody. No, może jedynie kształtne brwi, ale to wszystko pozostawało kwestią sporną. Praktycznie dorównywała mi wzrostem, a brązowe włosy miała związane w luźny kok. Z pewnością nie wyglądała na swoje czterdzieści trzy lata. W jej oczach o kolorze balansującym gdzieś między zielenią a błękitem nagle dostrzegłem nowe emocje.
Szkoda, że miałem je w dupie.
— Jesteś z siebie zadowolona? — spytałem chłodno.
Powinienem mieć wyrzuty sumienia, bo pierwszy raz w życiu odnosiłem się tak wrogo do jakiejkolwiek kobiety, ale nic podobnego nie nadeszło. Wciąż czułem tylko rozczarowanie, gniew i frustrację.
— To moja wina — powiedziała przepraszająco. — Ja nie powinnam była tego mówić... jestem zła przez to, co jest między mną i Wiktorem. Nie chciałam wyładować tego na....
— Milcz — przerwałem jej grobowym tonem. O dziwo, od razu ucichła. — Mam już tego dosyć, słyszysz? MAM. TEGO. KURWA. DOSYĆ.
Pierwszy raz w życiu mówiłem do niej tym tonem.
Była w kompletnym szoku, jakby dosłownie przed chwilą zobaczyła mnie po raz pierwszy.
— Kłóciliśmy się od zawsze i jakoś przywykłem do tej świadomości. Nie będę twoim wymarzonym idealnym dzieckiem. Trudno. Ale wiesz co?! Wkurwiłaś mnie właśnie tak, jak jeszcze nigdy! — Kierowany złością, strąciłem z szafki ramkę z rodzinnym zdjęciem. Dźwięk tłuczonego szkła sprawił, że moja matka drgnęła gwałtownie. — Czy Leona jest ode mnie starsza? Tak. Miałam męża? Owszem, doskonale o tym wiem. A czy którakolwiek z tych rzeczy mi przeszkadza? Nie, do kurwy! I to powinno ci wystarczyć. Ale skoro nie wystarcza, to wysilę się po raz ostatni, chociaż nie wiem, po co to robię! Tobie było trudno z wiecznie nieszczęśliwym synem? To smutne! Ale chociaż ten jeden raz spróbuj pomyśleć, jak mi żyło się z depresją. Fajne? Domyśl się, do cholery. Myślisz, że jestem z tego dumny?! Z choroby, z próby samobójczej, nawet z jebanego kompulsywnego uprawiania seksu?!
Zgodnie z moimi przewidywaniami, nie odpowiedziała.
— No właśnie — skwitowałem gorzko. — Pierwszy raz w życiu mi na kimś zależy i to jest odwzajemnione. Wyobrażasz sobie, co to znaczy dla kogoś takiego, jak ja? Myślisz, że wszyscy są wyrozumiali? Nie są, kurwa! Myślisz, że pieniądze wymażą moje problemy i automatycznie zachęcą kobiety do bycia ze mną? NIE. Opowiedziałem jej o wszystkim i mnie zaakceptowała, a ty właśnie dołożyłaś swoją cegiełkę do tego, żeby mi to spierdolić. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona.
![](https://img.wattpad.com/cover/293767496-288-k283220.jpg)
CZYTASZ
Asystent I ZAKOŃCZONA
RomanceValentin był dla Leony niczym zakazany owoc. Skryty i melancholijny, jednak kiedy już się uśmiechał, bił od niego blask, który ją przyciągał. Był też diabelnie atrakcyjny, kilka lat młodszy i, na litość boską, właśnie został przyjęty na posadę jej a...