Rozdział drugi

996 48 103
                                    


Przez to, że dziś piątek moje lekcje kończą się o 16, ale jako, że jestem bardzo pilną uczennicą to musiałam zostać do 18 na zajęciach dodatkowych. Taki minus bycia kujonem...

Idąc korytarzem napotkałam panią Cothran, która szła z jakimiś papierami w dłoniach.

- Ooo dziecko, z nieba mi spadłaś- podeszła do mnie, a ja uśmiechnęłam się sztucznie, co jak co, ale trzeba być miłym nawet jak tego kogoś się nie lubi - Byłabyś taka miła i zaniosła te papiery do sali matematycznej? - spytała błagalnym głosem.

No ta, trzeba pamiętać jedną zasadę, która wpajał mi mój ojciec wiekami. Przyjaciół musimy trzymać blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.

A moim wrogiem jest właśnie pani J.Cothran.

- No dobrze, zostawię je na biurku - zabrałam od kobiety dokumenty.

- A i powiedz temu chłopakowi co mi pomagał, żeby już poszedł do domu - przytaknęłam głową na jej słowa i poszłam w stronę sali od matematyki.

Z tego co zobaczyłam są to jakieś stare sprawdziany młodszych klas, dlatego nie zbyt mnie to zainteresowało. Był piątek, a ja marzyłam, żeby teraz położyć się w łóżku i obejrzeć jakiś film, a potem ogarnąć materiał na przyszły tydzień.

Dla niektórych weekend to czas oglądania seriali czy filmów. Dla innych to czas wyjścia z przyjaciółmi na imprezę, czy wyjście na randkę do kina. A dla takich osób jak ja, jest czas na naukę. W całym moim 17-letnim życiu nie dostałam ani razu oceny niedostatecznej.

To chyba trochę dziwne jak na nastolatkę.

Od sytuacji, która wydarzyła się na stołówce, gdzie główną role grałam ja, Matteo i Amy minął tydzień. Przez cały ten czas czułam się obserwowana. Gdzie tylko byłam, w szkole czy w drodze do domu, sklepu. Czułam kogoś za sobą. Jedynie w domu mogłam zaznać trochę spokoju. Miałam dziwne przeczucie, że za niedługo stanie się coś złego.

Weszłam do otwartej sali i zaczęłam kierować się do biurka. W sali nie było zapalonego światła, ale przez okno wpadało jeszcze jakieś światło chowającego się słońca. Mojej uwadze nie umknęło to, że w schowku pali się światło i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że miałam przekazać tam komuś, że może iść.

Moja pamięć zawodzi jakoś ostatnio.

- Pani Cothran mówiła, że możesz już iść - powiedziałam głośno, żeby ta osoba mnie usłyszała i wtedy coś spadło.

Jak się okazało były to papiery, które źle położyłam na biurku i spadły. Wcześniej widziałam, że były one ułożone klasami, dlatego usiadłam na podłogę i zaczęłam je układać tak jak były, bo przez ten upadek się pomieszały. Skończyłam robić klasę A, i wtedy nagle poczułam czyjąś obecność za sobą. Nie bałam się, bo wiedziałam, że jest to ta osoba co miała pomóc pani J, więc nie przejmując się obecnością innego ucznia, zaczęłam układać grupę B.

- Czemu siedzisz na podłodze? - spytała osoba za mną, moje serce zatrzymało się na ten głos, a myślenie włączyło przez chwilę.

- Układam sprawdziany, które mi spadły- odpowiedziałam po chwili tak jakby to była najbardziej oczywistą rzecz, no bo w sumie była.

- Okej - zaśmiał się krótko, a potem usiadł obok mnie i zaczął zbierać grupę C.

Trochę nam to już szło, bo sprawdzianów było dużo, dlatego wreszcie postanowiłam zagadać i skończyć niekomfortową dla mnie ciesze.

- Przeprowadziłeś się tu z rodzicami?

- To nie twój interes Harris - odpowiedział lekko wkurzony. Ale no cóż miał rację. Nie był to mój interes.

S.A.K - Dzień I NocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz