Rozdział 34

1.8K 215 76
                                    

🌻 Leona 🌻

Czułam się naprawdę dziwnie, gdy w końcu usiadłam na tak znajomym krześle w pastelowej poczekalni, gdzie przyjmowała pacjentki moja przyjaciółka ze szkoły średniej. Znałyśmy się i lubiłyśmy od tak dawna, że nie mogłabym zaufać bardziej nikomu innemu w tak wrażliwej materii. Wspierała mnie w długich, trudnych lata starań, a później wyprowadzała na prostą mój uszkodzony organizm za każdym razem, gdy mnie sabotował.

Byłam raczej spokojna. Spodziewałam się porcji kolejnych tabletek na wywołanie okresu, skierowań na badania i zaleceń dietetycznych. To fakt, zapomniałam o sierpniowej kontroli, ale też potrzebowałam przerwy od tego ponurego leczenia, które tylko przypominało mi, że było ze mną coś nie tak. Szczerze? Przez te miesiące poczułam się lepiej, niż w ciągu kilku ostatnich lat. Mogłam być po prostu Leoną, która znów mogła kochać, cieszyć się i być szczęśliwa.

Beztroska.

Wolna.

— Jeszcze raz dziękuję, pani Zosiu!

Kobieta z widocznym ciążowym brzuszkiem pojawiła się w drzwiach, a tuż za nią stała moja przyjaciółka. Obie uśmiechały się i cicho dyskutowały, ściskając się serdecznie.

— To ja dziękuję — odparła. — Do zobaczenia na kolejnej wizycie. Wszystkiego dobrego! — Pomachała kobiecie, a później odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem. — Leo, super, że jesteś! Nie mam już nikogo, więc możemy zająć się wszystkim na spokojnie. Zapraszam.

Gdzieś po drodze do znajomego mi gabinetu, dopadł mnie stres. Zofia od razu to zauważyła i posłała mi pocieszające spojrzenie, gdy sadowiła się na swoim fotelu.

— Dawno cię nie widziałam. Wszystko w porządku?

— Och, chyba tak. — Zmieszałam się. — To znaczy, nie do końca. Znowu miałam zaniki okresu i chciałam o tym opowiedzieć w sierpniu, ale życie stanęło mi na drodze.

— Rozumiem — odpowiedziała życzliwie. — Jak długo to trwało?

Otworzyła na laptopie moją kartę.

— Dość długo — wymamrotałam — W ciągu tego roku miałam okres może dwa, trzy razy. Ostatni w połowie października.

— Czemu nie przyszłaś wcześniej?

— Musiałam nabrać dystansu. Miałam już dość ciągłego leczenia i chyba wolałam o tym zapomnieć — przyznałam z rozbrajającą szczerością. — Ale to już koniec taryfy ulgowej. Zerknij, co we mnie siedzi. Chcę znowu to ogarnąć. Trzeba o siebie dbać, prawda?

— Oczywiście. Rozbierz się, proszę, sprawdzimy, czy coś się zmieniło. Nie wyrzucaj sobie tego, kochana. Najważniejsze, że tu jesteś i chcesz o siebie dbać.

Bezskutecznie próbowałam uciszyć umysł, gdy ruszyłam w doskonale mi znaną trasę prowadzącą do toalety. Nie skupiałam się na niczym szczególnym, gdy odświeżyłam się, a później założyłam jedną ze specjalnych spódniczek przygotowanych dla pacjentek. Zanim wróciłam do Zosi zerknęłam na zegarek, licząc w głowie, czy zdążę wrócić do pracy przed końcem lunchowej przerwy. Na całe szczęście Wojtek nie miał problemu z tym wyjściem i pozwolił mi zostać po godzinach tyle, ile zajmie mi wizyta. Takie podejście zdecydowanie ułatwiało życie.

Mój pozorny spokój wyparował w tej samej chwili, gdy ułożyłam się na fotelu.

Nagle znów ogarnęły mnie nerwy.

Serce zgubiło rytm.

To była moja potworna rutyna. Samo położenie się w tej konkretnej pozycji przywoływało okropne wspomnienia kolejnych wizyt, kiedy odkrywano kolejne mankamenty mojego układu rozrodczego. Po tylu rozczarowaniach nawet się nie łudziłam.

Asystent I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz