Rozdział 29

1.8K 210 61
                                    


🌻 Leona 🌻

Rutyna.

To jedno proste słowo budziło we mnie prawie tyle samo tych dobrych skojarzeń, co złych, a ja kiedyś przysięgałam sobie, że już nigdy w nią nie wpadnę. Nie mogłam jednak zaprzeczyć faktom. Z Valentinem wpadliśmy w dość bezpieczny rytm powtarzalności i sama nie wiedziałam, czy należało się tym martwić. W każdy czwartek po pracy chodziliśmy na kurs tańca, w tygodniu wyskakiwaliśmy na wspólne obiady, a weekendy spędzaliśmy u mnie lub u niego. Seks był coraz gorętszy, my coraz bardziej swobodni wobec siebie nawzajem, jednak wciąż miałam wrażenie, ze to była cisza przed burzą.

Nie rozmawialiśmy za wiele o przyszłości.

W pewnym sensie oboje chyba woleliśmy udawać, ze umowa Valentina wcale nie kończyła się w lutym. Ta rozmowa musiałaby poruszyć jego dalsze plany na przyszłość, a on choć był wobec mnie dość otwarty i troskliwy, nie mówił zbyt wiele na ten temat. Stopniowo dowiadywałam się coraz więcej o jego przeszłości, kawałek po kawałku składając te nierzadko przykre wspomnienia w jeden skomplikowany obraz, który tworzył jego osobę.

To nasz los był nieodgadniony i trochę mnie to gryzło, ale milczałam.

Dni mijały. Listopad powoli przeszedł w grudzień, a ten szybko stał się przeraźliwie zimny i rekordowo wietrzny. Wciąż byłam słoneczną dziewczyną Tina, ale jego radość stopniowo przygasała proporcjonalnie do natury, która zapadła w zimowy sen. Podświadomie czułam, ze borykał się z dylematem i wyborem. Czemu wiec nic nie mówiłam?

Nie chciałam wywierać na niego presji.

Bałam się tez tego, co mogłam usłyszeć.

Przecież nie padły między nami żadne wyznania, które mówiłyby cokolwiek o miłości. Mógł nadejść dzień, kiedy on zapragnie odejść i o ile ta myśl była dźgnięciem w serce, nie chciałam go zatrzymywać. Już raz próbowałam błagać kogoś o uczucie i zdecydowanie wyciągnęłam wnioski z tego błędu.

— Czemu siedzisz taka skwaszona?

Drgnęłam, gdy głos Julii gwałtownie przerwał ciszę. Moja przyjaciółka przysiadła na biurku naprzeciwko mnie i rzuciła mi odrobinę zmartwiony uśmiech, zarzucając swoje długie włosy na plecy. Cóż, ona w przeciwieństwie do mnie ostatnio promieniała. Niełatwo było domyślić się, że pewnie znów kogoś miała, ale oczywiście nie chciała zdradzić niczego więcej. „Jeśli zrobi się poważnie, to dowiesz się pierwsza", tak to skwitowała.

— Wiesz, że święta to dla mnie drażliwy temat — odparłam, wzruszając ramionami. — Sama wtedy nie wiem, co ze sobą zrobić. Aldona i Tatiana w tym roku nie przylatują.

— Och? — zdziwiła się. — Czemu?

— Lecą do jej rodziców do Prowansji. Cała rodzina ma się zjechać.

— Przykro mi, Leo. Jesteś pewna, że nie chcesz wpaść do mnie do domu? Rodzice już wiercili mi dziurę w brzuchu, żebym cię przywiozła. Oni cię uwielbiają.

Chciałam obdarować Julkę wymuszonym uśmiechem, ale chyba wyszedł mi z tego ledwie wymuszony grymas, bo w odpowiedzi się skrzywiła. Wyjazdy w nasze rodzinne strony były dla mnie swego rodzaju tematem tabu. To nie tak, że nie lubiłam małopolski. Wręcz przeciwnie, jeszcze parę lat wstecz uwielbiałam te wyjazdy i ciszę oraz spokój, które gwarantował mój balkon w pokoju pamiętającym moje burzliwe nastoletnie czasy. Dopiero po ostrej kłótni z rodzicami przestałam tam jeździć.

Przestałam też dzwonić.

Oni też.

— Chyba zostanę w Warszawie. — Wzruszyłam ramionami. — I tak nie mam z kim zostawić kota.

Asystent I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz