7.

610 51 19
                                    

Chociaż Louis niechętnie podchodził do tej rozmowy z Harrym, wiedział, że musi ją odbyć, jeśli obaj chcą przetrwać ten rok.

Był pewien, że jego ostatni rok w Headington da się jeszcze uratować. Mógłby też odejść następnego lata, tak jak planował, z czwórką najlepszych przyjaciół. (Nawet jeśli nie była to ta czwórka, z którą zawsze spodziewał się wyjechać).

Nieśpiesznie wrócił do swojego i Harry'ego pokoju, rozważając w myślach możliwe scenariusze, jak mogłaby się potoczyć ich rozmowa:

Scenariusz 1:

Louis otworzy drzwi i zastanie Harry'ego leżącego na łóżku, być może bez koszulki. Gdy Louis przygotowuje się do wygłoszenia przeprosin, zanim zdąży je wygłosić, Harry podskakuje i obejmuje go mocno, przytulając do siebie. Następnie odchyli się do tyłu, trzymając jeden ze swoich smukłych palców na ustach Louisa, mówiąc mu, że w ich związku nie ma potrzeby przepraszania. Następnie pochyli głowę w dół, chwyci podbródek Louisa w dłoń i... Poczekaj.

Nie. Nie to.

Scenariusz nr 2:

Zanim Louis dotrze do sypialni, Harry będzie już stał na zewnątrz, niecierpliwie stukając nogą. Gdy tylko jego głębokie, leśnozielone oczy wylądują na Louisie, zepchnie z drogi wszystkich innych uczniów na korytarzu i przyciągnie Louisa do siebie, miażdżąc go w uścisku. Wtedy mruknie Louisowi do ucha łagodne przeprosiny, po czym pochyli głowę w dół, chwyci podbródek Louisa w dłoń i... Kurwa.

Znowu to samo.

Scenariusz 3:

Louis wtargnie do ich pokoju, podejdzie do Harry'ego leżącego na łóżku, rozsiądzie się na jego kolanach, pochyli głowę w dół, chwyci podbródek Harry'ego w dłoń i... SERIO?

Louis wyrzucił z głowy te niepokojące myśli, gdy w końcu dotarł do ich drzwi. Przypomniał mu się drugi dzień, kiedy po raz kolejny przyłożył ucho do drzwi przed wejściem - po prostu nasłuchiwał.

Nic.

Ostrożnie otworzył drzwi, przerażony (a jednocześnie pełen nadziei), że gdy wejdzie do środka, zastanie Harry'ego leżącego na łóżku. Może któryś z powyższych scenariuszy mógłby się spełnić, jeżeli tak właśnie by było...

Nie. Pusto.

To dobrze, prawda? Tak... Louis i tak obawiał się, że go zobaczy, więc to dobrze. Nie czuł się rozczarowany. Nawet w najmniejszym stopniu.

Leżał na łóżku Harry'ego, wdychając kuszący zapach wanilii z miętą przez co najmniej dwadzieścia minut, z niepokojem oczekując jego przybycia, zanim wstał i zaczął chodzić po pokoju. Jego wzrok padł na kalendarz na ich wspólnym biurku i...

Cholera. Był czwartek. Sprawdził zegarek i skrzywił się, gdy zauważył godzinę.

Anioły rozgrywały dziś swój drugi mecz, a on miał być tam teraz i obserwować. Jak mógł zapomnieć? Minęła już połowa meczu, ale gdyby się pospieszył, zdążyłby tam dotrzeć przed rozpoczęciem drugiej połowy. Pamiętał, żeby po drodze wziąć swoje kule - dzięki nim będzie mógł szybciej chodzić.

***

Gdy zbliżał się do boiska, okazało się, że drużyna nadal znajduje się w szatni, prawdopodobnie słuchając jednej z typowych pogadanek trenera Cordena. Louis, technicznie rzecz biorąc, wciąż był członkiem drużyny i wiedział, że zapomniał o pierwszej połowie, ale był rozkojarzony. To znaczy, miał dziwne myśli.

Zbliżył się do szatni i już miał wejść, gdy wyszedł trener Corden. Poklepał Louisa po plecach i uśmiechnął się do niego, po czym wrócił na boisko.

Zawodnicy musieli odbyć krótką rozmowę bez trenera. Nie chciał jej przerywać, więc delikatnie popchnął drzwi do szatni i zakradł się do środka. Poczeka, aż skończą, a potem będzie życzył im powodzenia w drugiej połowie.

Usłyszał aksamitny, znajomy głos odbijający się echem od szafek i uśmiechnął się na myśl o mocnej wypowiedzi kapitana Harry'ego. Nie słyszał jeszcze dokładnie jego słów, ale ponieważ była to jego ulubiona część bycia kapitanem - motywowanie wszystkich razem - mógł sobie tylko wyobrazić, jak bardzo podobało się to Harry'emu.

Gdy Louis zbliżał się do rogu i miał się zapowiedzieć, słowa Harry'ego rozbrzmiały w sali,

- Ach tak? A gdzie jest wasz 'prawdziwy' kapitan? Nie ma go tu, prawda? Nawet nie raczył się, kurwa, pojawić. Tak, przegrywamy, ale to nie tylko moja wina. Może i nie całkiem wkładam w to całe serce, ale wy też nie. Wszyscy, kurwa, stracili wątek... - Zszokowany Louis niezdarnie upuścił jedną z kul. Cały zespół odwrócił głowy i spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

Niall jako pierwszy podniósł się z krzesła i ruszył w jego kierunku z paniką na twarzy. Louis po prostu wyciągnął dłoń w powietrze, dając mu znak, żeby się zatrzymał, co na szczęście zrobił. Louis schylił się i z trudem próbował odzyskać swoją upadłą kulę, jednocześnie starając się nie przewrócić całkowicie. Zobaczył, że Zayn próbuje mu pomóc. 

Powiedział stanowczo: "Nie rób tego". Napięcie w pokoju można było ciąć nożem. Louis musiał się stamtąd wydostać. W tej chwili.

Kiedy stanął na czterech nogach, rzucił ostatnie spojrzenie na pokój. Widział, że Liamowi drży dolna warga i jeśli Louis dłużej by na niego patrzył, załamałby się.

Nie miał odwagi spojrzeć na Harry'ego. Łzy zbierające się w jego oczach groziły wylaniem się na zewnątrz, a spojrzenie na Harry'ego prawie na pewno dałoby im pozwolenie, na które czekały.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł stamtąd, jak nietoperz z piekielnej otchłani.

***

Louis ruszył z powrotem w kierunku głównego budynku szkoły, a deszcz lał się na niego strumieniami. W głowie mu się kręciło, a on nie miał dokąd pójść. Łzy płynęły swobodnie, ale na szczęście deszcz padający na jego twarz dawał mu ochronę przed ciekawskimi spojrzeniami.

Nie chciał, żeby Dan zobaczył go w takim stanie.

Nie mógł pójść do swojego pokoju... Nie chciał już nigdy więcej widzieć Harry'ego. Nie mógł nawet pójść i wyżalić się Niallowi ani żadnemu innemu chłopakowi, bo wszyscy tam byli. Wszyscy. Uważnie słuchali przemowy Harry'ego, jeśli w ogóle można to tak nazwać - raczej oczernianiem.

Żaden z nich nie stanął w jego obronie. Nikt nie pomyślał, żeby stanąć w jego obronie. Przecież to jego najlepsi kumple. Znał ich od ponad sześciu lat...

Louisowi pękało serce.

Znowu.

Nie mógł sobie poradzić z ponowną utratą kogoś tak bliskiego i ku jego niedowierzaniu, to nie Niall, Liam czy Zayn byli tymi, których sobie wyobrażał, gdy o tym myślał. To był Harry.

Nie mógł sobie poradzić z utratą Harry'ego.

Musiał się wydostać. Musiał uciec.

Louis naciągnął kaptur na głowę, zamówił przez telefon taksówkę i ruszył w stronę bramy szkoły.

Away From Home [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz