🌪 Valentin 🌪
Byłem na wpół nieprzytomny, gdy o poranku wpadłem do biura.
Zmęczenie po długim locie dawało sobie znać, a komplikacje na lotnisku tylko wyczerpały moje baterie energetyczne. Marzyłem o dwunastu godzinach niczym nieprzerwanego snu, jednak wolne nie wchodziło w grę. Pojechałem do biura tylko dlatego, że Leona też tam była.
I kiedy w końcu zobaczyłem ją, jak biegła w stronę łazienek, miałem ochotę popłakać się z ulgi. Nogi same zaczęły nieść mnie w jej kierunku, ale zanim zdążyłem choćby ją zawołać, czyjaś ręka złapała mnie za ramię. Sekundy dzieliły mnie od warknięcia czegoś poirytowanym tonem. Na szczęście kątem oka zobaczyłem, że to Wojtek.
— Valentin, cześć! — wykrzyknął wesoło. — Słuchaj, mógłbyś coś dla mnie zrobić?
— Teraz?
Uśmiechnął się szeroko, ale w jego wzroku pojawiło coś, co mówiło mi, że sprzeciw nie wchodził w grę.
— Tak, w tej chwili.
— I nie może tego zrobić nikt inny? — Wciąż zerkałem za Leoną, ale gdy cisza się przedłużyła, wróciłem wzrokiem do mojego szefa. — Jestem trochę...
— Jesteś w pracy — zauważył z uśmieszkiem. — Inni są zajęci, więc ty będziesz musiał wprowadzić nową dziewczynę. Już czeka, więc proszę, zrób to. Teraz. Jeśli uwiniesz się szybko, a ona będzie zadowolona, to wypuszczę cię godzinę szybciej.
Westchnąłem.
— No dobra, gdzie ona jest?
— Czeka przy ekspresie do kawy.
Skinąłem.
Gdy dotarłem na miejsce, zrozumiałem, że nową była moja dawna najlepsza przyjaciółka, z którą spędziłem cały licencjat. I choć faktycznie przez chwilę się cieszyłem, tak po dwudziestu minutach cały entuzjazm wyparował. Cholera, ja nie byłem po prostu zły. Byłem wkurwiony, bo musiałem słuchać opowieści Marleny, gdy Leona czekała... gdzieś tam. Kiedy zrozumiałem, że mój telefon się wyładował, miałem ochotę cisnąć nim o ścianę.
— Zmieniłeś się — zauważyła dziewczyna po tym felernym spotkaniu z Leo. — Teraz jesteś taki wycofany, a kiedyś nie było na ciebie drugiego takiego imprezowicza.
Nawet tego nie skomentowałem.
Po prostu postanowiłem, że jakoś przetrwam dzień do końca, bez okazywania światu, jak bardzo marzę o tym, żeby być gdzieś indziej.
Ale wtedy coś się zmieniło.
Ktoś krzyknął, trzasnęły drzwi. Już podnosiłem się z blatu, przy którym siedziałem, gdy drzwi nagle otworzyła Julka. Była zdyszana, blada i wyraźnie zmartwiona, jak nie ona.
— Coś jest nie tak z Leoną — powiedziała, patrząc wprost na mnie.
Jej słowa były niczym uderzenie obuchem w splot słoneczny.
— Jak to? — dociekałem. — Co się dzieje? Gdzie ona jest?
— Ona... ona zemdlała w łazience. Uderzyła głową w ten cholerny kant, i wszędzie jest krew, karetka ma być za pięć minut...
Reszta jej bełkotu zniknęła, zagłuszona szumem krwi w moich uszach. Bez zastanowienia rzuciłem się do przodu, ale ponownie stanąłem w drzwiach. Biuro miało trzy łazienki.
— Która?!
— Ta przy wejściu!
Biegłem.
Ludzie powoli zaczynali się tam tłoczyć w poszukiwaniu taniej sensacji, a ja co rusz obijałem się od kogoś, ale nie traciłem czasu na przeprosiny. Po prostu przepychałem się, aż w końcu dopadłem do drzwi tej felernej łazienki i zrozumiałem, na co patrzyli.
![](https://img.wattpad.com/cover/293767496-288-k283220.jpg)
CZYTASZ
Asystent I ZAKOŃCZONA
RomanceValentin był dla Leony niczym zakazany owoc. Skryty i melancholijny, jednak kiedy już się uśmiechał, bił od niego blask, który ją przyciągał. Był też diabelnie atrakcyjny, kilka lat młodszy i, na litość boską, właśnie został przyjęty na posadę jej a...