Rozdział XXVII

435 30 37
                                    

Ważne coś, chyba.

To co kurde przeczytacie tu na dole jest to jakiś nie wypał totalny. Ja nie mam pojęcia co ja tu odwaliłam i rozumiem swoje błędy w tym wszystkim. Na dobre wytłumaczenie napiszę, że zabrakło mi czasu, a musiałam wstawić pierwszą scenę. Kiedyś poprawię to wszytko obiecam wam to, bo aż sama nie mogę na to patrzeć.

Miłego czytania mysze moje <33

14 luty (poniedziałek)

Właśnie o to w ten dzień mam wyjebane na wszystko i na wszystkich. I gdyby nie to, że muszę iść do szkoły, to zostałabym w domu pod kołdrą obżerając się niezdrowym żarciem i oglądaniem jakiegoś filmu.

Walentynki. Dla mnie jest to dzień jak każdy inny, ale nie dla reszty społeczeństwa mojej szkoły. W ten jakże wyjątkowy dzień cała szkołą jest ozdobiona w jakieś serduszka i gówno co jeszcze.

Jeszcze gdy sama byłam z Davidem dałam radę to przetrwać, ale teraz gdy jestem sama będzie ciężko.

Nasza szkoła ma bardzo dziwną zasadę. W walentynki chłopcy dają anonimowo dziewczyną róże wraz z liścikiem. Potem na długiej przerwie osoby wyznaczone chodzą i rozdają kwiaty z listami dla dziewczyn. W tamtym roku będąc w związku dostałam trzy róże od innych chłopaków, którzy od razu pożałowali, że mi je dali.

David był zazdrosny co w nim wtedy uwielbiałam. Chronił mnie przed każdym chłopakiem. Szczerze mówiąc to zbliżyć mógł się do mnie tylko Kol - przyjaciel Davida, którego znał od dziecka i ufał w stu procentach.

W tym roku nie mam pojęcia jak to będzie i ile róż mogę dostać teraz. Niby ludzie coś wiedzą, że jestem z Christianem, ale jednak większość myśli, że to pogłoski. I dobrze niech dalej tak myślą. Niech myślą, że mnie i chłopaka łączy jedynie przyjaźń.

Pożegnałam się z ojcem i Aliną i wyszłam z domu. Niestety, ale musiałam wrócić do trybu życia gdzie ja prowadzę i jeżdżę po Kaye.

Przywitałam się z moim Mercedesem i wsiadłam do niego. Czarny plecak rzuciłam gdzieś do tyłu i odpaliłam samochód. Wyjechałam z posesji od razu kierując się do miejsca gdzie drogę znam na pamięć.

Po kilku minutach podjechałam pod dom brunetki. A gdy spojrzałam w jego stronę zaniemówiłam i to nie z wrażenia. Dziewczyna swoje włosy, które były już ponad ramiona pofalowała, a na łeb założyła jakieś wystające czerwone serduszka, które były na sprężynę i chyba świeciły. Do tego założyła różowe spodnie z niskim stanem i bluzę w serca taką jaką miała główna bohaterka Jennifer's Body. Walnęłam się z otwartej ręki widząc dziewczynę.

Ją pojebało jak co roku w czternastego lutego.

Naprawdę nie rozumiem, czternasty luty to taki sam dzień jak każdy. A pary, które dopiero w ten dzień dają sobie prezenty są pojebane, przecież nie trzeba mieć wyznaczonej daty aby podarować swojej ukochanej osobie jakiegoś upominku. Tak samo jak okazywanie sobie uczuć czy czułości, dlaczego niektórzy dopiero w tej dzień postanawiają pokazać jak się kochają?

-Hejkaaa - wsiadła do samochodu i spojrzała na mnie przerażona.

- Co? - spytałam i zaczęłam jechać w stronę szkoły.

- Co ty masz na sobie? - zapytała z wyczuwalnym wyrzutem - Przecież dziś walentynki, a nie pogrzeb.

Ej co ona się przyczepiła do mojego stroju. Przecież ja tak codziennie wyglądam, czarne jeansy i tego samego koloru bluza.

- A może ja dziś idę na pogrzeb?

- Kogo? - spytała zmartwiona.

Ona udaje głupią, prawda?

S.A.K - Dzień I NocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz