Rozdział XXI

405 26 7
                                    

5 stycznia (środa)

Od kiedy tylko sięgam pamięcią nie lubiłam wycieczek klasowych czy ogólnie szkolnych. Wydawały się one dla mnie strasznie nudne. Choć zawsze na nie jeździłem, bo nalegała na mnie moja przyjaciółka, która wręcz kochała na nie jeździć i zwiedzać nowe tereny. Szczerze mówiąc sama lubię zwiedzać i poznawać nowe kultury czy zwyczaje, ale nie z klasą i nauczycielami, którzy chodzą za nami non stop.

Ale ty razem jestem już zmuszona wylecieć z klasą do Londynu. Wkroczyłam na plansze i mam zamiar zbić pionek Clyda i całej reszty, która będzie mi tylko przeszkadzała. Dowiem się prawdy kim jest rodzina DeVitto i po jaką cholerę Tyler wysłał mi te listy z groźbami.

Gdy wróciłam do domu z wiadomością, że zdjęcia wysyłane były z Londynu, próbowałam połączyć jakiś fakty, ale za dobrze mi to nie szło. I dopiero na drugi dzień w szkole Kaya dała mi do myślenia, że przecież cała ta sytuacja łączy się tylko z jednym miejscem. A raczej miastem.

Pożar domu rodzinny DeVitto, miał miejsce w Londynie.
Tyler pochodzi z Londynu.
Niektóre listy zostały stamtąd wysyłane.
Sms ze zdjęciami były wysłane stamtąd.

Ktoś z Londynu kieruje kimś tu, w Irvine. Bo raczej nie jest to jedna osoba, jest ich kilka. Komunikują się między sobą i przekazują informacje, wiadomości oraz zdjęcia.

Ale jeszcze jedno mi nie gra. I może to nie być w ogóle związane z sprawą Tylera, ale słowa chłopaka w domku za miastem dopiero potem wleciały mi do głowy ,,nie znalazłem tej osoby, której szukałem latami, ale znalazłem osobę, która ma z nią więź krwi, matczynej krwi''. Nie mam pojęcia jak zapamiętała te zdanie całe, ale jest to dość chore, bo one mi się przyśniło. Z mojego snu pamiętam tylko sytuację jak chłopak był przede mną i mi to mówił. Nie mam pojęcie, dlaczego tylko te zdanie zapamiętałam ze snu, ale od razu po przebudzeniu, zapisałam je na jednej z kartek i schowałam do szafki.

Na razie nie chciałam zawracać sobie tym głowy, muszę skupić się na tym, aby wyeliminować każdego kto stanie na mojej drodze do prawdy. Nie mogę sobie pozwolić na żadne potknięcie, mam już jakiś zarys planu, ale jak na razie nie chce go zdradzić nikomu, bo jednak żyje z przekonaniem, że gdy za dużo osób o czymś wie to takie rzeczy nie wychodzą i nie mają najmniejszego sensu.

Ale teraz priorytetem dla mnie jest tylko bezpieczne dojechanie do Londynu, potem o reszcie się pomyśli.

- Świetnie, a gdzie LaRosa i Duffy?! - zapytał podniesionym głosem nasz nauczyciel wychowania fizycznego.

- Jesteśmy, jesteśmy! - krzyknął z daleka Matteo.

- W takim razie pakować się do tego autobusu, bo jeszcze przez was się spóźnimy.

Wszyscy posłusznie zaczęli wchodzić do autokaru. Przez moja nieuwagę weszłam ostatnia i przysięgam, że chciałam zabić Kaye. Dziewczyna usiadła sobie ze swoim chłopakiem, a mnie zostawiła dwie opcje. Albo usiąść z Leo, który nie zachowuje się jak istota ludzka albo pójdę na pożarcie Clyda. Ani ta opcja mi się nie podoba ani ta.

Popatrzyłam w stronę Leo, który siedział zaraz za Clydem, tylko że po drugiej stronie i uśmiechnęłam się miło. Przecież to tylko godzina wytrzyma z nim na luzie. To przecież nie tak, że chłopak pobił kiedyś swoją dziewczynę na imprezie przy wszystkich. To wcale nie tak, że chłopak kiedyś do mnie podbijał, ale z jakieś pięćdziesiąt razy dałam mu kosza.

Idąc w stronę czarnowłosego chłopaka już w myślach miałam tysiąc sposobów na zabicie Kayi i to z zimna krwią. Przechodząc obok niej tylko uśmiechnęłam się sztucznie i wystawiłam środkowego palca. A ta nijak zareagowała na to, tylko tym bardziej przytuliła się do ramienia swojego chłopaka.

S.A.K - Dzień I NocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz