Rozdział 2

2.4K 226 20
                                    

🌪 Valentin 🌪

Biznesowa część warszawskiej woli potrafiła zrobić na człowieku wrażenie, szczególnie wtedy, gdy nie było się w mieście przez parę ładnych lat. Dla mnie to też był szok, kiedy na miejscu starych kamienic zauważyłem wysokie wieżowce. Widziałem w swoim życiu wyższe i bardziej okazałe budynki, bo w stanach nie próżnowałem. Zwiedziłem tyle miast, na ile tylko pozwolił mi wolny czas oraz chęci, jednak potrafiłem docenić to, jak zmieniła się stolica. Wielkomiejski klimat tego miasta zdecydowanie spotęgował się od czasu, gdy wyleciałem z kraju przed pięcioma laty.

— Czas na nową przygodę — powiedziałem do siebie zachęcająco.

Miałem szczerą nadzieję na to, że nowy początek pomoże odwrócić mi życiową passę. Wiązałem ogromne nadzieje z tym pobytem, pracą i w ogóle z życiem, które chciałem wieść.

— Gadasz sam do siebie? — usłyszałem tuż obok.

Oczywiście, że ktoś musiał mnie usłyszeć.

Niechętnie odwróciłem wzrok od szklanych automatycznych drzwi i zatrzymałem go na nieznajomym mężczyźnie. Miał krzywy uśmieszek wymalowany na twarzy, a koszulę zmiętą w niektórych miejscach, jakby nie radził sobie najlepiej z używaniem żelazka. Do kieszonki koszuli miał przypiętą plakietkę.

Marek Walczak, Wydawnictwo WERP Media

— Może — odparłem lekceważąco. — A może nie.

— Jak nie? Przecież słyszałem.

Boże, co za kretyn, przemknęło mi przez myśl.

I na dodatek musiałem z nim pracować. Oczywiście nie znałem go zbyt dobrze, ale ten niechlujny ton, oceniający wzrok i zbędna uwaga dały mi wystarczająco do myślenia. Zwyczajnie nie lubiłem takich ludzi i niczego nie mogłem na to poradzić. Na dobrą sprawę nawet nie chciałem.

— Dziwak.

Właśnie to powiedział, zanim wtopił się w tłum i zniknął gdzieś w środku, pomiędzy kolejkami do wind. Dzień był naprawdę ładny, a ja nie chciałem, by uwagi jakiegoś nic nieznaczącego kolesia mi go zniszczyły. Dlatego też zdobyłem się na odwagę i zrobiłem pierwszy krok, po którym nadeszły też kolejne. Byłem naprawdę zdenerwowany, gdy przechodziłem przez drzwi.

Emocje opadły nieco, gdy wytłumione szklane ściany budynku oddzieliły mnie od gwaru ulicy. Zniknęły rozmowy, niesłabnący warkot samochodów i klaksony wściekle naciskane o poranku przez wszystkich spóźnialskich. Został natomiast dzwoniący telefon, bezbarwny dżingiel sączony z głośników zawieszonych pod sufitem i regularne piknięcia wind.

To mnie trochę uspokoiło. Serce znów wróciło do regularnego rytmu, a ja przetarłem dłonią pot z czoła i podszedłem do recepcji.

— Dzień dobry, potrzebuję przepustki.

Zadbałem o to, by mój głos nie zdradzał choćby najmniejszego zdenerwowania.

— Oczywiście. — Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, podsuwając mi ogromny notes. — Proszę się tu wpisać. Dokąd pan jedzie?

— Do WERP Media — mówiłem, jednocześnie pisząc. — Dziś zaczynam pracę.

Blondynka sięgnęła gdzieś poza zasięgiem mojego wzroku, a później podsunęła mi magnetyczną kartę na smyczy z dużym napisem „gość".

— Na razie proszę użyć tego. Dziś pewnie dadzą panu imienny identyfikator. Udanego pierwszego dnia i do zobaczenia!

Spróbowałem unieść wargi, ale chyba wyszedł mi z tego bardziej grymas niż cokolwiek innego. Chyba nawet jej się spodobałem, jednak nie robiło to na mnie wrażenia. W ogóle było mało rzeczy, które mogłyby wzbudzić we mnie emocje. Czasem tęskniłem za czasami, gdy wszystko było zwyczajnie prostsze.

Asystent I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz