Rozdział 25

1.8K 193 14
                                    

Kochani,

dziś nieco krócej, ale tylko dlatego, że kontynuacja będzie w nocy/jutro rano. 

Cudownej lektury!

*

🌪 Valentin 🌪

Pomimo moich fatalnych przewidywań, listopad w końcu trochę nas pozytywnie zaskoczył, a paskudny deszcz ponownie zamienił się w słoneczne niebo. Wysokie temperatury od razu mnie skusiły i z małą radą ojca znalazłem idealne miejsce na wyjazd z Leoną. Oczywiście minęło dobre kilka godzin, zanim wytrzeźwiał na tyle, żeby prowadzić przytomną rozmowę, jednak go nie winiłem. Każdy lizał swoje rany we własnym tempie i wcale nie chciałem go pospieszać, a po prostu dbałem, by się nie zatracił. Chyba to do niego dotarło, bo dał słowo harcerza, że pod moją nieobecność da sobie radę.

— Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy? — spytała Leo niecierpliwie.

Przypominała mi trochę podekscytowane dziecko na wycieczce, które bez końca zamęczało rodziców pytaniem „czy daleko jeszcze". Z drugiej strony, nie dziwiłem jej się. Sam widziałem zdjęcia, zarezerwowałem nam na weekend cudowny domek na odludziu, a ona wciąż się zastanawiała. Nie przepuszczała żadnej okazji, by próbować wyciągnąć ze mnie szczegóły, ale byłem silny.

Trzymałem gębę na kłódkę, bo wiedziałem, że wtedy niespodzianka będzie jeszcze lepsza.

— Niezła próba — rzuciłem wesoło. — Zamknij oczy i odpocznij. Obudzę cię, jak dojedziemy na miejsce.

— Duże miasto, czy małe?

Prychnąłem.

— Jak w ogóle na to wpadłeś? — drążyła dalej. — To chyba możesz mi powiedzieć, co?

Była naprawdę urocza, kiedy tak żartobliwie się dąsała. Czasami rozczulała mnie tak bardzo, że miałem ochotę po prostu zostawić wszystkie obowiązki tylko po to, by móc na nią patrzeć i łapać każdą chwilę. To, jak jej dłuższe kosmyki na górze głowy opadały na czoło, aż prosząc, bym je odgarnął. Łagodny i szczery uśmiech. Zielone oczy, które błyszczały radością.

— Co to za mina? — spytała, uśmiechając się zadziornie.

— Jaka? — Udawałem głupka. — Nie wiem, o czym mówisz.

Oczywiście, że wiedziałem.

Najwyraźniej miałem wszystko wymalowane na twarzy, ale wciąż nie byłem gotów poważnie o tym rozmawiać, a ona nie naciskała. I jeśli miałem być szczery, uwielbiałem ją za to. Miała w sobie niezliczone pokłady wyrozumiałości dla każdego mojego dziwactwa, czy zachowań, które bywały dalekie od normy. Nawet gdy zwierzyłem się z tego, jak wyglądały u mnie gorsze epizody, ona nie uciekła z krzykiem ani nawet nie patrzyła na mnie zdegustowanym wzrokiem. Po prostu kiwnęła głową, a później wzięła moją dłoń w swoje dwie.

— No dobra. — W końcu dała za wygraną. — A co u twoich rodziców?

— Ach, świetnie. Są już po rozwodzie.

Wciągnęła szybko powietrze i wyprostowała się jak struna na swoim siedzeniu.

— Co?! — wykrzyknęła z niedowierzaniem. — Jakim cudem, skoro na tych urodzinach...

— To trwało już prawie dwa lata — sprostowałem. — Zanim powiesz cokolwiek więcej, to proszę, żebyś do mnie nie strzelała. Ja też nie miałem zielonego pojęcia. Wiktor puścił parę dopiero jak zostaliśmy sami.

— Cholera. Jak się z tym czujesz, Tin? Nie jest ci, no wiesz, przykro?

Cóż, to było naprawdę dobre pytanie.

Asystent I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz