Rozdział 9

2.1K 221 35
                                    

🌪 Valentin 🌪

To było trochę surrealistyczne uczucie - wjechać na właściwe piętro w towarzystwie mojego ojca. Ja akurat tego dnia wyjątkowo zaczynałem pracę później. No dobra, nie było przypadku w tym, że wyruszyliśmy w drogę dopiero wtedy, kiedy wróciła już Leo. Nie byłem tylko pewny, na czym zależało mi bardziej - by ona zobaczyła mojego ojca, czy by on zobaczył ją. Oboje byli dla mnie ważni, choć na kompletnie innych płaszczyznach. Nawet trochę się denerwowałem, ale gdy napotkałem w lustrzanej windzie wzrok ojca, uspokoiłem się.

Posłał mi ostatni ciepły uśmiech, a później drzwi się rozsunęły i nie było już odwrotu.

Dotarliśmy na miejsce.

Kiedy tak krok za krokiem przemierzaliśmy korytarz, mimowolnie zastanawiałem się, jakie tworzyliśmy wspólnie wrażenie. Podobni, eleganccy, a jednak tak różni. Nie było wątpliwości, że Wiktor Stabernov ze swoją serdeczną osobowością i wielkim sercem, musiał roztaczać inną energię, niż ja. Kątem oka widziałem, jak rozglądał się z zaciekawieniem po korytarzu, a gdy w końcu przeszliśmy na ogromny open-space, uśmiechnął się szeroko.

To było serce całego WERP Media i wystarczył jeden rzut oka, by się o tym przekonać. Cała jedna ściana stanowiła okna od sufitu aż do podłogi, za którymi roztaczał się fantastyczny widok na panoramę Warszawy. Było widać nie tylko okoliczne biurowce, ale też pałac kultury, zza którego nieśmiało wychylało się słońce. Większość biurek była zajęta i wszyscy skupiali się na pracy. Miałem przy tym nieodparte wrażenie, że kilka osób zerknęła na nas z ciekawością, choć próbowali to jakoś zamaskować.

— Witam w mojej pracy — mruknąłem.

— Naprawdę ładnie — stwierdził z autentycznym uznaniem. — Podoba mi się. Popatrz, to twoje koleżanki?

Podniosłem wzrok i zobaczyłem roześmiane kobiety, o których mówił.

Leona rozsiadła się w najlepsze na biurku swojej koleżanki, a kostkę jednej nogi trzymała na kolanie drugiej. Była rozluźniona i uśmiechnięta, a swoje krótkie włosy miała tak rozwiane, jakby dopiero co wystawiała je na wiatr. Zwyczajna biała koszulka idealnie współgrała ze spodniami w kolorze butelkowej zieleni, przez które musiałem się uśmiechnąć. To była pieprzona telepatia, bo sam wybrałem identyczny krawat. Obok niej jak zwykle była Julia i jeszcze jedna trochę starsza kobieta, a Aśka pochylała się nad biurkiem tyłem do nich, żywo o czymś rozprawiając.

—... i akurat wtedy zorientowałam się, że ona, zamiast przeczytać „mąż autorki", przeczytała „wąż autorki"! — opowiadała Leo.

Wyglądała, jakby była o krok popłakania się ze śmiechu. Takiego prawdziwego, autentycznego, trochę zbyt gwałtownego jak na damę, ale płynącego prosto z serca.

— No i co zrobiłaś? — spytała ją Julka.

— Jak to „co"? — odparowała tamta. — Oczywiście, że zaczęłam się śmiać, jak ostatnia kretynka! Próbowałam się powstrzymać, ale chyba wyszło jeszcze gorzej.

— No a co ten facet na to?

— Chyba było mu strasznie głupio.

— Też by mi było. Nie chciałabym być posądzona przy ludziach o bycie gadem.

Znów zaczęły się śmiać na całego, nieświadome faktu, że miały dwóch bardzo czujnych obserwatorów. Jak na zawołanie, ta nieznajoma starsza kobieta (prawdopodobnie redaktorka) podniosła wzrok i zerwała się z krzesła, na którym była luźno rozłożona.

— Dzień dobry!

— Dzień dobry, drogie panie — odpowiedziałem nonszalancko. — Chciałem wam kogoś przedstawić.

Asystent I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz