Rozdział 32

1.7K 206 22
                                    


🌪 Valentin 🌪

Byłem zmęczony jak ciężka cholera, gdy w końcu stanąłem przed jej drzwiami, wciąż wystrojony w eleganckie ubrania wybrane z myślą o kolacji. Czekałem na jej reakcję, ale ta nie nadchodziła. Staliśmy w progu tak długo, aż automatyczna lampa na korytarzu zgasła i jedynym światłem które rozbijało mrok, stały się świeczki ustawione gdzieś w głębi jej mieszkania.

W końcu ocknęła się z tego transu i przyjęła kwiaty.

— Wejdź, proszę. — Odsunęła się, a ja skorzystałem z okazji. — Nie wierzę, że właśnie kazałam ci stać na progu. Na pewno jesteś zmęczony.

— Och, trochę jestem — przyznałem szczerze. — Droga była zaśnieżona i zeszło mi dłużej, niż zwykle.

Odłożyłem swoje manatki na bok, a później wziąłem jej twarz w dłonie. Od razu przymknęła powieki, co jakiś czas pomrukując z rozkoszy, gdy delikatnie gładziłem kciukami wrażliwą skórę. Miała widocznie sińce i odrobinę spuchnięte powieki.

— Płakałaś?

Jak na zawołanie zacząłem się martwić.

Ona jednak nie dała mi na to czasu, bo od razu się ożywiła.

— Co? Nie! — oburzyła się. — Po prostu spałam, może dlatego wyglądam trochę niewyjściowo.

Z tym akurat nie mogłem się zgodzić. Wyglądała cholernie uroczo w swojej różowej piżamce z logo Victoria's Secret z krótkimi rękawkami i spodenkami. Kojarzyła mi się raczej z latem, ale musiałem przyznać, że pięknie podkreślała szczupłe ciało Leony. Przez to nie mogłem się powstrzymać i po prostu ją przytuliłem.

Oprzytomniałem dopiero wtedy, gdy pisnęła z zaskoczeniem. Najwyraźniej odrobina śniegu z mojego ubrania wpadła jej prosto za kołnierz, przez co najpierw wzdrygnęła się, a później zapiszczała.

— Jak było na rodzinnej kolacji?

— Nie wiem. — Wzruszyłem ramionami. — Wyszedłem zanim się zaczęła.

— Czy wszyscy nie będą teraz na mnie źli?

Zdziwiłem się.

— Na ciebie? Niby dlaczego?

— Och, no wiesz. Jesteś w kraju pierwszy raz od paru lat, a ja cię ukradłam.

— Po pierwsze, masz rację. Nie było mnie na wigilii od jakiegoś czasu i dzięki temu się przyzwyczaili, jak sądzę. No a po drugie, jestem dużym chłopcem. Moje miejsce jest tutaj, z tobą. Nie było szans na to, żebym w spokoju tam sobie z nimi imprezował, wiedząc, że jesteś sama. To... złe.

— Złe? — spytała cicho.

— Złe. Ta myśl była okropna. — Zacząłem powoli się rozbierać. — A teraz w końcu zrobiło mi się o wiele lepiej. Tobie też?

Kiwnęła głową delikatnie i uśmiechnęła się. Przyjęła ode mnie kurtkę, która przemokła kompletnie od śniegu zanim dobiegłem z miejsca parkingowego do klatki. Eleganckie buty miały się niewiele lepiej i byłem gotów założyć się, że przy moim dużym palcu zrobiła się dziura, przez którą przeciekała zimna woda. Cholerna zima. Nagle zatęskniłem za słoneczną Luizjaną.

— Oczywiście, że tak — odpowiedziała, wycierając kałużę pod moimi nogami. — Twoje towarzystwo zawsze... pomaga.

— Chyba wiem, o czym mówisz.

Przez jedną niezręczną chwilę oboje tylko milczeliśmy.

— Chciałbyś wziąć prysznic? — spytała nagle.

Asystent I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz